Ostatnie gesty prezydenta są jednoznaczne. W wywiadzie dla tygodnika „Sieci" wystawia rządowi Morawieckiego czwórkę z plusem, choć przecież mógłby próbować zbijać jakiś kapitał na krytyce rządowych błędów, ba, na roli bardziej wyrazistego recenzenta. Taki dystans od bieżących błędów łatwo byłoby nawet sprzedawać jako apolityczny.
Z kolei w wywiadzie dla TVN Andrzej Duda zaskakuje publikę słowami dotyczącymi przenoszonych przez resort sprawiedliwości prokuratorów. – Będąc prokuratorem, można przejść sobie do innego zawodu prawniczego. Jeżeli prokuratorom jest tak bardzo źle, narzekają, to ja tu problemu nie widzę. Niekoniecznie trzeba pracować w państwowym zawodzie prawniczym. Można być adwokatem, radcą prawnym, notariuszem – ta jego lapidarna opinia wzbudziła oburzenie opozycji i kręgów prawniczych, w sporej większości antyrządowych.
Niezależnie od tego, kto ma rację merytoryczną – prokuratorzy angażujący się czasem w aktywność antyrządową czy resort sprawiedliwości – tryb przeprowadzenia tej operacji, kiedy to ludzi przerzucano z dnia na dzień po kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania, nosi znamiona mobbingu. Nawet niektórzy politycy PiS uznali słowa prezydenta za nieostrożne, dziwiąc się skądinąd, że tak niewiele zostało z postawy Dudy w roku 2017, kiedy próbował łagodzić zmiany w wymiarze sprawiedliwości.
Wprawdzie z samym Zbigniewem Ziobrą prezydent pojednał się już dawno w trakcie prac nad reformą sądownictwa po wecie (kompromis został wtedy przypieczętowany kolacją w prezydenckim pałacu z udziałem żon obu polityków), ale tak twarde deklaracje ze strony Andrzeja Dudy nie padały. Po prostu nie były w jego stylu. Teraz są.
Pisałem kilka razy, że tak jak kampania prezydencka roku 2015 zapowiadała polityczną ofensywę PiS, tak ta w roku 2020 zbliżyła głowę państwa do pisowskiego ludu, a po części i do polityków prawicy, którzy siłą rzeczy byli dla niego głównym wsparciem. Oni go bronili, podczas gdy reszta politycznej Polski bezpardonowo atakowała. Prezydent wybrał wtedy drogę pełnego utożsamienia się z dorobkiem rządu, co w końcu dało mu zwycięstwo. Zarówno emocje, jak i kalkulacje nadały więc ton tej prezydenturze w drugiej kadencji.