Duma kontra lęk, czyli Kreml

W reakcji m.in. na kampanię Aleksieja Nawalnego władza w Moskwie zaczęła umacniać polaryzację rosyjskiego społeczeństwa, dzielić je na dwa przeciwne obozy: „patriotyczną większość" i całą resztę. Zarządzono zwrot ku emocjom.

Publikacja: 14.01.2022 17:00

Aleksiej Nawalny w szklanej celi podczas rozprawy w sądzie rejonowym w Moskwie, 20 lutego 2021 r. Od

Aleksiej Nawalny w szklanej celi podczas rozprawy w sądzie rejonowym w Moskwie, 20 lutego 2021 r. Odpowiadał za domniemane obrażenie weteranów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. 94-letni były żołnierz poczuł się dotknięty słowami o „skorumpowanych lokajach”, mimo, że nie były skierowane wprost do niego. Tydzień po wykonaniu tego zdjęcia opozycjonista został przewieziony do kolonii karnej, gdzie przebywa do dziś

Foto: AFP, Kirill Kudryavtsev

Kompletna bzdura". Tak odpowiedział rzecznik prasowy Putina, Dmitri Pieskow, na chodzące za wszystkimi pytanie: „Czy Putin boi się Aleksieja Nawalnego?".

Dziewiętnastego stycznia 2021 roku, dwa dni po powrocie Nawalnego do Rosji. Jego samolot musiał zmienić kurs, sympatyków zaatakowały siły porządkowe, współpracowników zatrzymano, a jego samego aresztowano, gdy tylko postawił nogę na rosyjskiej ziemi. Wobec tego wszystkiego pytanie dziennikarza wydaje się zasadne, ale Pieskow nie chciał o niczym słyszeć. Kreml nie przejmował się również – oświadczył – zapowiadanymi na najbliższe dni demonstracjami poparcia dla Nawalnego.

Ale każdy, kto tamtej soboty i tydzień później znalazł się na ulicach Moskwy, nie mógł opędzić się od odmiennego wrażenia. Wszędzie policja. Do miasta wjeżdżały kolejne furgonetki, w centrum wyrosły metalowe barierki, na ulicach stanęły tysiące funkcjonariuszy. Zamknięto stacje metra w centrum, policjanci w cywilu chodzili po kawiarniach i „zachęcali" właścicieli do wyłączania sieci Wi-Fi. Wyglądało to tak, jak gdyby chcieli powstrzymać rewolucję.

Dwudziestego trzeciego stycznia na nielegalnych zgromadzeniach w całym kraju zjawiło się sto sześćdziesiąt tysięcy ludzi, 31 stycznia było ich około sześćdziesięciu sześciu tysięcy. Nie doszło do rewolucji, ale policja i tak bardzo się starała. Do połowy lutego OVD-Info odnotowało ponad jedenaście tysięcy zatrzymań, sto czterdzieści pobić nieuzbrojonych uczestników przez policję i dziewięćdziesiąt spraw karnych założonych demonstrantom.

Te liczby nie miały precedensów w Rosji czasów Putina. Więc czy prezydent jednak obawiał się Nawalnego?

Jedno jest pewne: Kreml traktuje Nawalnego bardzo poważnie. Jak dziennikarze dowiadują się ze źródeł w rosyjskich służbach bezpieczeństwa, FSB bada przyczyny poparcia dla Nawalnego i monitoruje liczby uczestników protestów. Pieskow przyznał też, że Putin otrzymuje regularne informacje na temat Nawalnego, a sam rosyjski prezydent ujawnił, że w sierpniu 2020 roku osobiście udzielił zezwolenia na wywiezienie Nawalnego na leczenie za granicę.

Być może nigdy nie dowiemy się, czy Putin faktycznie boi się Nawalnego. Ale chyba bardziej do rzeczy jest pytanie, czy i jak Kreml reagował na działania człowieka, który podobno pozbawiony jest znaczenia.

Jak na razie pokazaliśmy reakcję Nawalnego na Kreml i ewolucję polityki za Putina. Zarówno walka Nawalnego z korupcją, jak i zachęty do protestu były wyraźnymi reakcjami na ograniczone możliwości uprawiania „normalnej" polityki, konkurowania o władzę w wolnych i uczciwych wyborach. Nawalny starał się jakoś funkcjonować w coraz bardziej niesprzyjającej sytuacji.

Ale Nawalny nie ścierał się ze statyczną siłą polityczną – Kreml nie był niewzruszonym monolitem. Wpływ zachodzi też w drugą stronę: od Nawalnego i jego ruchu na Kreml.

W efekcie Kreml stał się bardziej jawnie autorytarny. Od końca prezydentury Miedwiediewa i masowych protestów z lat 2011–2012 system Putina zaostrzył represje, które stały się widoczniejsze, aby odstręczyć ludzi od protestowania. Ograniczony dostęp do informacji o urzędnikach komplikuje dochodzenia FBK. Nie zakazując opozycji całkowicie, jeszcze mocniej ograniczono dostępność wyborów, nawet na najniższych, najmniej istotnych szczeblach. I dyskredytowano przeciwników jako zdrajców.

Ale wraz z narastaniem represji Kreml nawiązał też emocjonalny kontakt z pewnymi grupami i porozumiał się z wybranymi częściami społeczeństwa obywatelskiego. Innymi słowy, starał się zyskać autentyczne poparcie – i nie bez powodzenia.

Wszystkie te zmiany Kremla są reakcjami na wyzwania, przed jakimi stawał Putin w trakcie swoich rządów. Zajmowaliśmy się wieloma spośród nich z punktu widzenia Nawalnego: jak zyskać poparcie ludzi, jak walczyć z korupcją, jak organizować protest, jak startować w wyborach. Teraz pora spojrzeć na to, jak władze przystosowują się do tych wyzwań, ze szczególnym uwzględnieniem pięciu wymiarów: poparcia Putina, swobody informacji, społeczeństwa obywatelskiego, protestu i wyborów.

Czytaj więcej

Latynoski Wałęsa wraca zza krat

Z oczu obecnych bije radość

Nawalny stał się główną przeciwwagą polityczną w kraju, drugim najważniejszym politykiem, chociaż Pieskow nigdy w życiu by tego nie przyznał. Reakcje Kremla mają więc wiele wspólnego z Nawalnym.

Ale Nawalny nie pojawił się w próżni, a Kreml nie reaguje tylko na niego. Jak pokazujemy w związku z każdym z pięciu wymiarów, rosyjska polityka nie kończy się na Nawalnym. Jest on elementem szerszego ruchu obywateli i organizacji – w Moskwie i na prowincji. Widać to na pięciu przykładach: Nawalny jest w nich czasem obecny, a kiedy indziej – mniej. Ale we wszystkich uderza zaskakująca dynamika, która cechuje pozornie stabilne rządy Putina.

Zajmiemy się teraz staraniami Kremla o społeczne poparcie i dążeniem do kontroli, zarówno Nawalnego, jak i ludzi stojących za nim.

Władimir Putin wkracza do Sali Gieorgijewskiej Kremla. Ściany tej największej sali Wielkiego Pałacu, zbudowanego dla carskiej rodziny w dziewiętnastym stuleciu, zdobią sceny wojskowych tryumfów Imperium Rosyjskiego. Stając na podium, Putin patrzy na słuchaczy ze spokojnym, pewnym siebie, pełnym determinacji wyrazem twarzy – i ledwie dostrzegalnym uśmiechem.

To, co teraz powie, przejdzie do historii.

„Dzień dobry, szanowni członkowie Rady Federacji, posłowie do Dumy Państwowej, obecni tu wśród nas przedstawiciele Republiki Krymskiej i Sewastopola, obywatele Rosji!" – Putin nie skończył jeszcze tego wstępu, kiedy zaczyna się pierwsza owacja na stojąco. Na wzmiankę o Krymie wszyscy wstają z miejsc, klaskają. Twarz Putina jest nadal spokojna, ale uśmiech stał się szerszy.

Jest 18 marca 2014 roku, Rosja szykuje się do oficjalnej aneksji Krymu. Czy też, jak ujmuje to Putin, „ponownego zjednoczenia z Rosją".

Aneksja stanowi jawne naruszenie przepisów prawa ukraińskiego i międzynarodowego. Doprowadzi do izolacji Rosji na arenie międzynarodowej i sankcji gospodarczych ze strony państw zachodnich, a następnie równie szkodliwych kontrsankcji. Ale przemówienie dotyczy czegoś innego. Dla Putina i zebranych chodzi tu o historyczną sprawiedliwość i narodową wielkość, wspaniałą przeszłość, która zostaje teraz połączona ze świetlaną przyszłością.

Putin mówi o korzeniach prawosławia, które jednoczą ludy Rosji, Ukrainy i Białorusi, o wielonarodowym charakterze Krymu, który upodabnia go do Rosji, o porcie Sewastopol i jego heroicznej walce z hitlerowskimi Niemcami. „Wszystko na Krymie mówi o naszych wspólnych dziejach i dumie. W sercach i umysłach ludzi Krym zawsze był nieodłączną częścią Rosji".

Łatwo zbagatelizować to wszystko jako widowisko zainscenizowane przez rosyjskich urzędników – parlamentarzystów, wojskowych, służby, przedstawicieli rosyjskiego prawosławia, islamu i judaizmu, chętnie okazujących poparcie dla przywódcy kraju. To wszystko prawda, ale nie cała. Nie ma tutaj znudzonych, pozbawionych wyrazu twarzy podwładnych wysłuchujących jeszcze jednego wykładu Putina, które widzi się często w transmisjach z innych spotkań. Tu z oczu obecnych bije radość.

Wystąpienie Putina oznacza emocjonalny zwrot w kremlowskiej strategii wzmacniania swojej władzy. Pierwsze dziesięciolecie jego rządów upłynęło pod znakiem szybkiego rozwoju gospodarczego i wzmocnienia państwa. Stabilność i wzrost przekonywały ludzi do przywódczej roli Kremla.

Ale protesty Ruchu Walki o Uczciwe Wybory w latach 2011–2012 pokazały, że nie wszyscy przyjmują niepisaną umowę społeczną, w ramach której władze obiecują wzrost poziomu życia w zamian za polityczną spolegliwość. Mimo że w czasie protestów podnosiły się różne głosy, było jasne, że wielu domaga się udziału w podejmowaniu decyzji.

Gdzieś na początku roku 2012 Kreml uznał, że nie jest w stanie zadowolić wszystkich. Zwrócił się ku ludziom, którzy nie rozumieli albo nie popierali protestów, wciąż zadowolonych z obowiązującej umowy społecznej albo zwyczajnie obawiających się zmiany. W ramach próby zjednoczenia tych tak bardzo różnych grup Kreml zabrał się do przebudowy „większości Putina". Emocje odegrały dużą rolę w tym przedsięwzięciu. Niespodziewana pomoc nadeszła w latach 2013–2014 z Ukrainy. W listopadzie 2013 roku jej mieszkańcy zaczęli domagać się silniejszych związków z Europą i położenia kresu skorumpowanym rządom prezydenta Wiktora Janukowycza. Mimo zaprzeczeń Putina ukraiński Majdan, jego gwałtowne przesilenie i upadek Janukowycza przydały się Kremlowi, wzmacniając emocjonalną siłę haseł rosyjskiego przywództwa.

Czytaj więcej

„Długi dzień w Tokio": Dwie wizje, jeden cel

Nowa strategia emocjonalna

Chaos w Kijowie, a potem wojna na wschodzie Ukrainy rozbudziły lęk przed przemocą i rewolucją u siebie, w Rosji. Prozachodni rząd ukraiński dawał powody do niepokoju o wznowienie ekspansji NATO. Zdaniem wielu Rosja potrzebowała obrony. Ale reakcja – błyskawiczne zajęcie Krymu zgodnie z planem przygotowanym przez kilka tygodni – umożliwiła Kremlowi dodanie do tej mieszanki emocji dumy i radości. W takim duchu Putin nie tylko bronił Rosji, lecz jeszcze przywracał jej wielkość.

Wychodzi na to, że Kreml starannie zaplanował reakcję na problemy wewnętrzne, jak gdyby Rosja wykorzystała oddziały specjalne do zajęcia Krymu, lojalny parlament do uchwalenia potrzebnych ustaw i państwowe media do wygłoszenia propagandy, wmuszając strategię legitymizacji swoich rządów biernej i zmanipulowanej ludności. Ale tak samo jak Nawalny po prostu nie używa Rosjan do swoich politycznych celów, tak Kreml nie może im dowolnie robić wody z mózgu.

Władza w Rosji, jak wykazują socjologowie Sam Greene i Graeme Robertson, jest „współkonstruowana". To bardzo ważna cecha rosyjskiej polityki: mimo poważnych wad formalnych instytucji demokratycznych, z których korzystają obecne władze, rządy Putina opierają się na samym społeczeństwie. Nie wypływają tak po prostu z propagandy i represji, zależą od codziennego wsparcia milionów rosyjskich obywateli. Jedni wyrażają owo poparcie, prześladując nieprzyjaciół Kremla albo chodząc na proputinowskie zgromadzenia. Lecz dla większości to konstruowanie władzy odbywa się w o wiele bardziej codziennych przestrzeniach szkół, miejsc pracy i domów. To dlatego zwolennicy Nawalnego tak często spotykają się z problemami ze strony nie tylko organów urzędowych, ale także współpracowników, znajomych i krewnych. Te pozorne niepolityczne miejsca podminowane są polityką.

Świadomy, iż władza prezydenta wspiera się na powszechnym poparciu, Kreml systematycznie eksperymentuje z tym, co może dać społeczeństwu w zamian. Jedną z tego rodzaju prób – i to szczególnie skutecznych – był zwrot ku emocjom. Pozytywnych uczuć, jak duma z nowej wielkości Rosji, i negatywnych, jak obawa przed chaosem i dominacją z zagranicy, zaznały milionowe zbiorowości obywateli, budując emocjonalne więzi zarówno między sobą, jak i z przywództwem.

Co to wszystko ma wspólnego z Nawalnym? Nowa strategia emocjonalna miała zbudować większość – i mniejszość. Świadomie wyłączała tych, którzy chcą pchnąć Rosję na „drogę europejską": zbliżyć się do krajów zachodnich, okiełznać władzę prezydenta i zmienić Rosję w demokratyczny kraj. Wykluczała także osoby o postępowych poglądach społecznych, podkreślając rosyjskie prawosławie i kojarząc homoseksualizm z „moralnie zepsutym" Zachodem.

Czytaj więcej

Żurawski vel Grajewski: Liczne sygnały słabości wobec Rosji

Poważna moralna obelga

W ten sposób Kreml umacniał polaryzację rosyjskiego społeczeństwa, które chciał podzielić na dwa przeciwne obozy: „patriotyczną większość" i całą resztę. Ta strategia nie dotykała jedynie Nawalnego, była tylko jasną odpowiedzią na sprzeciw niezadowolonych obywateli zarówno w czasie protestów w walce o Uczciwe Wybory, jak i moskiewskiej kampanii Nawalnego. Reakcja była jednoznaczna: jesteście niewielką, izolowaną mniejszością.

Nowa strategia Kremla zasadzała się na nacjonalizmie. Putin „odzyskał" Krym. Nareszcie „podniósł Rosję z kolan" po upokorzeniu lat dziewięćdziesiątych, gdy zdaniem wielu była podporządkowana Zachodowi. Dlatego Putin zaprezentował się jako główny obrońca narodowych interesów kraju. Co więcej, zaczął być utożsamiany z samą Rosją. Jak ujął to marszałek parlamentu Wiaczesław Wołodin, „jeśli jest Putin, to jest Rosja, bez Putina nie ma Rosji".

Był to nacjonalizm szczególny, bo Putin wciąż podkreślał wieloetniczność rosyjskiego społeczeństwa. Mimo to zaskarbił sobie lwią część nacjonalistów, głęboko rozbijając ten obóz, którego spora część żywiła przedtem poglądy opozycyjne. Borys, skrajnie prawicowy radykał z Permu – skazany za podżeganie do nienawiści rasowej i kategorycznie sprzeciwiający się „okropnej polityce migracyjnej" Putina – stwierdził, że „za Krym wybaczam Putinowi wiele".

Nawalny w zasadzie porzucił nacjonalizm jako publiczną ideologię kilka lat wcześniej, ale wskutek zajęcia Krymu opozycja nie miała czego szukać w tym temacie.

Emocjonalne przeżycia tworzą poczucie wspólnoty i dlatego potrafią podbijać ludzkie serca i umysły znacznie skuteczniej niż racjonalne wyliczenia kosztów i korzyści. Dobrze oddaje to znane rosyjskie powiedzenie o „walce telewizora z lodówką", zgodnie z którym propaganda może wygrać mimo pogarszających się warunków materialnych.

Ale to powiedzenie jest nieprawdziwe o tyle, że maluje obraz ludzi biernych i łatwych do wprowadzenia w błąd, jak czasem przedstawiają zwolenników Nawalnego media prokremlowskie. Kontrola nad największymi mediami daje olbrzymią przewagę, ale nie umożliwia władzom dowolnej manipulacji. Rządy Putina zależą od tego, czy ludzie przyjmą jego propozycje. W ten sposób władza ta jest potężna, ale i krucha.

Radość na twarzach ludzi w Sali Gieorgijewskiej Kremla była autentyczna, tak samo jak radość i duma milionów Rosjan w 2014 roku. Ale trudno żyć dłużej w tak skrajnych stanach emocjonalnych. Euforia związana z zajęciem Krymu okazała się niezmiernie skutecznym narzędziem wzmocnienia rządów Putina, ale od 2018 roku jego notowania znów spadły z niebotycznych poziomów osiągniętych po aneksji. Spadek poparcia wywołała decyzja o podniesieniu wieku emerytalnego, ale trend utrzymał się wobec niewesołych perspektyw gospodarczych i braku pozytywnych wzmocnień emocjonalnych.

Na tym strategia Kremla się nie kończy. W początkach 2021 roku Nawalny stanął przed sądem nie tylko za złamanie zasad warunkowego zwolnienia, ale i za domniemane obrażenie weteranów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak w Rosji nazywa się drugą wojnę światową. Dziewięćdziesięcioczteroletni były żołnierz wystąpił obok kosmonauty, aktora i innych sławnych Rosjan w promocyjnym filmie państwowej stacji RT, który miał zwiększyć poparcie dla zmian rosyjskiej konstytucji w 2020 roku.

W typowych dla siebie, ostrych słowach Nawalny nazwał uczestników filmu „skorumpowanymi lokajami". Nie wspomniał o samym kombatancie, ale jego obecność w materiale wystarczyła. Wedle aktu oskarżenia Nawalny dopuścił się poważnej moralnej obelgi wobec bohatera wojennego, którą można i trzeba ukarać. Kolejny przykład działania strategii emocjonalnej, tym razem jednak odwołującej się do fundamentów tożsamości wielu Rosjan: pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. 

Jan Matti Dollbaum

Pracownik naukowy w Centrum Badawczym ds. Nierówności i Polityki Społecznej (SOCIUM) na Uniwersytecie w Bremie (Niemcy) 

Morvan Lallouet

Doktorant z polityki porównawczej na Uniwersytecie Kent (Canterbury, Wielka Brytania) 

Ben Noble

Pracownik naukowy Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie i Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (Wielka Brytania)

Jan Matti Dollbaum, Morvan Lallouet, Ben Noble, „Nawalny. Nemezis Putina? Przyszłość Rosji?", przeł. Jacek Spólny, Zysk i S-ka, Poznań 2022

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Kompletna bzdura". Tak odpowiedział rzecznik prasowy Putina, Dmitri Pieskow, na chodzące za wszystkimi pytanie: „Czy Putin boi się Aleksieja Nawalnego?".

Dziewiętnastego stycznia 2021 roku, dwa dni po powrocie Nawalnego do Rosji. Jego samolot musiał zmienić kurs, sympatyków zaatakowały siły porządkowe, współpracowników zatrzymano, a jego samego aresztowano, gdy tylko postawił nogę na rosyjskiej ziemi. Wobec tego wszystkiego pytanie dziennikarza wydaje się zasadne, ale Pieskow nie chciał o niczym słyszeć. Kreml nie przejmował się również – oświadczył – zapowiadanymi na najbliższe dni demonstracjami poparcia dla Nawalnego.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich