Bogusław Chrabota. Covid – wstęp do totalitaryzmu

Kolejny dzień kwarantanny na warszawskim Ursynowie. Na zewnątrz słońce, ale mroźnie, zimno, więc ciężko jest wyjść do ogrodu, nacieszyć się coraz dłuższym dniem, odpocząć od kurzu i niewesołych myśli. O ileż łatwiej było poprzedniej wiosny, kiedy po raz pierwszy wrzucono nas w grozę pandemii. Izolacja miała być doskonała, zamknięcie w domach kompletne. Ktoś mądry zabronił nawet spacerów po lesie, wygrywali więc ci, którzy mają choćby spłachetek ogrodu.

Aktualizacja: 13.03.2021 08:45 Publikacja: 12.03.2021 18:00

Bogusław Chrabota. Covid – wstęp do totalitaryzmu

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

W połowie marca można mieć nadzieję, że to już koniec zimy, za chwilę zacznie się wiosna i znów będzie można wychylić na dłużej nos na zewnątrz. Niemniej dziś jeszcze mróz. Co kilka godzin dzwoni telefon, by odezwać się bezbarwnym głosem z komputera: tu domowa kwarantanna... za chwilę otrzymasz zadanie... masz na jego wykonanie 30 minut. Nerwowo klikam w aplikację i nic. Blada mapa ze strzałką wskazującą miejsce mojego pobytu. Jeśli się ruszę, pójdę choćby do śmietnika, strzałka przesunie się niebezpiecznie w lewo, a śledzącemu ją po przeciwnej stronie aplikacji kontrolerowi zacznie nerwowo chodzić grdyka. Pewnie nabierze podejrzeń, że próbuję nielegalnie gdzieś się oddalić, a to przecież zabronione.

Wysłać policję czy jeszcze nie? Nałożyć mandat, bo a nuż poddawany srogiemu reżimowi kwarantanny odważył się wybrać na rower albo poszedł pobiegać? Jeszcze nie, jeszcze chwilka. Dłoń kontrolera nerwowo stuka o blat biura. Spróbujmy wysłać mu zadanie. „Zobaczymy, gdzie jest..." – myśli kontroler i prowokuje, że system wysyła komendę. W telefonie ciche piknięcie. Podskakuję przy biurku. Jest zadanie! Znów klikam w ikonkę aplikacji. Telefon startuje z opóźnieniem. Myśli kilkadziesiąt sekund, a potem wypluwa z siebie komendę: wykonaj zadanie! Jakie? – sprawdzam. „Zrób sobie selfie w miejscu, w którym się znajdujesz" – wyrokuje aplikacja i przypomina, że wykonywanie zadań jest obowiązkowe. Jeśli się nie podporządkujesz, śmierć cywilna, kary pieniężne, publiczne ukrzyżowanie.

Grzecznie wykonuję polecenie. Selfie na tle szafy. Teraz sztuczna inteligencja dokona oceny, zsumuje dane o lokalizacji z fotografią szafy, twarzy podsądnego, danymi jego telefonu, a potem odetchnie z ulgą: „gość jest w zadanym miejscu pobytu". Nie uciekł. Nie drażni internetowego suwerena.

Żona chora, pies głodny, koty wyją z nudów. Wypadałoby pójść do sklepu, ale co jeśli w międzyczasie połączone siły ludzkiej i cyfrowej inteligencji zażądają wykonania kolejnego zadania? Odkryją, że się oddaliłem, narażając kraj na klęskę epidemiologiczną, straty gospodarcze i wizerunkowe? Niedzielski z Morawieckim wyślą drony szpiegowskie, a potem bombardujące? Zostanę anihilowany? Czytelnik się tu pewnie uśmiechnie. A może nawet głośno zaśmieje. Ale nie ma z czego. Naprawdę nie ma. „Domowa kwarantanna" to system śledzenia i nadzoru. Prymitywny jeszcze, łatwy do obejścia, może nawet głupawy. Ale to pierwszy nad Wisłą powszechny system łączący śledzenie obywateli z potencjalnym wymierzaniem kary. Jego jedynym poprzednikiem były „elektroniczne kajdanki" dla skazanych na ograniczenie wolności. O ich zastosowaniu orzekał sąd. W przypadku „Domowej kwarantanny" nie ma żadnego sądu, wystarczy, że zachoruje ktoś bliski, od razu wpadasz w ramiona systemu.

Pamiętam, jak dobre trzy dekady temu rozczytywałem się w antyutopiach. Huxley, Orwell, „My" Zamiatina itd. Przedstawione w nich wynalazki techniczne, jak służący do inwigilacji „teleekran", wydawały się marnym strzępem odległej, koszmarnej przyszłości. Dziś? To anachronizm. W dobie Smart TV wystarczy zamontować w telewizorze plazmowym kamerkę. Dziecko to potrafi. W tabletach czy notebookach kamerka to standard. A skąd wiadomo, że nie śledzi? Nie wiadomo. Nawet można mieć pewność, że czasami śledzi. Konkurując z ciasteczkami (skąd zresztą ta idiotyczna, infantylna nazwa dla perfekcyjnego instrumentu śledzenia?), okiem Zuckerberga, trollami pilnującymi treści wpisów na forach etc. Ile minęło dekad od pierwszego okrzyku przerażenia Orwellem do praktycznego zastosowania jego wizji? Trzy, cztery?

Jeszcze niedawno wyżywaliśmy się na Chińczykach za powszechny, inwigilujący system „kredytu społecznego". „Oto zafundowali potomkom Konfucjusza pełnoformatowe więzienie pod gołym niebem". Czyżby okazało się, że siepacze od Xi Jinpinga byli tylko pionierami nowych rozwiązań społecznych? A siepacze od Morawieckiego po prostu idą ich tropem? Skoro bowiem można śledzić zachowania w domowej kwarantannie, dlaczego różne „covidy" nie miałyby pozostać z nami na zawsze, po to tylko, by móc inwigilować w systemie ciągłym? Covid wyświadcza państwu przysługę. Staje się pretekstem do rozwinięcia systemu kontroli. I by go utrzymać, po jednym covidzie można ogłosić drugi. A potem trzeci i czwarty, aż do końca świata. Niewyobrażalne? Czy aby na pewno? 

W połowie marca można mieć nadzieję, że to już koniec zimy, za chwilę zacznie się wiosna i znów będzie można wychylić na dłużej nos na zewnątrz. Niemniej dziś jeszcze mróz. Co kilka godzin dzwoni telefon, by odezwać się bezbarwnym głosem z komputera: tu domowa kwarantanna... za chwilę otrzymasz zadanie... masz na jego wykonanie 30 minut. Nerwowo klikam w aplikację i nic. Blada mapa ze strzałką wskazującą miejsce mojego pobytu. Jeśli się ruszę, pójdę choćby do śmietnika, strzałka przesunie się niebezpiecznie w lewo, a śledzącemu ją po przeciwnej stronie aplikacji kontrolerowi zacznie nerwowo chodzić grdyka. Pewnie nabierze podejrzeń, że próbuję nielegalnie gdzieś się oddalić, a to przecież zabronione.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich