Polexit to nie jest żadne wyjście

Musimy dmuchać na zimne. Inaczej nacjonalizmy, federalizacja lub rozkład kulturowy Europy doprowadzą do rozpadu Unii Europejskiej.

Aktualizacja: 02.10.2021 16:23 Publikacja: 01.10.2021 10:00

Polexit to nie jest żadne wyjście

Foto: PAP, Radek Pietruszka

Unia Europejska jest coraz bardziej zdominowana przez jeden kraj – Niemcy – i trzeszczy od brudnych walk o władzę pod stołem. Jednak lepszej alternatywy geopolitycznej niż UE nie ma. Aby to zrozumieć, rozważmy trzy różne scenariusze przyszłości, w których Polska wychodzi z Unii. To dobry eksperyment myślowy, aby ostudzić niepotrzebne emocje dotyczące integracji europejskiej w Polsce. A także uświadomić unijnym elitom, że na polexicie stracilibyśmy wszyscy.

Rubel zamiast euro?

W Polsce podnoszenie wizji polexitu – czyli wyjścia naszego kraju z Unii Europejskiej – stało się domeną zarówno twardej prawicy, jak i lewicy. Zresztą exit jako hipoteza pojawia się także na salonach włoskich, hiszpańskich, greckich, a nawet niemieckich. Nad Wisłą przywoływanie wizji polexitu każdorazowo budzi wielkie emocje – suwerennościowy zapał na prawicy oraz strach na lewicy. Niejednokrotnie te narracje sufluje i podsyca Rosja, dla której wejście Polski do UE w 2004 roku było ogromną porażką strategiczną. Z kolei lewica straszy scenariuszem, w którym mrzonki twardej prawicy się ziszczą – i z powodu błędnych kalkulacji strategicznych Polska sama wyjdzie z UE albo też ją ktoś wyrzuci.

Dziś o żadnym wyjściu z Unii nie ma wśród rozsądnej klasy politycznej w Polsce mowy

Oczywiście, dziś polexit jest mało prawdopodobny. Po pierwsze, losy Wielkiej Brytanii poza UE i spadek jej znaczenia będzie w kolejnych latach bodźcem prewencyjnym. Polscy politycy będą bowiem pytać: jeśli tak silny kraj jak Wielka Brytania musi teraz borykać się z Unią jako rywalem geostrategicznym i na tym traci (już to widać), to jak poradziłaby sobie słabsza Polska? Po drugie, jeśli system międzynarodowy premiuje dziś wiązanie się państw w bloki, to do jakiego bloku dołączyłaby Polska po wyjściu z UE? Rublowego? Autorytarna i agresywna Rosja jest skrajnie nieatrakcyjna kulturowo dla ogromnej większości Polaków.

Dlatego na dziś o żadnym wyjściu z Unii nie ma wśród rozsądnej klasy politycznej w Polsce mowy. Jeśli polexit jako hasło się pojawia, to raczej jako element spięć emocjonalnych np. z Niemcami działającymi przez instytucje UE, by wywrzeć presję polityczną na Polskę.

Dużo bardziej prawdopodobnym trendem niż polexit jest trend zwany „Europą dwóch prędkości" zakładający różne tempo integracji między różnymi grupami państw UE. W tym duchu Polska przyszłości byłaby albo neofeudalnym „poddanym" Niemiec w Europie pierwszej prędkości, albo biernym elementem Europy drugiej prędkości lub też liderem Unii drugiej prędkości – jednoczącym głosy regionu tworzącego przeciwwagę dla Francji i Niemiec, a kiedy indziej ich sojusznikiem.

Takie scenariusze podsuwa obecna dynamika wiązki trendów cywilizacyjnych, którą nazywam nowym średniowieczem. O nowym średniowieczu będę wspominał tu o tyle, o ile jego trendy będą istotne dla dynamiki polexitu. Hipotetycznie można bowiem spytać: co mogłoby doprowadzić do sytuacji, w której Polska w najbliższych dwóch dekadach znalazłaby się poza UE i co by to znaczyło dla kraju?

Iskry: ekspansjonizmy, deficyty, bałkanizacje

Następujące procesy w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat mogą uprawdopodobnić powstanie sytuacji polexitowej:

– kontynuowanie ekspansjonizmu i protekcjonizmu najsilniejszych państw UE;

– gwałtownie rosnący deficyt demokracji w UE i będąca jego skutkiem ideologiczna wojna secesyjna;

– wojna kulturowa wschodu i zachodu Unii oraz bałkanizacja kulturowa kontynentu. Żaden z tych trendów pojedynczo mógłby nie być przesądzający dla polexitu, jednak ich współwystępowanie mogłoby nieść już istotne zagrożenie dla stabilności UE. Omówmy te wizje pokrótce.

Czytaj więcej

Politolog: Polska może zostać „martwym” członkiem w UE

Strach przed skolonizowaniem przez najsilniejsze państwa UE. Kto ma worek z pieniędzmi, ten ma władzę – Niemcy były i będą najpotężniejszym państwem UE, a wyjście z Unii Wielkiej Brytanii jeszcze ten trend wzmocni. Jak dotąd najpotężniejszym politykiem pojedynczego państwa narodowego UE była Angela Merkel, Niemka; na czele Komisji Europejskiej stoi Ursula von der Leyen, Niemka; równocześnie rola języka niemieckiego w dyplomacji unijnej rośnie z roku na rok. Niemcy mają wpływ na wszystko – od dynamiki waluty euro i unijny worek z pieniędzmi, przez transformację energetyczną i wizerunek Europy w świecie, aż po narracje, którymi formatują europejskie umysły największe koncerny medialne. Równocześnie są najważniejszym partnerem gospodarczym dla Polski.

Coraz bardziej widać jednak, że ta polityka Niemiec w ogóle nie liczy się z interesem słabszych państw. Dwa przykłady: po pierwsze, na zadłużonym południu Europy, od Włoch po Grecję, formuje się coraz mocniejsze przekonanie, że wspólna waluta euro i jej dotychczasowa dynamika kreowana przez Niemcy jest narzędziem neofeudalnej kontroli silnych nad słabszymi. Neofeudalizm to zjawisko nowośredniowieczne – oznacza powstawanie trwałej relacji poddaństwa jednych wobec drugich w zamian za pewną opiekę, lecz kosztem coraz większego zaniku samodzielności strony słabszej. Utrwalenie się takiego typu neofeudalnych relacji we Wspólnocie boją się wszystkie słabsze państwa UE. Po drugie, rurociąg Nord Stream 2 pozwalający odciąć wschód Europy od gazu z zachowaniem ciągłości dostaw na zachód jest skrajnym przykładem nacjonalizmu Niemiec. Ich działania nie tylko dają Rosji do ręki karty do zastraszania państw UE, ale niszczą bezpieczeństwo geostrategiczne całej Unii Europejskiej – nie wspominając już o państwach bezpośrednio graniczących z Rosją.

Powoduje to wielki zawód wśród kilkudziesięciu procent Europejczyków – szczególnie tych z Europy Środkowo-Wschodniej. Co więcej, na kontynencie nasilają się protekcjonizmy gospodarcze, a kraje takie jak Niemcy czy Francja coraz mocniej chronią swoje rynki przed tańszą siłą roboczą oraz tańszymi usługami oraz produktami ze wschodu UE.

Jeśli podobne zapędy największych nie będą w porę studzone i duch wspólnotowy nie zwycięży nad narodowymi ambicjami, a wolny rynek nad protekcjonizmem, to Europa może się rozpaść. Kraje południa mogą zacząć dekonstruować ją od środka, żądając np. rozbicia strefy euro, a więc cofnięcia integracji na niższy poziom złożoności. Polska, która od początku członkostwa w UE miała kompleks pomiatanego przez wielkich prymusa, mogłaby z resentymentu do tych państw dołączyć.

Deficyt demokracji i nadużywanie traktatów przez sądy i Komisję Europejską. Podobny scenariusz, w którym winą za polexit Warszawa dzieli się z Komisją Europejską, sugerował ostatnio na łamach „Plusa Minusa" politolog Iwan Krastew. Osią scenariusza byłby fakt, że Unia dziś wydaje rozwijać się raczej pozatraktatowo i technokratycznie, a nie demokratycznie. O deficycie demokracji UE napisano wiele, a proces ten wydaje się rzeczywiście postępować: kierunki integracji dziś wypracowywane są nie przez demokratyczne większości, ale przez arbitralne interpretacje prawa przez polityków oraz europejskie sądy, których kompetencje orzecznicze rosną.

Część państw – w tym Polska – mogłoby w ramach sprzeciwu wobec federalizacji zagrozić opuszczeniem Unii

W tym entourage'u strukturalnym w ciągu kolejnych dekad może przybrać na sile trend federacjonistyczny. Całkiem zasadnie, bo federacjonizm może być geostrategicznym Świętym Graalem UE – ustanowienie federacji spowodowałoby z marszu wzrost efektywności zarządzania Unią: z jednej strony zwiększyłoby jej siłę i ustanowiło ją jako pełnoprawne państwo, z drugiej ujednoliciłoby jej złożoność organizacyjną.

Jednakże w drodze do tego procesu w UE może rozpocząć się spór rodem ze Stanów Zjednoczonych, który doprowadził do wojny secesyjnej (1861–1865). Spór opierał się na pytaniu: na ile poszczególne stany (państwa) mają prawo decydować o sobie, a na ile rząd centralny (instytucje UE) ma bezwzględny prymat decyzyjny. A jeśli ma prymat, to nad czym? Oczywiście, w Europie nie będzie wojny zbrojnej. Ale gdyby wybuchła wojenka secesyjna, choćby wyłącznie w warstwie ideologiczno-politycznej, to wrzawa medialna i emocje społeczne poszybowałyby na nieznane nam dotąd wysokości.

Część państw – w tym Polska – mogłoby w ramach sprzeciwu wobec federalizacji zagrozić opuszczeniem Unii. Dynamika konfliktu byłaby nawet bardziej nieprzewidywalna w Europie niż w USA ze względu na wielość różnych tradycji narodowych UE – co dodatkowo zwiększałoby złożoność konfliktu.

Bałkanizacja kulturowa i groźba separatyzmów. W XXI wieku Europa podlegać będzie dogłębnym zmianom cywilizacyjnym. Przede wszystkim poddana będzie nowej wędrówce ludów – czyli odpowiednikowi Völkerwanderung, wielkiej migracji u schyłku Imperium Rzymskiego, która stworzyła demograficzne podwaliny pod średniowiecze. Wielka migracja wymuszać będzie na władzach centralnych UE systematyczne zajęcie się problemami demografii i integracji.

Ponadto ze względu na rosnącą segregację w UE według zmiennych etnicznych i religijnych jak bumerang będzie powracał problem różnicowania się tradycji kulturowych i obyczajowych – i tak samo jak przypadku migracji władze centralne Unii staną przed dylematem: reagować czy nie? Nagle okaże się, że w obszar orzecznictwa unijnych sądów wchodzą sprawy obyczajowe, religijne czy bezpieczeństwo migracyjno-demograficzne. A przypomnijmy, że są to sprawy, które – jeśli czytać dokumenty akcesyjne literalnie – powinny pozostawać w gestii państw członkowskich.

Bałkanizacja kulturowa najsilniejsza będzie na początku w państwach zachodniej UE. Jeśli w tym okresie w Unii zostanie wyzwolony strach przed ich demograficznym i kulturowym zanikiem, bałkanizacja Europy stanie się procesem nieodwracalnym. Na wskroś granic państwa narodowych będziemy mieć nowe granice etniczne, kulturowe i religijne, a Europa poczuje nie tylko presję migracyjną z zewnątrz, ale też zostanie poddana wzmożonej migracji wewnętrznej. Jak pokazują analizy i modele teoriogrowe, choćby na użytek wojskowy, te procesy de facto już występują i grożą separatyzmami. Nieprzemyślane zachowanie instytucji centralnych w reakcji na kulturową bałkanizację doprowadzić może do rozpadu UE w wyniku zimnych wojen domowych – tzn. zamieszek, politycznej radykalizacji i dekompozycji tkanki społecznej.

Solidarny, taktyczny, pełzający

Załóżmy teraz trzy scenariusze przyszłości, w których zapalnikiem polexitu staje się jeden z powyższych trendów – nacjonalizm najsilniejszych, deficyt demokracji lub bałkanizacja.

Polexit solidarny. Południe i wschód przeciw germanizacji UE. W wyniku rosnącego egoizmu narodowego Niemiec proces integracji utyka w miejscu. Niemcy nie potrafią odtworzyć partnerskiego sojuszu z Francją, na co ta reaguje budowaniem więzi gospodarczo-politycznych z państwami zadłużonymi: Włochami czy Grecją. Jednakże te dwa ostatnie kraje domagają się demontażu strefy euro i redefinicji integracji europejskiej na bardziej sprawiedliwych w ich przekonaniu zasadach. Równocześnie Rosja w dalszym ciągu destabilizuje Ukrainę, Białoruś i Brukselę, a w regionie Trójmorza rośnie irytacja na bierność niemiecką wobec rosnącej niestabilności. Dodatkowo niemiecko-rosyjski rurociąg Nord Stream 2 kilkakrotnie zostaje wykorzystany do zaburzania stabilności energetycznej Europy Środkowo-Wschodniej, co powoduje ogromne obawy w Polsce, Litwie, Łotwie, Estonii czy Rumunii. Równocześnie rośnie presja i szantaż migracyjny ze strony Turcji, ale Niemcy – w obawie przed rewoltą mniejszości tureckiej i, szerzej, islamskiej na swoim terytorium – to zjawisko ignorują.

W tym kontekście dochodzi do radykalizacji sceny politycznej w samych Niemczech, zostaje wzmocniona skrajna prawica (AfD) i siły neonazistowskie – na co opinia publiczna odruchowo reaguje wzmocnieniem parlamentarnym także skrajnej lewicy. Nad Renem pojawiają się głosy o prymacie twardej siły nad dyplomacją w białych rękawiczkach i konieczności wyrzucenia krajów sprzeciwiających się niemieckiemu przywództwu. Konflikt przeradza się w festiwal gróźb ku uciesze konkurujących z Unią potęg. Ostatecznie razem z Włochami, Grecją i Hiszpanią z Unii odchodzi także Polska i kilka mniejszych państw. Kraje te próbują iść śladem Wielkiej Brytanii po brexicie, jednakże ze względu na niewystarczającą siłę gospodarczą i wpływ międzynarodowy stają się de facto konkurentami pomniejszonej UE.

Czytaj więcej

Krzysztof Adam Kowalczyk: Co Polska ma z Unii

Jak pokazuje Indeks Mocy Państw, który stworzyłem z Piotrem Arakiem dla Instytutu In.Europa, zsumowana moc krajów Unii Europejskiej po brexicie wynosi dziś 20,18 pkt. Gdyby Włochy (1,68 pkt), Hiszpania (1,09), Grecja (0,27) i Polska (0,66) wyszły, Unia byłaby słabsza (16,48), ale wciąż kilkanaście razy potężniejsza od Polski. Na domiar złego, nasz wschodni sąsiad – Rosja – jest osiem razy silniejszy (5,29). Siła „grawitacyjna" UE oraz Rosji w tym scenariuszu powoli rozkruszałaby wszystkich exitowców – bo nawet ich integracja między sobą nie wygenerowałaby więcej mocy niż 3,7. Wynosi to mniej, niż obecnie „ważą" same Niemcy.

W tym scenariuszu na rozkruszeniu UE korzystają oczywiście kraje takie jak Rosja, Turcja czy Chiny – które powoli uzależniają exitowców technologicznie, gospodarczo, a ostatecznie cywilizacyjnie. USA w tym sporze chcą zostać neutralne, ale w praktyce zachowawczo bardziej popierają Unię zachodnią. Nadchodzi era wielkiego niepokoju w Europie, a demokracje zarówno na zachodzie, jak i wschodzie Europy dryfują w stronę autorytarną.

Polexit taktyczny. Wojna secesyjna przeciw federacjonistom. Pochłonięte rekonstrukcją gospodarczą po Covid-19 kraje Unii mniej zajmują się planami strategicznymi oraz rosnącym deficytem demokracji. Około 2030 roku okazuje się jednak, że technokratycznym elitom udało przekonać się Niemcy, Francję, państwa skandynawskie oraz Holandię i Belgię do zdecydowanego forsowania przekształcania Unii w federację. Pomysł jest tym bardziej atrakcyjny, że UE ma poczucie militarnej i cywilizacyjnej słabości – wobec słabnących Stanów Zjednoczonych, ekspansywnych Chin i Turcji oraz niestabilnej i prowokującej od wschodu Rosji federacjonizm prezentowany jest jako najlepsze wyjście z sytuacji. To rozwiązanie dające stabilność na całe dekady.

W Polsce elity są podzielone, jednak ostatecznie zwycięża nurt antyfederacyjny. Choć Polska nie wychodzi z UE, odmawia dołączenia do federacji, co de facto pozostawia ją w legislacyjnej próżni. Pozostaje w teorii w Unii, ale nie podlega nowym traktatom federacyjnym. W identycznej sytuacji znajdują się Włochy, Hiszpania, Rumunia, Węgry i kilka innych państw regionu, które boją się narzucenia przez Unię norm polityki migracyjnej i obyczajów kulturowych.

Dochodzi do polityczno-prawnej wojenki secesyjnej. Spór prawny o status unijnych państw niesfederalizowanych trwa całe lata. Niestety, stan prawnego zawieszenia uniemożliwia tworzenie nowych, formalnych relacji bilateralnych przez secesjonistów. Sytuację te wykorzystują państwa autorytarne – przede wszystkim Rosja, Turcja i Chiny – do zwiększania wpływów w regionie.

Ostatecznie destabilizacja regionu staje się na tyle groźna, że zachodnia Unia godzi się na ustępstwa. W zamian wschodnio-południowi secesjoniści godzą się na federację – jednak na nieco lepszych warunkach, przy pewnej dozie autonomii. Unia jest silna, ale pęknięta mentalnie, a jej wizerunek w oczach samych Europejczyków znacznie się pogarsza.

Polexit pełzający. Silna mediewalizacja i kulturowa fragmentacja Europy. Ze względu na rosnącą złożoność etniczną, religijną i kulturową UE Komisja Europejska częściowo odkłada plany centralizacyjne także w kwestiach migracji i obyczajowych. Udaje się jej za to skonsolidować politykę zagraniczną państw UE, a równocześnie wzmocniony zostaje Komitet Regionów. Państwa członkowskie mogą wprowadzać swoje własne strategie zarządzania napływem ludności spoza Europy do Unii, która – jako struktura polityczna – głównie pilnuje szczelności granic wewnętrznych.

W wyniku wewnątrzunijnych migracji ludności wyłaniają się nowe modele samorządów regionalnych inspirowane przez tradycję islamską, areligijną i chrześcijańską. Modele te proponują częściowo spójne, ale, niestety, też częściowo niespójne normy cywilizacyjne – co powoduje tarcia etniczne. Unia Europejska nie chce jednak narzucać jakichś konkretnych norm (oprócz szeroko pojętej tolerancji) w obawie o wizerunek podmiotu nietolerancyjnego. Dlatego stosuje prymat demokratyczny – to samorządy decydują o interpretacji reguł wspólnotowych. Mimochodem to przyzwolenie powoduje wzrost znaczenia etniczności, religijności oraz pełzający pluralizm prawny – czyli sytuację, w której na jednym terytorium różne wspólnoty chcą podlegać różnym normom prawa (np. normom prawa świeckiego albo szariatu, tzn. prawa religijnego islamu). Na tym tle dochodzi jednak ostatecznie do separatyzmów – poszczególne wspólnoty etniczno-religijne tworzą swoje własne systemy norm zachowań, co stymuluje kulturową bałkanizację Europy oraz poczucie rosnącej alienacji między grupami jej mieszkańców. Europa staje się kipiącym tyglem kulturowym, na którego dynamikę mają wpływ państwa takie jak Arabia Saudyjska, Turcja, Egipt czy Białoruś.

Około roku 2040 po kolejnym okresie zamieszek jeden z regionów Francji ogłasza autonomię i wyższość religijnego prawa szariatu nad prawem świeckim. W odpowiedzi część obywateli Europy Środkowo-Wschodniej dochodzi do wniosku, że Europa ulega dewesternizacji. Na wschodzie UE powstają transgraniczne regiony podpisujące deklaracje przywiązania do prawa naturalnego i tradycji chrześcijańskiej oraz wprowadzające oddolnie lokalne reguły życia społecznego.

Polska, silnie laicyzująca się, wybiera ostatecznie warunkowy akces do tej „chrześcijańskiej" wspólnoty aksjologicznej. Nie wiadomo do końca, czy jest to równoznaczne z polexitem, ponieważ podobny krok zadeklarowały Litwa, Słowacja, Węgry, Słowenia, Austria, Bułgaria, Rumunia i Grecja, a nawet świeżo przyjęta do UE Ukraina. Jest to więc przykład polexitu pełzającego, będącego częścią euroxitu – czyli definitywnego wyjścia Europy z areny dziejów i jej dekompozycji jako wspólnoty cywilizacyjnej.

Jeśli bowiem Europa upadnie jako projekt cywilizacyjny, stracimy wyjątkową dziejową szansę na okres prosperity i pokoju

Z kolei część Francji, Niemiec oraz innych państw protestanckiej Europy w kontrze deklaruje niezależność światopoglądową i prymat wartości świeckich, co prowadzi do prawno-międzynarodowego mętliku. Unia istnieje jako stelaż, ale zapada się kulturowo. Niczym w średniowieczu pod parasolem papiestwa, dziś pod parasolem Unii jako integratora politycznego powstają różne księstwa, państewka i wspólnoty wchodzące ze sobą w różnego typu związki.

Paradoksalnie w takim zbałkanizowanym stanie Unia może jeszcze długo trwać, ponieważ mimo wszystko posiada zasoby i energię na utrzymywanie parasolowej złożoności politycznej. Ale kulturowo czeka ją trwający stulecie rozpad.

Zmierzch Zachodu

Te trzy scenariusze to przestroga nie tylko dla Polaków, ale także dla Niemców, Francuzów, Włochów, Holendrów, Belgów i innych narodów UE. A także dla Komisji Europejskiej. Dlatego dziś powinna się nam zapalić lampka ostrzegawcza, zwłaszcza jeśli kilka ze scenariuszy mogących rozpalić exitową iskrę zacznie się spełniać równocześnie.

Oczywiście, da się ich uniknąć. Ważne, by elity UE nie podnosiły prawdopodobieństwa takich wariantów przyszłości w imię egoizmu narodowego i przekonania o własnej nieomylności oraz wyższości kulturowej. Ważne jest też, aby Polska i kraje postkomunistyczne bardziej zaangażowały się w tworzenie na nowo sojuszy w UE. Jeśli bowiem Europa upadnie jako projekt cywilizacyjny, stracimy wyjątkową dziejową szansę na okres prosperity i pokoju, a inne normy i inne systemy zarządzania, czerpiące z tradycji innych cywilizacji, zaczną dominować na kontynencie. To zawsze jest jakaś przyszłość, ale dla cywilizacji Zachodu w Europie byłby to okres schyłkowy.

O autorze:
Grzegorz Lewicki

Futurolog, specjalista od stosunków międzynarodowych. Doktor filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, absolwent m.in. London School of Economics i Maastricht University. Doradza korporacjom i sektorowi publicznemu


Unia Europejska jest coraz bardziej zdominowana przez jeden kraj – Niemcy – i trzeszczy od brudnych walk o władzę pod stołem. Jednak lepszej alternatywy geopolitycznej niż UE nie ma. Aby to zrozumieć, rozważmy trzy różne scenariusze przyszłości, w których Polska wychodzi z Unii. To dobry eksperyment myślowy, aby ostudzić niepotrzebne emocje dotyczące integracji europejskiej w Polsce. A także uświadomić unijnym elitom, że na polexicie stracilibyśmy wszyscy.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi