Bogusław Chrabota: Czy jest wciąż szansa dla Ukrainy

To oczywiście banał, że im więcej solidarności Zachodu w sprawie Kijowa, tym bezpieczniejsza Ukraina. Ale banał tylko pozorny, bo odruch solidarności, o którym piszę – i którego oczekuję – nie jest wobec naszego sąsiada łatwy. Także powszechnie powtarzana przez wrogów Kijowa teza, że Ukraina to państwo upadłe, nie wzięła się z księżyca. Mało kto w Europie tyle razy zlekceważył światową koniunkturę, szanse podsuwane przez geopolitykę i globalizację, co Ukraińcy. Wystarczy przyjrzeć się dorobkowi ostatnich 30 lat i porównać ścieżkę rozwoju Kijowa i sąsiadów, by zaczęły boleć zęby.

Publikacja: 04.02.2022 17:00

Kijów

Kijów

Foto: Pixabay

Na początku lat 90., w dobie likwidacji ZSRR, to Ukraina miała największy potencjał do europejskiego sukcesu. Stabilna 50-mln populacja, rozwinięty przemysł, duże zasoby surowców naturalnych, duże i rozwinięte metropolie, najlepsze grunty rolne w Europie, kluczowe porty Morza Czarnego. Czego chcieć więcej? Można by wręcz nazwać te aktywa najprostszą na świecie autostradą do sukcesu. A jednak nie. Ukraina nie potrafiła wykorzystać potencjału, którym dysponowała. Zamiast transparentnej prywatyzacji, która wprowadziłaby ukraiński przemysł w świat międzynarodowych inwestycji i technologii, Kijów zafundował sobie iście mafijny system oligarchiczny, prowadzący do parcelacji państwa i niedający gwarancji wzrostu wskaźników zamożności obywateli. Nie lepiej było w polityce. Zamiast przejrzystego systemu partyjnego rządziły kontrolowane przez oligarchów i Moskwę koterie, co w społeczeństwie oczekującym przemian w stylu zachodnim musiało prowadzić do kolejnych katharsis na kijowskim Majdanie.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Postęp z rządowymi harcerzykami w tle

Zamiast reform permanentna korupcja. Zamiast konsolidacji państwa jego stopniowe pękanie i kompletna, kompletna niemożność podejmowania skutecznych reform. Byłem tego naocznym świadkiem. Bywałem na kolejnych „majdanach" i przez lata prowadziłem debaty z ukraińskimi politykami. Charakterystyczne na początku wieku było w ich kręgach przekonanie, że Kijów jest tak ważny dla obu potęg – Rosji i Europy – że może zachowywać się jak panna na wydaniu. A więc stroić tylko, pudrować nosek i czekać na najlepszą ofertę matrymonialną.

Ileż było w tym złudy, przekonano się w Kijowie w dniu upadku skorumpowanego reżimu Janukowycza, przy okazji strzałów na Majdanie i podczas prowokowanych przez Rosjan „buntów" w Donbasie. A kilka się nie udało. Putinowskie zielone ludziki zajęły Krym, ale nie dały rady w Odessie. Byłem tam w końcu kwietnia 2014 r., obserwując prorosyjski pochód, dokładnie tydzień przed pamiętnymi wydarzeniami z 2 maja, kiedy podczas wywołanych przez prowokatorów zamieszek zginęło niemal 50 osób. Odessa miała być kolejnym Donieckiem czy Ługańskiem, ale – jak się okazało – być nie mogła. Mimo prowokowanych manifestacji miasto się nie ruszyło. Większość mieszkańców pozostawała doskonale obojętna na to, co dzieje się na ulicach. Ta rewolucja nie mogła się powieść.

Ileż było w tym złudy, przekonano się w Kijowie w dniu upadku skorumpowanego reżimu Janukowycza, przy okazji strzałów na Majdanie i podczas prowokowanych przez Rosjan „buntów" w Donbasie. A kilka się nie udało. Putinowskie zielone ludziki zajęły Krym, ale nie dały rady w Odessie. 

Ale nie mogły również reformy. Pamiętam, z jaką nadzieją, jako pierwszy zresztą dziennikarz z Zachodu, wsłuchiwałem się w słowa powołanego właśnie na premiera Arsenija Jaceniuka. Tak, mamy swoje priorytety – mówił. Koniec z korupcją, ograniczenie władzy oligarchów, uwolnienie handlu ziemią, reforma wymiaru sprawiedliwości. Jego spojrzenie wydawało się ciężkie jak kamień, a rysy jak ryte w granicie. Już widziałem tę jutrzenkę sukcesu nad szarym niebem Kijowa w pierwszych dniach marca 2014. Nie było żadnej jutrzenki; oligarchowie okazali się mocniejsi. Co ciekawe, kolejni premierzy powtarzali dokładnie to samo, dodając, że będzie to – choć konieczne – jednak trudne ze względu na wojnę w Donbasie. Okazało się jeszcze trudniejsze; Ukraina jest wciąż na początku reform, za co płaci straszliwą cenę powszechnej pauperyzacji i ucieczki milionów za pracą na zachód.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Czy ktoś ma tyle odwagi co Balcerowicz?

Czy jest wciąż jakaś szansa dla tego państwa? Codziennie zadaję sobie to pytanie i zarazem wybijam je z głowy, bo jakże można tak pytać? Są tam nasi przyjaciele marzący o wolnym świecie, jak my, mający te same plany i aspiracje. A poza tym, co stanowi alternatywę dla ukraińskiej demokracji? Putinowska, trzymana żelazną ręką za mordę kleptokracja? Białoruski kołchoz Łukaszenki? Chiny? A może kolejne ogniska wojny? Dlatego kibicuję temu zrodzonemu niedawno ze wspólnego nieszczęścia narodowi. Życzę mu wsparcia wszystkiego, co na Zachodzie najdzielniejsze, najrozsądniejsze, najbardziej sprawiedliwe. Zwalczam jak mogę kremlowską propagandę i imperialne zapędy moskiewskiego autokraty. Mobilizuję niechętną wspieraniu Kijowa, przestraszoną, uległą i apatyczną opinię publiczną na Zachodzie. I cieszę się, że polski rząd zdecydował się na wsparcie ukraińskiej niepodległości. Może z Waszyngtonem i Londynem będziemy na tyle silni, że Putin wycofa dywizje w głąb Rosji. Takie są moje poglądy. Nie tylko jako spadkobiercy Jerzego Giedroycia, ale także szczerego wielbiciela wolności i demokracji. W tej sprawie po prostu nie można inaczej.

Na początku lat 90., w dobie likwidacji ZSRR, to Ukraina miała największy potencjał do europejskiego sukcesu. Stabilna 50-mln populacja, rozwinięty przemysł, duże zasoby surowców naturalnych, duże i rozwinięte metropolie, najlepsze grunty rolne w Europie, kluczowe porty Morza Czarnego. Czego chcieć więcej? Można by wręcz nazwać te aktywa najprostszą na świecie autostradą do sukcesu. A jednak nie. Ukraina nie potrafiła wykorzystać potencjału, którym dysponowała. Zamiast transparentnej prywatyzacji, która wprowadziłaby ukraiński przemysł w świat międzynarodowych inwestycji i technologii, Kijów zafundował sobie iście mafijny system oligarchiczny, prowadzący do parcelacji państwa i niedający gwarancji wzrostu wskaźników zamożności obywateli. Nie lepiej było w polityce. Zamiast przejrzystego systemu partyjnego rządziły kontrolowane przez oligarchów i Moskwę koterie, co w społeczeństwie oczekującym przemian w stylu zachodnim musiało prowadzić do kolejnych katharsis na kijowskim Majdanie.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi