Abu Ayman al-Ghawi często siada na krześle przed swoim dawnym domem na osiedlu Asz-Szajch Dżarrah we Wschodniej Jerozolimie. W budynku, na którym powiewają izraelskie flagi i świeci się ogromna gwiazda Dawida, mieszkają obecnie żydowscy osadnicy. „Siłą wyrzucono nas na ulicę w ciągu godziny. Wyważyli drzwi i pobili nas" – mówi portalowi Vice, wspominając wydarzenia z 2009 roku. Na pytanie dziennikarki, czy po utracie dachu nad głową otrzymał jakiekolwiek wsparcie, zdenerwowany Al-Ghawi zaprzecza. „Nie dano nam mieszkania. Przez siedem miesięcy mieszkaliśmy na tej ulicy pod drzewem – dodaje. – Wyrzucili wszystkie nasze rzeczy na śmietnik. Wyszliśmy z domu w tym, co mieliśmy na sobie. Ja byłem w piżamie, a moja żona wybiegła nawet bez kapci". 60-letni mężczyzna mieszkał w Asz-Szajch Dżarrah od urodzenia. „Moja krew i łzy są w tym domu".
Al-Ghawi i jego bliscy podzielili los wielu palestyńskich rodzin wyrzuconych ze swoich domów we Wschodniej Jerozolimie. ONZ szacuje, że grozi to prawie tysiącowi kolejnych osób. Wszyscy odczuwają skutki prawa wprowadzonego przez Izrael ponad 70 lat temu.
Rykoszet
Gdy w połowie sierpnia Sejm RP przyjął, a prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację kodeksu postępowania administracyjnego, relacje polsko-izraelskie znalazły się w głębokim kryzysie. Tel Awiw zarzucił Warszawie, iż nowela zakładająca, że po upływie 30 lat od wydania decyzji administracyjnej niemożliwe będzie wszczęcie postępowania w celu jej zakwestionowania, np. w sprawie odebranego przed laty mienia, zablokuje drogę do roszczeń osobom, które straciły majątek w okresie wojny. Szef izraelskiej dyplomacji Jair Lapid oskarżył Polskę o to, że nie po raz pierwszy zaaprobowała „antysemicką i niemoralną ustawę". Ponadto wezwał chargé d'affaires w Warszawie, by powróciła do kraju na bezterminowe konsultacje. Zasugerował również, by polski ambasador nie wracał do Izraela, a czas wolny przeznaczył na wytłumaczenie swoim władzom, że Żydzi nie będą tolerowali „pogardy dla pamięci o ofiarach i pamięci o Holokauście".
Na nic zdały się tłumaczenia polskiego rządu, że nowela ma na celu ukrócenie dzikiej reprywatyzacji oraz że wciąż będzie można składać pozwy cywilne, by uzyskać odszkodowanie. Premier Izraela Naftali Bennett stwierdził, że Polska „postanawia krzywdzić tych, którzy stracili swój świat". Według niego „to haniebna decyzja, która stanowi pogardę dla pamięci o Holokauście". W podobny sposób zareagował minister obrony Beni Ganc. Premier Mateusz Morawiecki pytany o zarzuty Izraela odpowiedział, że dopóki będzie premierem, „Polska na pewno nie będzie płaciła za niemieckie zbrodnie. Ani złotówki, ani euro, ani dolara". Impas w stosunkach polsko-żydowskich wciąż trwa.
Wysuwanie oskarżeń pod adresem Polski odbiło się jednak rykoszetem na rządzie w Tel Awiwie, gdy w tamtejszych mediach przypomniano, że sam Izrael od lat odmawia restytucji palestyńskiego mienia. W sierpniowym tekście redakcyjnym dziennik „Haarec" z jednej strony skrytykował Warszawę za to, że chce uniemożliwić Żydom uzyskanie odszkodowania za mienie zabrane w czasie Holokaustu i po wojnie, ale z drugiej przypomniał, że nie tylko Polska odmawia restytucji. „Izrael ukradł własność wielu niewinnych Palestyńczyków zmuszonych od ucieczki w 1948 roku" – pisze „Haarec". I choć, jak zauważa gazeta, stało się to w innych okolicznościach niż podczas II wojny światowej, to „ofiary nigdy nie uzyskały odszkodowania". Tekst kończy się stwierdzeniem, że póki Izrael nie dokona restytucji, oskarżanie Polski jest „zwykłą hipokryzją".