Robert Mazurek: Dopaść świra

A wie pan, co się stało z ministrem S.? – spytał i nie czekając na odpowiedź, zaczął ze szczegółami opisywać dolegliwości polityka. Doktor X, lekarz tyleż fachowy, co pozbawiony jakichkolwiek hamulców, inkrustował swą barwną opowieść o wstydliwych przypadkach ministra, którego swędziała nawet pupa, wybuchami śmiechu.

Publikacja: 26.11.2021 16:00

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Minister nie jest od dawna ministrem, do doktora X nigdy potem się nie wybrałem, ale do dziś pamiętam potężne zażenowanie, które mi towarzyszyło. Zażenowanie, a nawet rodzaj buntu, bo czyżby on brał mnie za kogoś tak marnego, że zdradzi tajemnice lekarskie nielubianego polityka? Żenada i uczucie niezgody wróciły po latach, gdy przeczytałem o kłopotach zdrowotnych znanego posła. Trafił on do szpitala „z objawami ostrego załamania nerwowego", o czym postanowili poinformować nas dziennikarze. Poseł nie jest prezydentem czy premierem, nie jest ministrem obrony, komendantem policji lub szefem służb specjalnych, nie jest nikim, od którego stanu zdrowia zależałoby cokolwiek w Polsce. Ale jest znany, a to wystarcza. I tu też widzę ten uśmieszek na twarzach, bo wiecie, ostre załamanie, chi, chi, chi, znaczy wariat.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Abdykacja króla Zygmunta

Co ja piszę, jaki wariat?! Zaraz się przecież dowiem, że to znakomity sposób na oswajanie depresji, misja wręcz, pochylanie się z troską. Chętniej uwierzyłbym w te deklaracje, gdyby o stanie swego zdrowia zdecydował się mówić sam pacjent, ale, o ile mi wiadomo, postanowiono zrobić to za niego. Powtarzam: być może, gdy wyjdzie ze szpitala, i on zechce o tym opowiadać, ale na razie czynią to inni.

Cała ta historia ma dwie płaszczyzny. Pierwszą jest prawo do prywatności polityków, znacznie mniejsze niż w przypadku ludzi niedotkniętych tą profesją. Dalibóg nie interesuje mnie i interesować nie powinno, czy poseł Zandberg choruje na nerki, Suski na wątrobę, a Sterczewski na głowę! Chcieliby o tym rozprawiać, ich sprawa, ale jakiż to interes publiczny, że o dobrych obyczajach nie wspomnę, stałby za ujawnianiem tajemnicy lekarskiej w takich przypadkach? Naprawdę ktoś myśli, że wspomnienia proktologa o którymś z naszych prezydentów coś by wniosły? A portret pierwszych dam autorstwa ich ginekologów? Zaryzykuję twierdzenie, że sylwetki, które by ci medycy nakreślili, byłyby cokolwiek niepełne, nawet jeśli gawiedź zaczytywałaby się w nich bez umiaru. Czy w czasach, w których tyle jest na sprzedaż, nie powinniśmy sobie jakichś ograniczeń narzucić? Tak tylko pytam, dla kolegi.

Dalibóg nie interesuje mnie i interesować nie powinno, czy poseł Zandberg choruje na nerki, Suski na wątrobę, a Sterczewski na głowę! 

Jest jednak jeszcze druga, boleśniejsza dla mnie, płaszczyzna tej historii. Otóż za chwilę padnie w relacjach prasowych złowrogie słowo „psychiatra", a wtedy ledwie skrywanym, a w internetach nawet nieskrywanym, żartom nie będzie końca. Mam znajomych, którzy w walce z depresją potrzebowali wsparcia psychiatry, mam przyjaciół, których dzieci, żony, najbliżsi leczyli się w szpitalach. Są to najpilniej strzeżone tajemnice domów, bo, jak wiadomo, chorować można na wszystko, można mieć zawał, wylew i raka, ale jednego mieć nie można – choroba psychiczna jest niewybaczalna. To ekstrawagancja zakazana. Dlaczego? Cóż, szydzenie z wariatów jest u nas zajęciem demokratycznym. Drwią sobie z nich społeczne niziny i profesorowie, wykpiwają celebryci. Nieprzesadnie rozgarnięci posłowie wysyłają publicznie swych oponentów do psychiatry, co ma być ciosem ostatecznym.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Abdykacja króla Zygmunta

I postawa taka zostawia ślady. Dwa lata temu przyznałem się na tych łamach, że odwiedzałem w szpitalu schizofrenika. Marek jest synem przyjaciółki, osoby powszechnie znanej, celebrytki, rzecz by można. Matka go kocha do szaleństwa, dba o to, by dorosły syn był samodzielny, ale w żadnym z wywiadów nigdy nie wspomniała o jego chorobie. Chroni go przed kompromitacją, napiętnowaniem, skreśleniem. Bo to przecież taki wstyd. Wspominałem wtedy o ukochanych chorych mojej mamy – psychologa ze szpitala psychiatrycznego – oraz o pacjentach prof. Święcickiego, który opowiada o nich z największą czułością. Dziś piszę o polityku, któremu zaszkodzić może depresja, bo wiadomo...

I nic się nie zmieniło. Nadal nie wiem, „po co ja o nich wszystkich piszę, przecież to świry. Niech siedzą za kratami i po ciemku. Prądu na takich szkoda, chyba że do elektrowstrząsów".

Minister nie jest od dawna ministrem, do doktora X nigdy potem się nie wybrałem, ale do dziś pamiętam potężne zażenowanie, które mi towarzyszyło. Zażenowanie, a nawet rodzaj buntu, bo czyżby on brał mnie za kogoś tak marnego, że zdradzi tajemnice lekarskie nielubianego polityka? Żenada i uczucie niezgody wróciły po latach, gdy przeczytałem o kłopotach zdrowotnych znanego posła. Trafił on do szpitala „z objawami ostrego załamania nerwowego", o czym postanowili poinformować nas dziennikarze. Poseł nie jest prezydentem czy premierem, nie jest ministrem obrony, komendantem policji lub szefem służb specjalnych, nie jest nikim, od którego stanu zdrowia zależałoby cokolwiek w Polsce. Ale jest znany, a to wystarcza. I tu też widzę ten uśmieszek na twarzach, bo wiecie, ostre załamanie, chi, chi, chi, znaczy wariat.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich