Ze wszystkich pomysłów na wybrnięcie z obyczajowego skandalu obnażającego własne zakłamanie były wiceprezes Ordo Iuris wybrał najgorszy – przekonywanie opinii publicznej, że ludzie wierni wyznawanym przez siebie wartościom są mniej wiarygodni w ich szerzeniu. Brzmi jak kapitulacja, zwłaszcza u kogoś, kto całą polityczną karierę zbudował na narzucaniu innym swoich własnych poglądów na życie i rodzinę. Nie zamierzam pastwić się nad niewierną parą układaczy cudzego życia, ciekawa jestem, czy sami korzystają z dobrodziejstw tego, co chcą narzucić wszystkim planującym rozwód – mediacji małżeńskich, które zgodnie z ich postulatami miałyby być obowiązkowe, nawet jeśli nie ma najmniejszych szans na uratowanie małżeństwa, a wymuszone przeciąganie procedury rozwodowej może jedynie dołożyć niepotrzebnych cierpień stronie słabszej, np. doświadczającej przemocy domowej.
Czytaj więcej
Artur Dziambor: „Ciężko być na tyle głupim, żeby się nie zabezpieczać na wszelkie możliwe sposoby. Celowo nie rozmawialiśmy o tym, celowo nie wywoływaliśmy dyskusji, żeby nie brać udziału w kampanii »Szczepimy się«. Ja za każdym razem mówiłem: idźcie do lekarza. Jaki to jest przekaz? Trzeba być naprawdę niespełna rozumu, żeby nie zrozumieć tego przekazu".
Nie znam wielu małżeństw, które się rozstały zbyt pochopnie, znam za to sporo takich, które rozstały się zbyt późno, zwiększając psychiczne koszty poniesione nie tylko przez samych małżonków, ale przede wszystkim przez ich dzieci. Jeśli z tego skandalu ma wyjść jakieś dobro, to na pewno nie będzie nim przekonywanie, że wierni są mniej wiarygodni, ale pokazanie, że jeśli już trzeba się rozstać, można to zrobić z klasą. Np. usuwając się z życia publicznego dla dobra byłych małżonków i wspólnych dzieci, które – w przeciwieństwie do romansującej pary – o wywleczenie na widok publiczny się nie prosiły. A środowiska postępowe – jak się należało się spodziewać – nie straciły okazji, żeby się powyżywać, i nie oszczędzają przy tym nawet Bogu ducha winnych dzieci.
Nie znam wielu małżeństw, które się rozstały zbyt pochopnie, znam za to sporo takich, które rozstały się zbyt późno, zwiększając psychiczne koszty poniesione nie tylko przez samych małżonków, ale przede wszystkim przez ich dzieci. Jeśli z tego skandalu ma wyjść jakieś dobro, to na pewno nie będzie nim przekonywanie, że wierni są mniej wiarygodni, ale pokazanie, że jeśli już trzeba się rozstać, można to zrobić z klasą.
Dla konserwatywnych wartości najlepiej byłoby, gdyby uchodźcy z Ordo Iuris zajęli się przez najbliższe lata czymś innym niż pouczanie w kwestiach moralnych. Nie mam żadnej satysfakcji z tego, co teraz przechodzą, ale jeśli jeden głośny romans pomoże zahamować zapędy tego środowiska do urządzania świata według własnych poglądów – będzie z tego pewien pożytek. Tylko rodzin szkoda.