Mroczna przyszłość Afganek

Im bliżej wycofania się Amerykanów, tym bardziej mieszkanki Afganistanu boją się, że prawa, które z takim trudem zdobyły, zostaną im odebrane, a zwycięscy talibowie znów będą je traktować jak własność mężczyzn.

Publikacja: 23.07.2021 10:00

Kobiety na drodze w Ghazni, czerwiec 2021. Istnieje niebezpieczeństwo, że na terenach opanowanych pr

Kobiety na drodze w Ghazni, czerwiec 2021. Istnieje niebezpieczeństwo, że na terenach opanowanych przez talibów opuszczanie domu bez towarzystwa męskiego członka rodziny będzie dla Afganek zakazane

Foto: AFP

Tłum się rozstępuje i na środek placu jednej z wiosek w prowincji Herat na zachodzie Afganistanu wchodzi dwóch mężczyzn i kobieta w błękitnej burce. Siwowłosy Afgańczyk za pomocą kija pokazuje jej, gdzie ma usiąść. Afganka posłusznie wykonuje polecenie. Następnie staje nad nią drugi z mężczyzn ubrany w wojskową kurtkę. Jego twarz zasłania czarna chusta. W pewnym momencie podnosi rękę, w której trzyma skórzany pas, i z całych sił zaczyna bić kobietę po plecach. Z każdym kolejnym uderzeniem Afganka krzyczy „Boże żałuję" i płacze. Pod koniec trudno już zrozumieć, co mówi. Słychać tylko szloch. Chłosta przeprowadzona przez talibów na początku kwietnia została uwieczniona na nagraniu, które szybko rozeszło się w afgańskim internecie i mediach.

W rozmowie z tygodnikiem „The Observer" jeden z talibskich kleryków przyznał, że wymierzenie kary w taki sposób było błędem. Nie oburzyła go jednak jej brutalność, tylko to, że była publiczna i została nagrana. „Popełniła cudzołóstwo i sam skazałbym ją na to samo", stwierdził mężczyzna. Wydarzenia z Heratu i słowa taliba to tylko przedsmak ponurej przyszłości, jaka może czekać większość Afganek.

Talibowie to rak

Fouzia Sultani od zawsze marzyła, by zostać lekarką. Gdy miała trzy lata, jej rodzina, uciekając przed wojną, wyjechała z Ghazni do Pakistanu. Po ukończeniu liceum uprosiła bliskich, by pozwolili jej pojechać do Kabulu i rozpocząć studia medyczne. „Zostanie lekarzem to marzenie milionów. Zabieramy ból i cierpienie. Jesteśmy źródłem radości", podkreśla 24-latka w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „Telegraph". Po sześciu latach nauki jej cel jest na wyciągnięcie ręki. Jeszcze w tym roku Sultani ma szansę zostać lekarzem rodzinnym. Nie ukrywa jednak, że boi się, co będzie, gdy przyjdą talibowie. „Biją kobiety za to, że chcą się uczyć, pracować czy uczestniczyć w życiu politycznym. To wielkie zagrożenie dla Afganek".

Podobne głosy słychać wśród studentek uniwersytetu w Heracie. „Przed nami straszne dni. Boję się, że nie pozwolą mi wychodzić z domu i robić tego, co do tej pory", mówi „Guardianowi" Basireh Heydari. Dziewczyna wraz z koleżankami z niepokojem patrzy na przyszłość swojego kraju. „Mam tylko jedno marzenie – skończyć studia i zacząć pracę, ale z talibami nie uda mi się go spełnić", dodaje.

Jej przyjaciółka studentka ekonomii Salma Ehrari jest zła na Stany Zjednoczone. „Stracę szansę na edukację, a winni są Amerykanie, nie talibowie, bo ci mają taką naturę", tłumaczy dziennikarzom. „Boje się, co będzie", mówi tygodnikowi „Time" Farkhondeh Akbari, która również uczy się na jednym z afgańskich uniwersytetów. Jest Hazarką. Ta grupa etniczna wyznająca szyizm w zdominowanym przez sunnitów kraju przez lata była prześladowana przez talibów.

Aktywistka Basireh Safa Theri, która po obaleniu radykałów w 2001 r. założyła szkołę dla dziewcząt, zauważa, że jej podopieczne uczą się dużo pilniej. „Czują, że to mogą być ostatnie dni nauki. Wiele rodzin przychodzi do mnie i mówi, że ich dzieci będą mogły chodzić do szkoły jeszcze tylko przez kilka miesięcy, dlatego chcą się nauczyć jak najwięcej", opowiada „Guardianowi".

W salonie kosmetycznym w Kabulu pracuje Sultana Karimi. W rozmowie z agencją AFP przyznaje, że makijaż i stylizacja włosów to jej pasja. Jest za młoda, by pamiętać rządy talibów, ale wraz z koleżankami boi się, że gdy zdobędą władzę, jej wymarzona praca się skończy. „Społeczeństwo zostanie zrujnowane. Kobiety będą musiały nosić burki, żeby wyjść z domu", martwi się Karimi. To samo czuje Fatimah Hossaini. W 2013 roku 27-latka wróciła do Afganistanu z Iranu, dokąd jej rodzina uciekła przed wojną. Od tego czasu jeździ po całym kraju jako fotografka oraz artystka. „Widzę wiele zmian w porównaniu z czasem, gdy pierwszy raz tu przyjechałam. W Kabulu kobiety wynajmują własne mieszkania, robią kariery, spotykają się z przyjaciółkami. Boję się, że następny rząd zabierze nam to wszystko", zwierza się dziennikarzom „Telegraph".

O swój los martwi się również mieszkająca na wsi 23-latka z prowincji Dajkondi. „Cieszę się z mojego życia, dopóki jest przyszłość dla moich dzieci. Chcę, żeby studiowały i były wykształcone. Nie żyłam pod rządami talibów, ale oni są jak rak. Będą wpływać na każdy aspekt życia. Mam nadzieję, że dalej będę mogła żyć jak człowiek", tłumaczy analitykom ośrodka badawczego Afghanistan Analysts Network.

Jak twierdzą same Afganki, podobne myśli zaprzątają głowy tysięcy z nich. Kobiety z rosnącym niepokojem przyglądają się sytuacji w kraju, a ta w ostatnim czasie jest coraz gorsza. Szacuje się, że obecnie rząd w Kabulu w pełni kontroluje zaledwie jedną piątą terytorium państwa. Najmniej od początku wojny. Wraz z wycofywaniem się zachodnich wojsk, które ma zakończyć się w sierpniu, talibowie przeszli do ofensywy i zajmują kolejne dystrykty kraju, często nie napotykając najmniejszego oporu. Tylko w lipcu, uciekając przed radykałami, granicę z Tadżykistanem miało przekroczyć 1,5 tys. żołnierzy armii rządowej. Pod koniec czerwca talibowie zajęli dystrykt Dawlat Szah bez jednego wystrzału. Magazyn „Forbes" pisze z kolei, że przejęli łącznie ponad 700 ciężarówek, samochodów terenowych Humvee oraz wozów opancerzonych należących do afgańskich sił bezpieczeństwa. Sprzęt wojskowy wpadł w ich ręce także po tym, gdy przejęli kontrolę nad bazą w dystrykcie Qarabagh, w prowincji Ghazni. Talibowi mają także kontrolować kluczowe dla krajowego handlu przejścia graniczne z Iranem, Pakistanem i Tadżykistanem. „Wall Street Journal", powołując się na raporty amerykańskiego wywiadu, pisze, że rząd prezydenta Aszrafa Ghaniego, pozbawiony wsparcia militarnego USA, utrzyma się góra pół roku.

Jeśli nawet tak się nie stanie, kraj czeka najpewniej kolejna odsłona wyniszczającej wojny domowej. W tym samym czasie negocjacje pokojowe między władzami w Kabulu a talibami utknęły w martwym punkcie. Mimo impasu część Afgańczyków martwi się jednak, że politycy, chcąc ratować chociaż część swojej władzy, poświęcą kobiety na rzecz porozumienia z talibami. – Afganki głęboko niepokoją się, że ich prawa będą ceną, jaką przyjdzie zapłacić za pokój. Chcemy pokoju, a nie poddania się przed radykałami – grzmiała pod koniec czerwca na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ znana afgańska aktywistka Mary Akrami. Wszystkie te obawy i podejrzenia są w pełni zrozumiałe, gdy spojrzy się na to, jak wyglądało życie kobiet pod rządami talibów oraz z jakim trudem walczyły i wciąż walczą o emancypację.

Więzienie kobiet

Po zdobyciu władzy w 1996 roku talibowie na kontrolowanych przez siebie terenach wprowadzili prawo oparte na najbardziej radykalnej interpretacji szariatu. Ofiarą drakońskich zasad padły przede wszystkim Afganki. – Traktowanie kobiet przez reżim talibów było najbardziej nieludzkim traktowaniem w ciągu ostatniego stulecia. Zostały pozbawione wszystkich podstawowych praw. Żyły praktycznie w areszcie domowym, a kraj stał się największym na świecie więzieniem dla kobiet – mówi „Plusowi Minusowi" dr Sima Samar, była afgańska minister ds. kobiet, a obecnie aktywistka oraz szefowa Niezależnej Komisji ds. Praw Człowieka.

Afgankom zakazano chodzenia do szkół oraz wychodzenia z domu bez towarzyszącego im męskiego członka rodziny. – Nie mogły pracować, mimo że często były jedynymi żywicielkami rodziny, bo wojna zabrała wielu mężczyzn. Nie wolno im było iść do szpitala albo rozmawiać z lekarzem mężczyzną. Gdy były w przestrzeni publicznej, musiały zakrywać się od stóp do głów – przypomina w rozmowie z „Plusem Minusem" prof. Homa Hoodfar, socjolożka i antropolożka z Uniwersytetu Concordia, specjalizująca się w badaniu sytuacji kobiet w krajach muzułmańskich. Przestrzegania prawa pilnował Departament Wspierania Cnoty i Walki z Występkiem. Jego funkcjonariusze bili Afganki, gdy miały za bardzo odsłonięte twarze i kostki albo gdy zbyt głośno rozmawiały.

Sytuacja zaczęła się zmieniać w 2001 roku wraz z interwencją NATO pod przywództwem Stanów Zjednoczonych, która doprowadziła do upadku reżimu talibów. Waszyngton od początku twierdził, że jednym z celów wojny była „walka o prawa i godność kobiet". W słynnym już przemówieniu radiowym ówczesna pierwsza dama Laura Bush zaapelowała do Amerykanów, by „dołączyli do naszej rodziny w pracy nad zagwarantowaniem szans dla wszystkich dzieci i kobiet w Afganistanie". I choć amerykańskie intencje i całą misję można oceniać różnie, to same Afganki przyznają, że w ciągu ostatnich 20 lat ich status w społeczeństwie zaczął ulegać zmianie.

– Przez ten czas przeszłyśmy długą drogę. Prawa kobiet zostały wpisane do konstytucji, a Afganki uczestniczą we wszystkich sferach życia publicznego. Ponad trzy miliony dziewcząt chodzi do szkół, kobiety studiują i pracują dla rządu, często na kierowniczych stanowiskach. 27 proc. posłów naszego parlamentu to kobiety – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem" Raihana Azad, parlamentarzystka reprezentująca prowincję Dajkondi w centralnej części kraju. Ponadto wiele Afganek zaczęło pracować jako dziennikarki, aktorki, policjantki oraz prowadzić własne biznesy. Inne odnoszą sukcesy w sporcie albo są znanymi piosenkarkami.

– Szkoły i uniwersytety zatrudniają ponad 68 tys. kobiet, z czego 800 ma tytuły profesorskie. Ponad 6 tys. jest sędziami, prokuratorami i prawnikami. Z kolei 10 tys. to lekarki i pielęgniarki – wylicza prof. Hoodfar. Dziennikarze „New York Timesa" zwracają także uwagę, jak dużą rolę w emancypacji kobiet odegrał rozwój internetu i telefonii komórkowej. Dzięki nim zyskały więcej przestrzeni do nauki czy rozrywki oraz możliwość przełamania izolacji i kontaktowania się z ludźmi spoza „rodzinnej bańki".

Doceniając postęp, jaki dokonał się w Afganistanie w kwestii praw kobiet, nie można jednak zapominać, że zmiany wciąż dotyczą tylko niewielkiej części obywatelek, głównie z ośrodków miejskich. Mimo że przez 20 lat Stany Zjednoczone wydały niemal 800 mln dolarów na promocję równości płci, kraj pozostaje jednym z najgorszych miejsc na świecie do życia dla kobiet. – Afganki wciąż mierzą się z wieloma trudnościami, szczególnie na prowincji. Wynika to po części z sytuacji ekonomicznej i braku bezpieczeństwa. Mają niewielkie szanse na znalezienie pracy i zarobienie pieniędzy. Finansowo są często całkowicie zależne od mężów i rodzin. Przemoc domowa to kolejny problem – mówi Azad. Według raportu Human Rights Watch aż 87 proc. kobiet i dziewcząt doświadcza przemocy ze strony najbliższych i bardzo często nie może liczyć na pomoc policji czy wymiaru sprawiedliwości. Od lat mieszkanki Afganistanu są także kamienowane na śmierć, giną w zamachach albo są zabijane przez krewnych.

– Jeśli kobiety nie mogą być bezpieczne, to inne prawa schodzą na plan dalszy. Jak można o nich mówić, jeśli nie jest się w stanie zagwarantować im ochrony. To minimum – podkreśla dr Lina Abi Rafeh, dyrektorka Arabskiego Instytutu dla Kobiet na libańsko-amerykańskim uniwersytecie w Nowym Jorku. Co więcej, aż 70 proc. Afganek, często jeszcze jako dzieci, jest zmuszanych do aranżowanych ślubów z dużo starszymi mężczyznami. Zdarza się, że ojcowie, żeby zarobić, sprzedają córki jako przyszłe żony. Taką historię w 2018 r. opisał magazyn „Time". 23-letnia Khadija ucałowała swojego trzymiesięcznego synka i podpaliła się w akcie rozpaczy. Cudem udało się ją uratować. Bita przez męża, a po jego aresztowaniu odizolowana przez teściów od dziecka, uznała śmierć za jedyne wyjście.

Zgodnie z danymi z 2014 roku 80 proc. wszystkich samobójstw w Afganistanie popełniły kobiety. Według UNICEF mimo programów edukacyjnych, z powodu wojny, kwestii religijnych i konserwatywnych tradycji do szkół nie chodzi blisko 4 mln dzieci, z czego 60 proc. stanowią dziewczynki. Trzy lata temu analfabetkami było aż 87 proc. Afganek.

Przez dwie dekady niewiele zmieniło się też, jeśli chodzi o postrzeganie roli kobiet przez mężczyzn. Z badania przeprowadzonego przez ONZ w 2019 roku wynika, że o ile 75 proc. Afganek uważa, iż po ślubie mają one takie samo prawo do pracy poza domem jak mężowie, to taki pogląd podziela tylko 15 proc. Afgańczyków. Co więcej, dwie trzecie mężczyzn jest zdania, że kobiety mają zbyt dużo praw.

Ten stosunek do Afganek widać także na przykładzie delegacji, które rząd w Kabulu wysyła na rozmowy z talibami. Bierze w nich udział zaledwie kilka pań. – Mimo wszystko wśród Afganek jest silna chęć, by zapewnić lepsze środowisko do życia dla kobiet. Przez 20 lat poniosłyśmy ogromne ofiary, pomagając im odkryć swoją tożsamość. Nie chcemy utracić tego, co udało się osiągnąć. Nie chcemy wrócić do mrocznych czasów radykałów i ich emiratu – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem" Laila Jafari, prominentna aktywistka uczestnicząca z ramienia afgańskiego rządu w negocjacjach z talibami.

Marzenia do grobu

Przez 20 lat talibowie bardzo dobrze opanowali tajniki politycznego marketingu. – Zmieniło się ich podejście do PR. Nauczyli się, co Zachód chce usłyszeć, i wciąż to powtarzają – zauważa prof. Hoodfar. Stąd podczas negocjacji pokojowych prowadzonych w Dausze oraz w rozmowach z dziennikarzami liderzy talibów używają języka pokoju i pojednania. Pytani o stosunek do praw kobiet obiecują, że „islam zagwarantuje im możliwość edukacji i pracy". – Podczas spotkań z nimi przekonałam się, że nie chcą zakończenia wojny i że nie są godni zaufania. W ogóle się nie zmienili i nie wierzą w prawa kobiet jako istot ludzkich – podkreśla Jafari.

Jej słowa potwierdzają liczne relacje świadków tego, co dzieje się na terenach kontrolowanych przez radykałów. Mieszkańcy dystryktu Obe zajętego przez talibów w połowie czerwca opowiedzieli dziennikarzom telewizji Deutsche Welle, że radykałowie natychmiast nakazali kobietom noszenie burek i zabronili im pracować oraz pokazywać się publicznie bez męskiego „opiekuna". Sprzedawcy w sklepach mają zakaz obsługiwania samotnych Afganek. W wyjątkowych sytuacjach, gdy kobieta sama zajmuje się domem i dziećmi, może wokół niego spacerować. Nie może już jednak udać się na targ czy do innej wioski.

Łamanie tych zasad jest surowo karane. „Mają specjalnych ludzi wyznaczonych do bicia. Używają sznurów albo kawałków drewna. Jest identycznie jak przed 2001 rokiem", mówi Afganka, która uciekła z Obe.

W niektórych częściach kraju talibowie zakazali dziewczętom nauki, a w innych pozwolili im chodzić do szkół, ale tylko do czasu pokwitania. Większość przedmiotów zastąpili naukami o islamie. „Chcieliśmy, żeby nasza córka studiowała i została lekarzem albo inżynierem, ale nie dano jej się uczyć", mówi korespondentowi Radia Wolna Europa prosząca o zachowanie anonimowości matka 13-latki z prowincji Oruzga. Nadia z dystryktu Zinda Jan w Heracie opowiada magazynowi „Time", że jeszcze dwa lata temu uczyła okoliczne kobiety czytać i pisać. Gdy talibowie zajęli te tereny i pewnego razu ostrzelali jej samochód, raniąc przy tym męża, postanowiła przejść ze swoją działalnością do podziemia. Wytrwała do kwietnia 2021 roku. Po tym jak prezydent Biden ogłosił, że Amerykanie się wycofują, zaczęła dostawać tyle pogróżek, że w końcu zdecydowała się uciec do stolicy prowincji.

Mieszkanka dystryktu Kajaki w prowincji Helmand opowiada z kolei o wprowadzonym przez talibów „systemie sprawiedliwości", opartym na szariacie. Według jej słów radykałowie powołali „mobilne sądy", które jeżdżą od wioski do wioski, rozwiązując spory i karząc winnych. „Widzieliśmy ludzi publicznie biczowanych i bitych. Każda decyzja była podejmowana według ich interpretacji szariatu", relacjonuje inna kobieta.

Jak zauważa w rozmowie z portalem Salaam Times Abdul Khaliq Haqqani, urzędnik ds. religii z prowincji Herat, takie sądy bez odpowiedniego dochodzenia są zakazane w islamie. Świadkowie zwracają jednak uwagę, że mimo tej brutalności część ludzi cieszy się, że „sprawiedliwość" jest wymierzana szybko i nie trzeba dawać łapówek, by „sąd" zajął się sprawą. Na kontrolowanych przez siebie terenach talibowie albo zakazali w ogóle używania telefonów komórkowych, albo są one regularnie sprawdzane. Jeśli znajdą u kogoś zachodnią muzykę albo treści, które uznają za prorządowe, natychmiast biją. „Moim marzeniem było zostać urzędniczką państwową. Teraz te marzenia zabiorę do grobu", podsumowuje w rozmowie z dziennikarzami „New York Timesa" życie na terenach pod rządami talibów 27-letnia Ahmadi.

Nauka z historii

Od czasu ogłoszenia przez Biały Dom terminu ostatecznego opuszczenia przez Amerykanów Afganistanu Joe Biden podkreśla, że chce „zachować dyplomatyczną obecność" w tym kraju. – Będziemy udzielać pomocy cywilnej i humanitarnej, włącznie z upominaniem się o prawa kobiet – zapewnia prezydent. To samo mówią inni amerykańscy politycy. – Chcę jasno podkreślić, że Afganistan nieprzestrzegający praw swoich obywatelek, niechroniący tego, co udało nam się w tej sprawie osiągnąć, będzie pariasem – mówił w kwietniu w CNN sekretarz stanu Antony Blinken.

– Społeczność międzynarodowa musi zagwarantować, że kobiety będą uczestniczyły w każdych negocjacjach. Co więcej, musi zapewnić, że ich prawa nie zostaną cofnięte w wyniku jakiejkolwiek reformy konstytucyjnej. Trzeba dać głos afgańskim kobietom. One najlepiej wiedzą, co trzeba zmienić w kwestii ich sytuacji – mówi „Plusowi Minusowi" prof. Mona Tajali, ekspertka ds. polityki międzynarodowej oraz badaczka zajmująca się kwestią płci i seksualności z Agnes Scott College. Podobnego zdania jest dr Abi Rafeh. – Musimy pytać Afganek, czego potrzebują i być w stanie spełnić te potrzeby. Rozumiem, że zasoby są ograniczone, że jest wiele miejsc, gdzie są one potrzebne, ale trzeba się zastanowić, jak rozdysponować pomoc dla kobiet – przekonuje ekspertka. Nie wszyscy wierzą jednak, że po wycofaniu się resztek wojsk NATO będzie to możliwe. – Nie jestem pewna, czy społeczność międzynarodowa będzie zainteresowana, by zrobić cokolwiek w sprawie ochrony praw kobiet. Widzę wśród jej członków pewne oznaki zmęczenia tematem Afganistanu – zauważa Azad. Odtajniony w maju raport amerykańskiego wywiadu kreśli mroczne scenariusze, jeśli chodzi o przyszłość Afganek.

Analitycy przestrzegają przed utratą wszystkiego, co udało się w tej kwestii osiągnąć i to nawet mimo obietnic składanych przez Bidena. W końcu, skoro Stany Zjednoczone, mając swoje wojska na miejscu i pompując miliony dolarów w promocję równouprawnienia płci, nie były w stanie zagwarantować jej w całym kraju, to jak chcą to robić z „zewnątrz"? „Niestety, bezwarunkowy odwrót czyni cały proces pokojowy praktycznie zbędnym. Talibowie pokazali to, zajmując kolejne tereny. Jeśli mieliśmy jakąś kartę przetargową, to istniała ona krótko między porozumieniem w Dausze a wycofaniem się Amerykanów. Talibowie nie musieli za nie nic dawać Waszyngtonowi" – mówi na łamach portalu Vox Madiha Afzal, ekspertka ds. Afganistanu z think tanku Brookings Institute.

Według raportu, nawet jeśli talibowie nie przejmą całej władzy, to afgańscy politycy po wycofaniu się Amerykanów mogą przestać przykładać wagę do praw kobiet. Nie wydaje się też, żeby tą kwestią głowę zawracały sobie Chiny, Rosja, Iran, Turcja i Pakistan, które próbują wypełnić lukę powstałą w regionie po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych. Dr Sima Samar przestrzega, że pozostawienie Afganek samych sobie i danie wolnej ręki talibom może się odbić nie tylko na kobietach. – My już cierpimy z powodu ugrupowań terrorystycznych, ale one pewnego dnia mogą zapukać do drzwi Europy i Ameryki, tak jak zrobiły to kiedyś. Powinniśmy czerpać naukę z historii – zauważa gorzko.

Tłum się rozstępuje i na środek placu jednej z wiosek w prowincji Herat na zachodzie Afganistanu wchodzi dwóch mężczyzn i kobieta w błękitnej burce. Siwowłosy Afgańczyk za pomocą kija pokazuje jej, gdzie ma usiąść. Afganka posłusznie wykonuje polecenie. Następnie staje nad nią drugi z mężczyzn ubrany w wojskową kurtkę. Jego twarz zasłania czarna chusta. W pewnym momencie podnosi rękę, w której trzyma skórzany pas, i z całych sił zaczyna bić kobietę po plecach. Z każdym kolejnym uderzeniem Afganka krzyczy „Boże żałuję" i płacze. Pod koniec trudno już zrozumieć, co mówi. Słychać tylko szloch. Chłosta przeprowadzona przez talibów na początku kwietnia została uwieczniona na nagraniu, które szybko rozeszło się w afgańskim internecie i mediach.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich