Marcin Krzyżanowski: Afganistan to państwo dysfunkcyjne

Po przejęciu władzy przez talibów dla mieszkańców prowincji zmieniło się niewiele. Zupełnie inaczej niż dla mieszkańców dużych miast – mówi Marcin Krzyżanowski, były konsul RP w Afganistanie, orientalista.

Publikacja: 28.01.2022 17:00

Marcin Krzyżanowski: Afganistan to państwo dysfunkcyjne

Foto: materiały prasowe

Plus Minus: Mieszkał pan w Afganistanie przez sześć lat. Przyleciał pan niedawno ponownie na lotnisko w Kabulu. To samo, z którego w sierpniu ubiegłego roku panicznie uciekali przerażeni wizją nowego reżimu Afgańczycy, a wojska międzynarodowej koalicji ewakuowały się w popłochu. Jakie odczucie panu towarzyszyło?

Przede wszystkim niepewność. Jest ona obecna, mimo że staram się być cały czas w kontakcie z moimi afgańskimi znajomymi i współpracownikami. Niepewność dotycząca zarówno przyszłości kraju, jak i dnia codziennego, normalnego funkcjonowania – to uczucie dominuje wszędzie. Talibowie, pomimo przejęcia władzy i kierowania się zasadami szariatu, nie ustanowili tak naprawdę żadnego trwałego, skodyfikowanego systemu prawnego. Do tego stopnia, że nie wiadomo nawet do końca, jakie obowiązują procedury wjazdowe i wyjazdowe. Cała organizacja oraz egzekwowanie porządku rozpływają się wśród mglistych rozkazów dobiegających z samej góry oraz samodzielnej interpretacji, a niekiedy samowoli ich bezpośrednich wykonawców. Fizycznego zagrożenia jednak nie odczułem. Jedynie tę wszechogarniającą niepewność.

Czytaj więcej

Od „Sprawy Gorgonowej” do „Ostatniej rodziny”. Jak się w Polsce robi film biograficzny?

Czy coś się w tym czasie w Kabulu zmieniło?

Moje pierwsze wrażenie było takie, że zaskakująco niewiele się zmieniło. Oczywiście na budynkach nie wiszą już dawne trójkolorowe flagi, z fasad poznikały też portrety Masuda [przywódcę afgańskiego, który walczył z talibami w latach 90. – red.]. Ale na początku zmiany wydały mi się znikome. Na lotnisku również nie dopatrzyłem się żadnych rewolucyjnych zmian ani nawet wymiany kadr. Celnicy, obsługa lotniska – praktycznie wszyscy pracownicy pozostali na swoich dotychczasowych stanowiskach. A stołeczne lotnisko zaczęło ponownie jako tako funkcjonować – odbywają się z niego międzynarodowe loty do Pakistanu, Iranu, a nawet Turcji czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To były moje pierwsze spostrzeżenia. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać zmiany, których na samym początku nie zauważyłem. Najbardziej dotyczą oczywistych czynności dnia codziennego, obyczajowości.

Na zrobionych przez pana zdjęciach z Afganistanu zauważyłem, że kobiety na ulicach niekoniecznie chodzą w tradycyjnych, zakrywających całe ciało burkach, jakie pamiętamy z czasów „pierwszego emiratu". Jedynie chustka na głowie, nawet niespecjalnie luźne ubranie. Nie widać też, by wszyscy mężczyźni mieli brody.

Zgadza się, kobiety prezentują obecnie pewnego rodzaju „modę irańską", czyli nie tak ścisłe przestrzeganie zasad ustalonego ubioru. Chociaż trudno do końca powiedzieć, czy zasady dotyczące ubioru zostały tak naprawdę ustalone. Jak już mówiłem, wszystko rozmywa się w owej legislacyjnej mgle. Generalnie nie spotkałem na ulicy kobiet zupełnie niezakrywających włosów, choć praktycznie nie zdarzało się to również za czasów republiki. Początek „drugiego emiratu" nie oznacza zatem również, że kobiety w całym Kabulu zaczną od razu nosić burki. Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja na prowincji wygląda inaczej i wiele kobiet, niezależnie od stopnia liberalności rządu centralnego, i tak nie opuści swoich domów bez całkowitego zakrycia twarzy. Kabul nie stał się również nagle miastem brodaczy. Większość mężczyzn nosi wprawdzie jakiegoś rodzaju zarost, nie są to jednak zazwyczaj długie brody, z jakimi kojarzymy talibów. Niektórzy całkiem golą zarost.

Mówi się jednak wiele o dyskryminacji kobiet, chociażby na rynku pracy. Ostatnio w mediach pojawiło się wiele nagrań z kobiecych protestów, które przeszły ulicami Kabulu. Faktycznie jest źle czy obraz podsycają media?

Może nie tyle podsycają, co wyraźnie akcentują. Ale sytuacja kobiet na rynku pracy faktycznie uległa wyraźnemu pogorszeniu. Wiele kobiet zatrudnionych było w tak zwanej budżetówce – były to ministerstwa, urzędy, instytucje administracyjne, szkoły, banki, również lotnisko. Ogólnie rzecz ujmując sektor rządowy i usługowy. Należy zaznaczyć, że talibowie nie wydali jednoznacznego zakazu pracy zarobkowej kobiet i te nadal pracują. Niestety, po ostatniej zmianie politycznej sektor usługowy znacząco podupadł, chociażby wiele banków pozamykało swoje oddziały. A właśnie tam, między innymi, pracowały kobiety. Sytuacja na rynku pracy jest więc obecnie determinowana nie tyle przez talibski dekret, co pewnego rodzaju ogólnokrajowy gospodarczy efekt domina. Perspektywy na przyszłość nie są również optymistyczne, ponieważ sytuacja ekonomiczna kraju jest katastrofalna i nie za bardzo zanosi się na to, aby coś się istotnie poprawiło.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat Afganistan pogrążony był przez większość czasu w różnego rodzaju konfliktach, w których walczyli prawie wyłącznie mężczyźni. Ci mężczyźni często ginęli, a ich żony zostawały wdowami. W konsekwencji stawały się finansowo zdane wyłącznie na siebie, czasami nawet zostawały głównymi żywicielkami rodziny. Po upadku sektora usługowego, w którym znajdowały zatrudnienie, ich sytuacja stała się dramatyczna.

Czytaj więcej

Sarmaci w świecie wiecznej Jałty

Co zmieniło się w życiu przeciętnego Afgańczyka? Czy pana zdaniem obecny kryzys jest bardziej odczuwalny w skali makro, czyli dotyka negatywnie afgańskiej gospodarki, czy mikro i utrudnia życie zwykłym Afgańczykom?

Na początku trzeba zdefiniować ujęcie „makro" w warunkach afgańskich. Co bowiem będziemy brali pod uwagę? Jakieś często abstrakcyjne wskaźniki, skarb państwa, który w rzeczywistości nie istnieje? Nie zapominajmy, że Afganistan nie jest państwem w klasycznym tego słowa rozumieniu, a przynajmniej nie jest państwem „normalnym". Praktycznie nigdy, a już na pewno od końca lat 70. XX wieku, takim państwem nie był. To państwo ze wszech miar dysfunkcyjne. Możemy oczywiście analizować statystyki i wskaźniki, przyglądać się Produktowi Krajowemu Brutto, poziomowi ubóstwa – ale to wszystko sprowadzi się i tak do sytuacji życiowej tego przeciętnego Afgańczyka. A jaka ta sytuacja obecnie może być? Dajmy na to, że zamknięte zostało biuro międzynarodowej organizacji pozarządowej. Na kilku pracujących tam cudzoziemców przypadało kilkunastu Afgańczyków – od personelu biurowego po służby porządkowe czy szoferów. Z powodu zamknięcia uniwersytetów ucierpi nie tylko personel naukowy i uczelniane kadry. Ucierpią setki, a może i tysiące Afgańczyków, od dozorcy kampusu po sprzedawcę przekąsek z pobliskiego bufetu. Zawsze mamy do czynienia z efektem domina, ze swoistym łańcuchem nieszczęść.

Odnoszę wrażenie, że na obecnym kryzysie straciła głównie miejska klasa średnia

Otóż to. Dla mieszkańców prowincji zmieniło się niewiele. Warto zdawać sobie sprawę z faktu, iż obszary poza dużymi miastami znajdowały się i tak pod kontrolą, a przynajmniej znaczącym wpływem talibów, również za czasów minionej republiki. Talibowie potrafią przekonać mieszkańców prowincji do swoich racji albo chociaż wypracować dający obopólne korzyści kompromis. No i przede wszystkim dla znacznej części społeczeństwa talibowie są „swoi", są Afgańczykami z krwi i kości, dziećmi tej ziemi, braćmi w wierze. Te czynniki zazwyczaj wystarczają do afirmacji talibskich poczynań. Tym bardziej że obecny kryzys ekonomiczny, dotykający przede wszystkim sektora usługowego, nie dotyczy bezpośrednio afgańskiego rolnika. Dla niego niewiele się zmieniło, można wręcz stwierdzić, że praktycznie nic. Zupełnie inaczej niż w przypadku mieszkańców dużych miast.

To właśnie oni będą uciekać z Afganistanu?

Tak, ponieważ od tego zależy ich dalsza egzystencja. W Afganistanie będą głodować. Będą pozbawieni jakichkolwiek perspektyw. Ubóstwo już dało im się we znaki albo przynajmniej jego wizja. I uciekają, przyczyniając się tym samym do pogłębiania obecnego kryzysu migracyjnego.

Czy kryzys ten będzie narastał?

Wszystko na to wskazuje. Jak już wspominałem, nie widać na razie perspektyw na poprawę sytuacji.

Czytaj więcej

Portrety trumienne

Jak funkcjonuje obecnie afgańska dyplomacja, placówki na całym świecie, skoro oficjalnie żaden kraj nie uznał istnienia Islamskiego Emiratu Afganistanu?

Tego typu placówki, wraz z dawnymi kadrami, wciąż działają i pełnią usługi konsularne dla obecnego Afganistanu, znajdującego się pod rządami talibów. Ponieważ obecny rząd nie został zaakceptowany przez żadne państwo, a ambasada jest przecież oficjalnym przedstawicielstwem głowy państwa w kraju, który ją afirmuje, talibowie musieli znaleźć inną ścieżkę na utrzymanie elementarnych stosunków międzynarodowych. I jest nią właśnie pragmatyczne podejście do współpracy z dawnymi przedstawicielstwami dyplomatycznymi rozsianymi po całym świecie. Wydawane są tam paszporty, wizy. A wszystko z emblematami minionej republiki.

Czy obecny tzw. drugi Emirat może stać się bardziej otwartym i liberalnym następcą reżimu z lat 1996–2001?

Z używaniem słowa „liberalizm" w tym wypadku bym nie przesadzał, ale tak, na razie wszystko wskazuje na to, że obecny reżim pozostanie łagodniejszą wersją swojego poprzednika. Chociaż wszystko zależy do tego, czy do władzy nie dojdzie bardziej skrajne skrzydło niespójnego przecież ugrupowania talibów.

Marcin Krzyżanowski

Afganolog, były konsul RP w Afganistanie (2008–2011) oraz specjalista ds. Afganistanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Plus Minus: Mieszkał pan w Afganistanie przez sześć lat. Przyleciał pan niedawno ponownie na lotnisko w Kabulu. To samo, z którego w sierpniu ubiegłego roku panicznie uciekali przerażeni wizją nowego reżimu Afgańczycy, a wojska międzynarodowej koalicji ewakuowały się w popłochu. Jakie odczucie panu towarzyszyło?

Przede wszystkim niepewność. Jest ona obecna, mimo że staram się być cały czas w kontakcie z moimi afgańskimi znajomymi i współpracownikami. Niepewność dotycząca zarówno przyszłości kraju, jak i dnia codziennego, normalnego funkcjonowania – to uczucie dominuje wszędzie. Talibowie, pomimo przejęcia władzy i kierowania się zasadami szariatu, nie ustanowili tak naprawdę żadnego trwałego, skodyfikowanego systemu prawnego. Do tego stopnia, że nie wiadomo nawet do końca, jakie obowiązują procedury wjazdowe i wyjazdowe. Cała organizacja oraz egzekwowanie porządku rozpływają się wśród mglistych rozkazów dobiegających z samej góry oraz samodzielnej interpretacji, a niekiedy samowoli ich bezpośrednich wykonawców. Fizycznego zagrożenia jednak nie odczułem. Jedynie tę wszechogarniającą niepewność.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi