Lehmann w każdym bramkarzu widział konkurenta i – delikatnie mówiąc – raczej nie pomagał. Dopiero kiedy wiadomo było, że odejdzie z klubu, przez dwa–trzy ostatnie miesiące okazywał więcej pozytywnych cech charakteru, ale na treningach ze sobą nie rozmawialiśmy. Hiszpan Manuel Almunia był inny, ale też przecież przyjechał tam do pracy, z której nie zamierzał rezygnować. Ja dopiero w Arsenalu, czy może od razu tam, na wysokim szczeblu, mając niewiele ponad 20 lat, zobaczyłem, jak się walczy o miejsce. To była niezła szkoła. Bez sentymentów i taryfy ulgowej.
Ale przynajmniej znał pan angielski, a Almunia nie.
Dzięki szkole w Szamotułach. Kiedy pierwszy raz wziął nas na rozmowę Arsene Wenger, rozmawiałem z nim po angielsku, a Manuel nie, bo nie umiał. Od razu miałem przewagę. To też miało znaczenie. Jak idziesz grać za granicę, musisz rozumieć, co mówią koledzy w szatni, czego chce od ciebie trener i o czym piszą gazety.
Mówi się zazwyczaj o kłopotach i przykrościach, jakich doświadczył pan w Arsenalu, ale przecież miał pan tam też dni chwały. Myślę o zdobyciu Pucharu Anglii.
Ostatnie dwa lata pracy w Arsenalu były dobre, bo Wenger nie tylko we mnie wierzył, ale mnie lubił. Nie faworyzował, tylko lubił. Miałem poczucie tego wsparcia, a w takiej sytuacji gra się zupełnie inaczej. No i w 2014 roku zdobyliśmy Puchar Anglii, do czego – powiem to z czystym sumieniem – w znacznym stopniu się przyczyniłem.
Jak się broni rzut karny...
Nawet dwa, w półfinale z Wigan. A finał to już bajka, z chłopakiem ze Słubic. 90 tysięcy ludzi na Wembley, z każdym piłkarzem wita się książę William, atmosfera niesamowita. Tyle że Hull strzela nam szybko dwie bramki i po ośmiu minutach przegrywamy 0:2. Ostatecznie zwyciężamy po dogrywce 3:2. Radość na boisku i w szatni, klubowa impreza w hotelu. Potem z kilkoma chłopakami wsiedliśmy do zwykłego londyńskiego double-deckera, kupiliśmy bilety i pojechaliśmy na imprezę prywatną. Nazajutrz, kiedy odkrytym autobusem jechaliśmy przez północny Londyn do siedziby władz w Islington, na ulicach pozdrawiało nas 100 tysięcy ludzi.
Dlaczego w takim momencie postanowił pan odejść z Arsenalu?
Miałem poczucie spełnienia. Coś osiągnąłem i dałem coś ważnego klubowi, dla którego było to pierwsze trofeum od dziesięciu lat. Do dziś zdarza się, że napotkany w Londynie kibic Arsenalu dziękuje mi za tamten finał. Wenger namawiał mnie, żebym został, ale ja chciałem iść do klubu, w którym będę grał regularnie. Swansea okazała się bardzo dobrym wyborem. Tam można było się wykazać. Trafiłem też na dobrego trenera bramkarzy, Hiszpana Javi Garcię. Zostałem wybrany do jedenastki sezonu Premier League, do końca biłem się o Złotą Rękawicę.
Słyszałem nawet piosenkę śpiewaną na pańską cześć przez kibiców Swansea.
Tam było bardzo przyjemnie. Mimo że spadliśmy z Premier League, ja wierzyłem, że mogę do niej wrócić. Propozycję złożył West Ham. Miał duże plany, przenosił się na stadion olimpijski, gdzie nasze mecze ogląda zawsze ponad 60 tysięcy kibiców. No i wróciłem do Londynu.
Już na stałe?
Na pewno nie. Chciałbym pograć na Wyspach do 40. roku życia, żeby syn, który poszedł do odpowiednika naszej zerówki, mógł tutaj kontynuować naukę. Ja w tym czasie – mam nadzieję, wciąż grając – będę korzystał ze szkoleń PFA, czyli Związku Zawodowego Piłkarzy, który pomaga przystosować się do życia zawodnikom kończącym kariery.
Co pewien czas czytamy o kłopotach, w jakie na Wyspach wpadają zawodowi piłkarze po zakończeniu kariery. Wyniki badań to potwierdzają. Hazard, alkohol czy nieumiejętność inwestowania zarobionych pieniędzy, powodująca kolejne stresy. Czy pan też to widzi na co dzień?
Wiem, że nie każdy daje sobie z tym radę. Związek Zawodowy Piłkarzy bardzo się angażuje, jednak czasami jest za późno. U nas, w West Ham, młodym zawodnikom bardzo pomaga wychowanek klubu i już jego legenda Mark Noble. Jest autorytetem i po prostu daje młodym życiowe rady. Łatwiej jest przestrzec ich przed pułapkami, niż potem wyciągać z kłopotów. Ja problemów nie mam, ale chcę zdobyć wiedzę. Potem mądrzejszy i bardziej doświadczony wrócę do Polski.
I co wtedy będzie pan robił?
Najpierw będę odpoczywał i spędzał czas z rodziną. Nie zostanę trenerem. Myślę bardziej o roli eksperta telewizyjnego komentującego mecze Premier League. Mam też pomysł na biznes w Polsce, bo ja jednak nie zostawiam pieniędzy w kasynach. Na razie nie chcę mówić o tym w szczegółach. Wciąż myślę jednak o grze, bo żeby utrzymać się na przyzwoitym poziomie, trzeba się bardzo starać, a latka lecą. Od kiedy odszedłem z Arsenalu, to co roku, w Swansea lub w West Ham, mam nowego konkurenta do miejsca w bramce. Naciskają, ale jeszcze daję radę.
Podobno na pożegnalny mecz z San Marino zaprosił pan około 40 osób.
Rodzice, żona, rodzina, przyjaciele, Kuba Błaszczykowski, który debiutował w reprezentacji w tym samym meczu co ja, Łukasz Piszczek, czyli chłopaki z mojego rocznika – 1985. No i trenerzy. W Polonii Słubice uczyli mnie Jerzy Grabowski i Andrzej Osowski, w Szamotułach Andrzej Dawidziuk i Bernard Szmyt, w Legii Krzysztof Dowhań. On i Andrzej Dawidziuk to najlepsi trenerzy bramkarzy w Polsce. Andrzej Zamilski był pierwszym trenerem, który powołał mnie na konsultacje kadry.
Czego pana nauczyli?
Pan Grabowski kładł nacisk na rozwój ogólny. Andrzej Osowski prowadził ze mną pierwsze specjalistyczne treningi bramkarskie. Szkółka w Szamotułach z trenerami Dawidziukim i Szmytem to niemal wyższa uczelnia dla młodych piłkarzy. Pan Dowhań uświadamiał mi odpowiedzialność. Bez nich wszystkich nie byłoby mnie w tym miejscu. Miałem szczęście do trenerów. W ogóle jestem szczęśliwym człowiekiem. Gdybym jeszcze na mistrzostwach Europy we Francji obronił choć jednego karnego...
O rozmówcy:
Łukasz Fabiański
Urodzony 18 kwietnia 1985 roku w Kostrzynie nad Odrą. Bramkarz. Zawodnik Polonii Słubice (1999–2000), MSP Szamotuły (2000–2001), Lubuszanina Drezdenko (2002), Sparty Brodnica (2002), Mieszka Gniezno (2003–2004), Lecha Poznań (2004). W barwach Legii (2005–2007) debiutował w ekstraklasie i rozegrał 53 mecze ligowe. W wieku 22 lat przeszedł do Arsenalu Londyn (2007–2014). Cztery sezony spędził w Swansea City (2014–2018). Od roku 2018 jest zawodnikiem West Ham United. Zbliża się do 300 meczów w Premier League – najwięcej ze wszystkich grających w lidze angielskiej 21 Polaków. 57-krotny reprezentant Polski (2006–2021). Uczestnik mistrzostw świata w Niemczech (2006) i Rosji (2018) oraz finałów mistrzostw Europy (2008, 2016, 2021). Mistrz Polski (z Legią – 2006), zdobywca Pucharu Anglii (z Arsenalem – 2014). Wybierany na najlepszego bramkarza ekstraklasy (2006, 2007), najlepszego bramkarza Premier League (2014/2015 – według pisma „FourFourTwo"), zawodnika sezonu Swansea (2014/2015 i 2017/2018) oraz West Hamu (2018/2019).