Cała nasza rzeczywistość społeczno-polityczna natrętnie opowiadana jest za pomocą symboli i znaków. Polityka utkana jest z mitów i rytuałów. Ostatnie tygodnie na granicy z Białorusią dobitnie to pokazują. Jeden słup graniczny, płot z drutu kolczastego i uzbrojeni strażnicy uruchamiają lawinę kodów kulturowych głęboko zakorzenionych w naszej narodowej pamięci. Nagle się okazuje, że sfatygowane symbole stają się dynamiczną rzeczywistością.
„Powiada się, że symbole są odbiciem rzeczywistości, objawiają coś podstawowego, starają się ujawnić początek, genezę zjawisk i zawrzeć całościowy obraz świata, są wielowartościowe, wyrażają modalność rzeczy i sensu (...) Widzialna strona symbolu – znacząca – jest zawsze przeładowana konkretnością. Z kolei druga, niewidzialna strona symbolu, niewysłowiona, dotycząca świata wyobrażeń pośrednich, nieadekwatnych alegorii – tworzy osobny porządek" – pisze prof. Wojciech Burszta w książce „Antropologia kultury".
Wolność czy bezpieczeństwo
Symbol granicy – czegóż tam nie ma? Można ją interpretować według różnych kluczy hermeneutycznych dodatkowo legitymizowanych z różnych źródeł. Dwa najważniejsze z nich wpisujące się w bieżącą politykę, ale i odwieczny podział w polityce na „my"–„oni", też się tam spotkały. Z jednej strony postępowi i liberalni zwolennicy otwartych granic i wielokulturowości, z drugiej tradycjonaliści, konserwatyści i patrioci stojący na straży naszej tożsamości, wiary i dziedzictwa stojący po stronie prawej.
Te postawy mają swoje odzwierciedlenie w typach wartości. Według teorii podstawowych wartości ludzkich Shaloma H. Schwartza ci pierwsi gotowi są walczyć za „uniwersalizm: zrozumienie, uznanie, tolerancję i ochronę dobra wszystkich ludzi, za równość i pokój na świecie". Drugim bliższe są wartości skupione wokół „bezpieczeństwa: wolności od zagrożeń stabilności społeczeństwa, bezpieczeństwa rodziny, bezpieczeństwa narodowego". Wolność czy bezpieczeństwo? Oto jest pytanie.
Czytaj więcej
Pierwszy w wolnej Polsce stan wyjątkowy wprowadzony na granicy z Białorusią musiał wywołać szok. Ale we Francji, Hiszpanii czy Włoszech to niemal codzienność, bo zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego są tam o wiele częstsze niż nad Wisłą. W przyszłości i u nas będzie podobnie.