Kultura plecami do Łukaszenki

Walec represji Aleksandra Łukaszenki nie oszczędził kultury. Niszczy białoruskich artystów i zespoły.

Publikacja: 05.02.2021 10:00

Paweł Łatuszka, były minister kultury, wieloletni dyplomata i były dyrektor najstarszego białoruskie

Paweł Łatuszka, były minister kultury, wieloletni dyplomata i były dyrektor najstarszego białoruskiego teatru im. Janki Kupały. Dzisiaj jeden z liderów opozycji demokratycznej, ścigany przez Mińsk listem gończym

Foto: AP/East News

Chaim Soutine urodził się pod koniec XIX w. w Śmiłowiczach pod Mińskiem, w ubogiej żydowskiej rodzinie. Ojciec chciał, by poszedł jego śladami. Wyjechał do Wilna, a już kilka lat później przeprowadził się do Francji, gdzie był współtwórcą École de Paris, grupy malarzy działających w Paryżu w pierwszej połowie XX w. Jego rodziców zamordowano w pierwszych latach wojny. On zmarł w 1943 roku. Na jego pogrzeb przyszło zaledwie kilka osób, ale był wśród nich Pablo Picasso. Nikt wtedy nie wiedział, że twórczość Soutine'a niemal 80 lat później wstrząśnie dyktaturą w jego ojczyźnie, a namalowany przez niego obraz stanie się symbolem Białorusinów walczących o wolność.




Aresztowana „Ewa"

Obraz „Ewa" z 1928 roku przedstawia kobietę ze skrzyżowanymi ramionami i wykrzywionymi ustami. Sprowadzone do Mińska dzieło sztuki okazało się najdroższym w historii niepodległej Białorusi. W 2013 roku obraz zakupił za 1,8 mln dolarów ówczesny prezes Biełgazprombanku Wiktar Babaryka. Wpadł na pomysł utworzenia w Mińsku kolekcji obrazów, podobnej do tych, które posiada wiele banków na świecie. Postanowił zebrać jak najwięcej dzieł autorstwa urodzonych na Białorusi twórców należących przeważnie do École de Paris.

Dzięki niemu do Mińska przyjechały obrazy malarzy o białoruskich korzeniach, w tym pochodzącego z Witebska Marca Chagalla, w sumie niemal 150 obrazów wartych kilkadziesiąt milionów dolarów. Szybko też pojawił się pomysł utworzenia w stolicy galerii Art-Belarus, którą umieszczono w budynku Pałacu Sztuki. Sprowadzano też cenne rzeźby oraz kilka ważnych dla kultury białoruskiej książek, w tym wydaną w 1522 roku „Małą książkę podróżniczą" Franciszka Skaryny, ojca starobiałoruskiego piśmiennictwa, prekursora drukarstwa wschodniosłowiańskiego.

W kraju Aleksandra Łukaszenki Babaryka stał się głównym mecenasem kultury, również tej niewygodnej dla władz. Gdy w Mińsku zakazano wydawnictwom państwowym drukować książki noblistki Swiatłany Aleksiejewicz, zrobił to Babaryka. Bank, na którego czele stał, zasponsorował w 2018 roku druk 15 tys. egzemplarzy kilkutomowego wydania jej dzieł i podarował je bibliotekom. Rządzący od 1994 roku Łukaszenka niespecjalnie się tym przejmował, dopóki bankier nie rzucił mu rękawicy podczas ubiegłorocznych wyborów prezydenckich. Babarykę aresztowano razem z synem. „Aresztowano" też wszystkie obrazy w galerii Art-Belarus, które „dołączono do sprawy karnej", Babarykę oskarżono m.in. o pranie brudnych pieniędzy, a do wyborów nie dopuszczono.

W sieciach społecznościowych błyskawicznie pojawiły się wpisy solidaryzujących się z „aresztowaną Ewą". Internauci dorysowali do obrazu Soutine'a kraty więzienne, a nawet założyli „Ewie" pasiak. Stała się symbolem białoruskich protestów. Kobieta z obrazu zdobyła taką popularność, że pojawiła się na plecakach, torebkach i koszulkach. To „Ewa" była pierwszą kobiecą twarzą antyrządowych demonstracji. Dopiero później pojawiła się Swiatłana Cichanouska, która wystartowała w wyborach zamiast aresztowanego męża, popularnego blogera Siarheja Cichanouskiego, i zdobyła poparcie wszystkich sił opozycyjnych.

Przez ćwierćwiecze rządów Łukaszenki wyłoniła się liczna grupa artystów, którzy dużą część swojej twórczości poświęcili walce o wolność. Miński malarz Aliaksiej Maraczkin rysował plakaty i transparenty, których nie chciały drukować państwowe drukarnie. Wielokrotnie miał w domu rewizje. Aleś Puszkin w swojej wiosce Bóbr w obwodzie mińskim malował wnętrze cerkwi z motywem sądu ostatecznego. Wybuchła afera, gdy wśród postaci grzeszników ktoś rozpoznał twarz przywódcy kraju. Obraz zamalowano, a cerkiew spłonęła w niewyjaśnionych okolicznościach w 2011 roku. Nie sposób pominąć Alesia Cyrkunoua, który na głośnym obrazie przypomniał wiele postaci ze świata białoruskiej kultury represjonowanych przez komunistów i zapomnianych przez władze.

Znamienna jest historia artysty Romana Bondarenki. Mieszkał przy placu Peremien (plac Zmian), przy ulicy Czerwiakowa, na najbardziej opozycyjnym osiedlu Mińska. Mieszkańcy zbierali się tam co wieczór, sprowadzali niezależne zespoły, śpiewali zakazane piosenki, tańczyli. Powstał mural przedstawiający dwóch zbuntowanych dźwiękowców, którzy podczas rządowej imprezy w Mińsku włączyli piosenkę „Peremier" (Zmiany) Wiktora Coja, elektryzującej tłumy przed upadkiem Związku Radzieckiego. Wsadzono ich do aresztu, później musieli uciekać za granicę.

Władze postanowiły posprzątać podwórko, które stało się forum protestów. Wysłały tam swoich ludzi. Na ich drodze stanął właśnie 31-letni absolwent Białoruskiej Akademii Sztuk Pięknych Roman Bondarenko. Pobito go i przewieziono na komisariat, zmarł w szpitalu. Na jego pogrzeb przyszły tłumy. Dopiero wtedy Białorusini dowiedzieli się, że był malarzem, który prowadził m.in. warsztaty rysunku dla dzieci.

Teatr podziemny

Ubiegłoroczne wybory prezydenckie, które po raz szósty „wygrał" Łukaszenko, były przełomowym momentem dla wielu placówek kultury. W trakcie powyborczych pacyfikacji protestów wielu ludzi okaleczono, pobito, niektórzy stracili życie. W kraju rozpoczęły się protesty, jako jeden z pierwszych represje potępił Paweł Łatuszka, dyrektor najstarszego w kraju Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały. Wystąpił przed tłumem z płomiennym przemówieniem pod siedzibą sceny w Mińsku. Mogło się wydawać, że byłego ministra kultury i wieloletniego dyplomatę (Łatuszka był m.in. ambasadorem w Polsce i we Francji) poprą inni urzędnicy porównywalnej rangi. Nie poparli. Szybko zapadła decyzja o zwolnieniu zasłużonego dyrektora, ale zespół stanął za nim murem. Strajki solidarnościowe wybuchły w innych teatrach, m.in. w Grodnie i Mohylewie. W konsekwencji z Narodowego Teatru odeszło ponad 60 osób, zwolniono wszystkich, którzy protestowali. Scena tego teatru już nie ma wybitnych aktorów, pozostało ledwie kilkoro członków dawnego zespołu.

Fala zwolnień przeszła też przez Narodowy Akademicki Wielki Teatr Opery i Baletu w Mińsku, kilkunastu aktorów zwolniono z Nowego Teatru Dramatycznego. Represji doświadczyli pracownicy teatrów w innych miastach, a protestujące placówki „tymczasowo zamykano". Łatuszka, podobnie jak wszyscy liderzy powołanej po wyborach opozycyjnej Rady Koordynacyjnej, musiał ratować życie za granicą. Zbuntowanym aktorom władze zabraniają występów na żywo. Teatr przeniósł się więc do sieci, a zbuntowani aktorzy Narodowego stworzyli na YouTubie swój kanał „Kupalaucy", a nawet mieli już swoją premierę.

– Sytuacja jest dramatyczna – mówi Łatuszka „Plusowi Minusowi". – Władze stosują represje wobec tych artystów, którzy zostali zwolnieni lub odeszli, bo nie godzili się na panowanie gwałtu i przemocy na Białorusi. Ale cierpią też ci, którzy pozostali w teatrze. Reżim niszczy teatr, który ma status narodowej instytucji kultury. Instytucji, która w znacznym stopniu formuje całą kulturę białoruską. Zniszczono symbol, a członkowie naszego zespołu są pozbawieni środków do życia. Na szczęście nie brakuje ludzi, który starają się pomóc, ale to nie rozwiązuje większości problemów. Część artystów zastanawia się nad zorganizowaniem współpracy z jednym z teatrów polskich lub inną zagraniczną sceną, by mieć chociaż możliwość dorywczej działalności po pandemii.

Władze przygotowują się do otwarcia zamkniętego na początku września Teatru im. Janki Kupały, stanęły jednak wobec fundamentalnego problemu: nie mają kogo pokazać na scenie. Dopiero na początku stycznia pojawił się nowy dyrektor, Aleksandr Szestakow, który wcześniej w urzędzie miasta Mińska zajmował stanowisko zastępcy szefa wydziału ds. ideologicznych, kultury i młodzieży. Miał przyspieszyć otwarcie placówki, zakończyć formowanie nowej trupy oraz zorganizować premierę Janki Kupały „Paulinki", która jest wizytówką teatru, komedią wystawianą od ponad stu lat. To historia zakazanej miłości z tragicznym końcem, pokazującą fundamentalne dla białoruskiego społeczeństwa problemy społeczno-polityczne przełomu XIX i XX wieku. Główna bohaterka Paulinka walczy o swoją miłość na przekór rodzicom i otoczeniu, zaczyna sama decydować o własnym losie. To tekst aluzyjny, zawoalowana sugestia autora, która dla wielu Białorusinów nawet po trzech dekadach od upadku ZSRR wciąż ma znaczenie.

Ale nie dla Łukaszenki, który uważa się za ojca i twórcę współczesnej Białorusi. Podobno osobiście ma się udać na premierę „Paulinki", by swoim śmiechem upokorzyć zbuntowanych i wyrzuconych na bruk artystów.

– W teatrze trwa nabór, reżyserem ma być studentka, grać mają też studenci – mówi Łatuszka. – Nie mam nic przeciwko temu, by młodzi się rozwijali, ale kupałowski teatr to święte miejsce białoruskiej kultury. To wielki błąd, że zwolnionych i represjonowanych doświadczonych artystów zastępują młodzi.

Kultura fizyczna

Pragnienie wolności dla wielu działaczy kultury okazało się ważniejsze od troski o własny dobrobyt. Otwarty list, w którym domagają się powstrzymania represji i żądają nowych wyborów, podpisało już ponad 1500 twórców, a liczba odważnych ciągle rośnie. Pośród sygnatariuszy znalazły się takie osobistości, jak aktorka Zinaida Bondarenko, muzycy Liawon Wolski i Zmicier Wajciuszkiewicz, pisarz Uładzimir Arlou, poeta Uładzimir Niakliaeu ?zy poeta i bard Andrej Chadanowicz. To właśnie on przetłumaczył katalońsko-polskie „Mury" Jacka Kaczmarskiego na język białoruski, a piosenka stała się jednym z hymnów protestów. Ci twórcy nigdy nie sympatyzowali jednak z Łukaszenką. O wiele większym zaskoczeniem było to, że protest podpisały m.in. piosenkarki, które jeszcze niedawno pokazywały się u boku dyktatora. Chodzi głównie o Andżelikę Agurbasz i Larisę Gribaliową, które zna cała Białoruś. Jeszcze niedawno śpiewały na reżimowych koncertach, teraz domagają się wolnych wyborów i uwolnienia więźniów politycznych.

– Trzeba mieć dużą odwagę, by podpisać protest – mówi „Plusowi Minusowi" Siarhej Budkin, znany producent i redaktor popularnego portalu muzycznego tuzinfm.by. – Od razu po jego publikacji zaczęły się masowe zwolnienia tych, których reżim mógł karnie wyrzucić z instytucji państwowych. Niektórych wzywano na przesłuchania.

Budkin od kilku miesięcy jest prezesem Fundacji Solidarności Kulturalnej (zarejestrowanej w Estonii), wspierającej prześladowanych twórców. Już ponad 440 osób, które odważyły się podpisać protest, przeszło przez areszty, siedzi za kratami, doświadczyło pobić lub zostało obciążonych grzywną. – O aresztowanych politykach piszą wszyscy, ale kto napisze o perkusiście Aliaksieju Sanczuku? – dodaje Budkin.

Chodzi o 30-letniego perkusistę z Mińska, który od listopada jest za kratami. Pojawiał się na demonstracjach z bębnami i elektryzował manifestantów podczas protestów. Pomagali mu koledzy muzycy. Ich również aresztowano, ale po kilku tygodniach wypuszczono. Sanczuka władza postanowiła ukarać. Oskarża go o udział w zamieszkach, ale ośmioletnia córka uważa tatę za bohatera.

– Popieranie reżimu jest dzisiaj obciachem – mówi Budkin. – Z „gwiazd", które kolaborują z reżimem, ludzie się śmieją. Te „gwiazdy" to zresztą margines, jedynym odbiorcą ich twórczości jest Łukaszenko. Dzisiaj władze nie mają już przy sobie poważnych i szanowanych autorytetów ze świata kultury.

Reżim nie powstrzymał się nawet przed wypchnięciem z kraju jedynej białoruskiej noblistki. Swiatłana Aleksiejewicz została przesłuchana, a później przez kilka tygodni w jej mieszkaniu codziennie musieli przebywać zachodni dyplomaci, by nie została zatrzymana przez służby dyżurujące pod blokiem. Wszystko dlatego, że wraz z Łatuszką była wśród liderów opozycyjnej Rady Koordynacyjnej. Gdy część z nich wsadzono do więzienia, a część uciekła (niektórych wywieziono siłą) za granicę, w kraju pozostała tylko pisarka. Jej areszt był tylko kwestią czasu. Pod koniec września wyjechała więc do Niemiec i zapowiedziała, że za rządów Łukaszenki nie wróci.

– Władze nigdy specjalnie nie interesowały się kulturą – mówi Łatuszka. – Dla Łukaszenki priorytetem był sport. Inicjowałem zmianę prawa w zakresie ulg podatkowych dla firm inwestujących w rozwój kultury, a w konsekwencji zwalniano z podatków firmy inwestujące w sport. Co więcej, te firmy zmuszano do tego. Przedsiębiorcy wiedzą, że muszą inwestować w sport, by nikt ich się nie czepiał.

Mińsk wysłał za Łatuszką międzynarodowy list gończy, oskarżył go o spisek i próbę obalenia władz. Znamienny stosunek do człowieka, który dba o prestiż białoruskiej kultury.

WYBITNI BIAŁORUSINI XIX–XX WIEKU

PATRONI WALKI O WOLNOŚĆ

Współczesna białoruska kultura nie istniałaby bez powstańców, literatów, artystów i mecenasów sztuki.

Konstanty Kalinowski (1838–1864)

Wincenty Dunin-Marcinkiewicz (1808–1884)

Edward Woyniłłowicz (1847–1928)

Maria Magdalena Radziwiłłowa (1861–1945)

Janka Kupała (1882–1942)

Uładzimir Mulawin (1941–2003)

Chaim Soutine urodził się pod koniec XIX w. w Śmiłowiczach pod Mińskiem, w ubogiej żydowskiej rodzinie. Ojciec chciał, by poszedł jego śladami. Wyjechał do Wilna, a już kilka lat później przeprowadził się do Francji, gdzie był współtwórcą École de Paris, grupy malarzy działających w Paryżu w pierwszej połowie XX w. Jego rodziców zamordowano w pierwszych latach wojny. On zmarł w 1943 roku. Na jego pogrzeb przyszło zaledwie kilka osób, ale był wśród nich Pablo Picasso. Nikt wtedy nie wiedział, że twórczość Soutine'a niemal 80 lat później wstrząśnie dyktaturą w jego ojczyźnie, a namalowany przez niego obraz stanie się symbolem Białorusinów walczących o wolność.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi