Zapewne dlatego sam kardynał Becciu jest całą sytuacją mocno zaskoczony. Wielu włoskich kardynałów przed nim robiło przecież dokładnie to samo – wspomagało rodzinę czy bliskich, macierzystą diecezję czy przyjaciół/przyjaciółki. „Świętość" instytucji, a także „przednowoczesna" charakterystyka Watykanu sprawiały, że sprawy te, nawet opisane przez media, nigdy nie kończyły się procesami. Jak dotąd, mimo wielu mocnych słów i jednoznacznych deklaracji (choćby tych z początku obecnego pontyfikatu, gdy Franciszek zgromił Kurię Rzymską), niewiele się zmieniło, przepływy finansowe wciąż były niejawne. I nagle – jedną decyzją Franciszka – wszystko się zmieniło. Kardynał Becciu za malwersacje finansowe został pozbawiony prawa wyboru kolejnego papieża, i choć sam tytuł zachował (na razie?), to stanął przed sądem.
Ta rewolucja nic jednak nie zmieni, jeśli za jednostkowymi decyzjami, za karami (wiele wskazuje na to, że słusznymi), nie pójdzie głęboka reforma struktur. Watykan pozostaje ostatnim w Europie księstwem absolutnym, rządzonym przez prawa i zwyczaje pochodzące z okresu Renesansu czy Baroku. I nie chodzi tylko o strój gwardzistów szwajcarskich, ale głównie o metody działania. Ani trójpodział władzy, ani mechanizmy zwyczajnej świeckiej kontroli, ani mechanizmy rozliczania ze skuteczności działania zwyczajnie tam nie istnieją. Zamiast tego mamy walczące ze sobą niewybieralne koterie, do których można przystać lub zostać dokooptowanym, oraz towarzyszące im często mechanizmy mafijne. Świat się zmienia, a Kuria Rzymska i Watykan, pod pozorem „świętości tradycji" (która zresztą w sensie teologicznym wcale Tradycją nie jest), zachowania przeszłości i sakralizacji władzy kościelnej, pozostają w miejscu. To jest zresztą bardzo wygodne dla ludzi, którzy są jak najbardziej postnowocześni i mają jak najbardziej postnowoczesne potrzeby i aspiracje, ale ubrani w tradycyjne szaty, mogą poza jakąkolwiek kontrolą robić prywatne interesy. Nie twierdzę, że robią to wszyscy, byłoby to niesprawiedliwe, ale wystarczająco wielu, żeby nadszedł czas, by z tym wszystkim zrobić porządek.
Jak? Trzeba „zaorać" Kurię Rzymską i niejako powołać ją na nowo. Wzorców jest naprawdę wiele i wcale nie trzeba sięgać od razu do mechanizmów demokratycznych (bo i te niosą ze sobą zagrożenia). Wystarczy wprowadzić przejrzystość i jawność procedur, jasne ścieżki kariery w Watykanie i sposoby powoływania do Kurii. To wszystko nie dokona się wewnątrz struktury, która zbudowana jest na fundamentach feudalnych i absolutystycznych tytułów oraz niesionych wraz z nimi wzorców renesansowych zwyczajów. Opór przed zmianą będzie potężny, nie ma takiej struktury, która poddaje się bez walki, ale bez reform wciąż będziemy dreptać w miejscu.