Gesty protestu w walce o wolność

Jeden gest bywa ważniejszy niż setki słów i czynów, zwłaszcza powtórzony przez tysiące dłoni. W taki sposób również można walczyć o wolność i obalać dyktatury, choć nie zawsze musi się udać.

Publikacja: 23.04.2021 18:00

Nagle okazało się, że trzy palce wzniósł cały kraj. Na zdjęciu: protest przeciw juncie (oraz chiński

Nagle okazało się, że trzy palce wzniósł cały kraj. Na zdjęciu: protest przeciw juncie (oraz chińskiej polityce wobec Mjanmy) w birmańskim mieście Kamayut, 4 kwietnia 2021 r.

Foto: AFP

Mjanma to dawna Birma, azjatycki kraj wciśnięty między Indie, Chiny i Tajlandię. W lutym armia dokonała tam przewrotu i zarazem powrotu do czasów, gdy rządziła krajem: aresztowano przedstawicieli władz cywilnych, wprowadzono stan wyjątkowy. W ślad za tym – klasyka gatunku – zamknięto granice i zastosowano przymus bezpośredni wobec protestujących: użyto armatek wodnych, gumowych kul i wreszcie broni palnej. Pojawiły się ofiary.

Mimo blokady internetu i komunikatorów, które służyły ludziom do zwoływania się na protesty, tysiące manifestantów i tak wyszło na ulice przeciwstawić się puczystom. Wznosili okrzyki: „Nie chcemy wojskowej dyktatury – chcemy demokracji", „Wspieramy Ruch Obywatelskiego Sprzeciwu", „Sprawiedliwość dla Mjanmy". I domagali się uwolnienia osób przetrzymywanych w aresztach, w tym premier Aung San Suu Kyi, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla z 1991 r., która już przed laty występowała w Birmie przeciw krwawym rządom wojskowych, za co zyskała międzynarodowe uznanie. Armia zapamiętała tamtą zniewagę.

W 1988 r., gdy ówczesny prezydent generał Sein Lwin, zwany „rzeźnikiem Rangunu", nakazał strzelać do protestujących rodaków, wzburzeni ludzie zaczęli wieczorami bić w garnki i patelnie. W podobny sposób odganiali ciemną stronę mocy także w 2007 r., gdy buddyjscy mnisi wyszli na ulice podczas Szafranowej Rewolucji i armia znów otworzyła ogień – przez kraj ponownie przeszła fala dźwięków obijanych naczyń, do których dołączyły klaksony aut.

Teraz historia się powtarza, choć młodzi ludzie – średnia wieku w liczącej 54 miliony mieszkańców Mjanmie wynosi 29 lat – nie kryją się już na dachach, lecz jawnie organizują zgromadzenia. Zbierają się w czteroosobowych grupach, bo te z udziałem pięciu lub więcej ludzi są nielegalne. Następnie unoszą dłoń z trzema złączonymi palcami, ze zgiętymi kciukiem i małym palcem, co stało się symbolem sprzeciwu wobec wojskowych w Mjanmie.

Trzy palce, które zna cały świat

Młodzi tworzą własny kod porozumiewania się jak gest trzech palców. To wspaniałe" – pisał dziennik „Frontier Myanmar". Lektura miejscowej prasy pozwala ustalić, że najpierw znak pojawił się na zdjęciu personelu medycznego szpitala w Rangunie na południu kraju: kilkadziesiąt osób w maskach i kombinezonach pokazywało trzy palce, co powtórzyli lekarze z centrum walki z koronawirusem w Mandalaj w środkowej Mjanmie – obie okutane grupy były nie do rozpoznania, więc internauci przesyłali ich fotografie, które szybko stały się wiralem sieciowym. Potem gestu użyli politycy opozycyjnej partii Narodowa Liga na rzecz Demokracji (National League for Democracy – NLD), która właśnie została odsunięta od władzy przez wojsko. Wykonali go także pracownicy Ministerstwa Elektryczności i Energii w stolicy kraju – Naypyidaw, studentki wydziałów sztuki, lingwistyki i ekonomii Uniwersytetu w Rangunie, przebrane na dodatek w kostiumy księżniczek z filmów Disneya; wreszcie mnisi z buddyjskiego klasztoru Shwe Nya Wah, a nawet policjanci przechodzący na stronę protestujących.

Nagle okazało się, że trzy palce wzniósł cały kraj. „To gest z filmu »Igrzyska śmierci«, wszyscy go znają. Film jest popularny wśród młodzieży i studentów, więc ludzie to szybko podchwycili" – mówili młodzi. Nie tylko oni: Kyaw Moe Tun, reprezentant Birmy przy ONZ, również salutował w ten sposób na zakończenie przemówienia przed zgromadzeniem ogólnym.

Z filmu na demonstrację

Słowo wyjaśnienia: film „Igrzyska śmierci" w reżyserii Gary'ego Rossa powstał w 2012 r. i opowiada o rządzonym przez prezydenta Snowa państwie Panem, w którym co roku odbywają się Głodowe Igrzyska – walka na śmierć i życie między przedstawicielami 12 dystryktów. Główną bohaterką opowieści jest Katniss Everdeen, która tłumaczy znaczenie trzech palców jako tradycyjny gest oznaczający szacunek – pokazuje je tłum podczas dożynek, gdy Katniss zgłasza się na ochotnika, w miejsce swojej siostry, wybranej do udziału w morderczych zawodach. I ona sama unosi trzy palce po śmierci jednej z uczestniczek igrzysk, bo znaku używano także jako pożegnania kogoś ważnego i bliskiego. To właśnie Katniss ma stać się wyczekiwanym Kosogłosem, symbolem nadziei i oporu przeciw tyranii Snowa, więc trzy palce oznaczają również bunt przeciw autorytarnym rządom. I właśnie to znaczenie podchwycili mieszkańcy Mjanmy, lecz nie tylko oni, bo trójpalczasty gest stał się popularny również w innych azjatyckich krajach.

Kilka lat temu Mu Sochua, była wiceprzewodnicząca Narodowej Partii Ratunkowej Kambodży (Cambodia National Rescue Party – CNRP), wezwała zwolenników opozycji do przyjęcia trzech palców jako symbolu protestu przeciwko rządowi premiera Hun Sena z rządzącej Partii Ludowej Kambodży (Cambodian People's Party – CPP), której przedstawiciel potępił jednak wezwanie, rzekomo podkopujące jedność kraju. Apel pani polityk niewiele dałs: Hun Sen wciąż jest premierem Kambodży, zresztą już od 1985 r., jako jeden z najdłużej urzędujących przywódców na świecie.

Nieco więcej wskórała filipińska senator Miriam Defensor Santiago, która podobnie zaapelowała o przyjęcie filmowego gestu jako symbolu prodemokratycznego. W 2013 r. w przemówieniu krytykowała ówczesnego przewodniczącego Senatu Juana Ponce Enrilego za polityczne zaangażowanie sięgające czasów dawnego reżimu. Oświadczyła, że „jego umysł jest chory, chory, chory; aby użyć języka Katniss Everdeen z »Igrzysk śmierci« – trzy razy chory" – powiedziała i uniosła trzy palce w górę. Enrile odszedł z stanowiska i wycofał się z polityki, choć przyczyną nie były trzy palce, ale wiek – 97 lat.

Gest z „Igrzysk śmierci" wykorzystywali też młodzi demonstranci w Hongkongu w 2014 r., wyrażając sprzeciw wobec chińskiej dominacji nad miastem. Wrócił on podczas podobnych protestów w ostatnich latach, inspirowany z kolei jego ponownym użyciem w Tajlandii, gdzie studenci wyrażali sprzeciw wobec wyniku wyborów w 2019 r. i zalegalizowaniu władzy przez juntę wojskową generała Prayutha Chan-Ochy, który pozostał premierem. Nic dziwnego więc, że gest, któremu protestujący dodali symbolikę zaczerpniętą z francuskiej rewolucji – ideały wolności, równości i braterstwa – został uznany za nielegalny. Zdarzały się aresztowania za pokazywanie trzech palców, które również pojawiały się już wcześniej przy okazji politycznych zawieruch. W Bangkoku, podczas premierowego pokazu trzeciej części filmu w 2015 r., zatrzymywano gestykulujących ludzi, a jedna z sieci kin odwołała pokazy, gdy studenci zapowiedzieli przed seansami protesty przeciw władzy. „Film o Kosogłosie pokazuje to, co dzieje się w naszym społeczeństwie" – gazety cytowały jedną z zatrzymanych. Generałowie się bali, że Tajowie wezmą ten obraz zbytnio do siebie. I mieli rację, ale Chan-Ochy wciąż trwa na stanowisku...

Czy podobnie będzie w przypadku Mjanmy? Na kilka dni przed przewrotem wojskowym Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekazał tamtejszym władzom 350 mln dolarów w gotówce, a takich pieniędzy łatwo się nie oddaje. W protestach ulicznych, dwa miesiące od przewrotu, wciąż brutalnie tłumionych przez armię, zginęło już ponad 120 osób – i bilans nie wygląda na zamknięty. Na zdjęciach w gazecie „Frontier Myanmar" widać, że protestujący wciąż wznoszą trzy palce. Pytanie – jak długo utrzymają je w górze? Pomoc w przywróceniu demokracji w kraju obiecują przyjaciele, w tym Stany Zjednoczone, co może dawać nadzieję na przerwanie trwających igrzysk śmierci w Mjanmie.

Słowo wyjaśnienia: film „Igrzyska śmierci" w reżyserii Gary'ego Rossa powstał w 2012 r. i opowiada o rządzonym przez prezydenta Snowa państwie Panem, w którym co roku odbywają się Głodowe Igrzyska – walka na śmierć i życie między przedstawicielami 12 dystryktów. Główną bohaterką opowieści jest Katniss Everdeen, która tłumaczy znaczenie trzech palców jako tradycyjny gest oznaczający szacunek – pokazuje je tłum podczas dożynek, gdy Katniss zgłasza się na ochotnika, w miejsce swojej siostry, wybranej do udziału w morderczych zawodach. I ona sama unosi trzy palce po śmierci jednej z uczestniczek igrzysk, bo znaku używano także jako pożegnania kogoś ważnego i bliskiego. To właśnie Katniss ma stać się wyczekiwanym Kosogłosem, symbolem nadziei i oporu przeciw tyranii Snowa, więc trzy palce oznaczają również bunt przeciw autorytarnym rządom. I właśnie to znaczenie podchwycili mieszkańcy Mjanmy, lecz nie tylko oni, bo trójpalczasty gest stał się popularny również w innych azjatyckich krajach.

Kilka lat temu Mu Sochua, była wiceprzewodnicząca Narodowej Partii Ratunkowej Kambodży (Cambodia National Rescue Party – CNRP), wezwała zwolenników opozycji do przyjęcia trzech palców jako symbolu protestu przeciwko rządowi premiera Hun Sena z rządzącej Partii Ludowej Kambodży (Cambodian People's Party – CPP), której przedstawiciel potępił jednak wezwanie, rzekomo podkopujące jedność kraju. Apel pani polityk niewiele dałs: Hun Sen wciąż jest premierem Kambodży, zresztą już od 1985 r., jako jeden z najdłużej urzędujących przywódców na świecie.

Nieco więcej wskórała filipińska senator Miriam Defensor Santiago, która podobnie zaapelowała o przyjęcie filmowego gestu jako symbolu prodemokratycznego. W 2013 r. w przemówieniu krytykowała ówczesnego przewodniczącego Senatu Juana Ponce Enrilego za polityczne zaangażowanie sięgające czasów dawnego reżimu. Oświadczyła, że „jego umysł jest chory, chory, chory; aby użyć języka Katniss Everdeen z »Igrzysk śmierci« – trzy razy chory" – powiedziała i uniosła trzy palce w górę. Enrile odszedł z stanowiska i wycofał się z polityki, choć przyczyną nie były trzy palce, ale wiek – 97 lat.

Gest z „Igrzysk śmierci" wykorzystywali też młodzi demonstranci w Hongkongu w 2014 r., wyrażając sprzeciw wobec chińskiej dominacji nad miastem. Wrócił on podczas podobnych protestów w ostatnich latach, inspirowany z kolei jego ponownym użyciem w Tajlandii, gdzie studenci wyrażali sprzeciw wobec wyniku wyborów w 2019 r. i zalegalizowaniu władzy przez juntę wojskową generała Prayutha Chan-Ochy, który pozostał premierem. Nic dziwnego więc, że gest, któremu protestujący dodali symbolikę zaczerpniętą z francuskiej rewolucji – ideały wolności, równości i braterstwa – został uznany za nielegalny. Zdarzały się aresztowania za pokazywanie trzech palców, które również pojawiały się już wcześniej przy okazji politycznych zawieruch. W Bangkoku, podczas premierowego pokazu trzeciej części filmu w 2015 r., zatrzymywano gestykulujących ludzi, a jedna z sieci kin odwołała pokazy, gdy studenci zapowiedzieli przed seansami protesty przeciw władzy. „Film o Kosogłosie pokazuje to, co dzieje się w naszym społeczeństwie" – gazety cytowały jedną z zatrzymanych. Generałowie się bali, że Tajowie wezmą ten obraz zbytnio do siebie. I mieli rację, ale Chan-Ochy wciąż trwa na stanowisku...

Czy podobnie będzie w przypadku Mjanmy? Na kilka dni przed przewrotem wojskowym Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekazał tamtejszym władzom 350 mln dolarów w gotówce, a takich pieniędzy łatwo się nie oddaje. W protestach ulicznych, dwa miesiące od przewrotu, wciąż brutalnie tłumionych przez armię, zginęło już ponad 120 osób – i bilans nie wygląda na zamknięty. Na zdjęciach w gazecie „Frontier Myanmar" widać, że protestujący wciąż wznoszą trzy palce. Pytanie – jak długo utrzymają je w górze? Pomoc w przywróceniu demokracji w kraju obiecują przyjaciele, w tym Stany Zjednoczone, co może dawać nadzieję na przerwanie trwających igrzysk śmierci w Mjanmie.

Nadwiślańska wiktoria

Również cztery palce nie przyniosły spodziewanych efektów. Rabia to po arabsku właśnie cztery, ale także nazwa placu w Kairze, gdzie w 2013 r. wojsko zmasakrowało demonstrantów i zabiło ponad tysiąc osób. Wznosząc cztery palce ku górze, domagali się oni powrotu do władzy Mohammada Mursiego, którego miesiąc wcześniej obaliła armia. Był on pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem Egiptu po usunięciu ze stanowiska dyktatora Hosniego Mubaraka. Po arabskiej wiośnie na egipskich ulicach wybory parlamentarne wygrało islamistyczne Bractwo Muzułmańskie, które wkrótce zagarnęło też stanowisko prezydenta dla Mursiego. I – jeszcze jedna klasyka gatunku, gdy rewolucja pożera własne dzieci – jego rządy okazały się nie do przyjęcia dla społeczeństwa, co wykorzystali wojskowi i przywrócili stary reżim: tak właśnie doszło do masakry na placu Rabia.

Gest czterech palców jest od tej pory w Egipcie zakazany pod groźbą kary pięciu lat więzienia, zaś Abd al-Fattah as-Sisi, przywódca zamachu stanu, najwyższy rangą wojskowy w kraju, do dziś sprawuje urząd prezydenta. Wśród jego zwolenników anty-Rabią stało się pięć palców, tradycyjny egipski gest odganiania klątwy; do tego cała ręka to w starożytnym symbolice Egiptu znak męstwa.

Rabia udanie zastąpiła klasyczną wiktorię, która początkowo była symbolem arabskiej wiosny. Dwupalczasty znak wykonuje się przez wyprostowanie palca wskazującego i środkowego. To symbol triumfu, którego nazwa pochodzi od łacińskiego słowa oznaczającego zwycięstwo, i taką wymowę gest miał w kręgu kultury łacińskiej. Podczas II wojny światowej spopularyzował go brytyjski premier Winston Churchill.

W Polsce także ma historyczną tradycję jako znak Solidarności, gdy dwa palce unoszono podczas kościelnych mszy, ulicznych manifestacji i robotniczych wieców. Dla Polaków w czasach komunizmu litera V była traktowana na równi ze znakiem krzyża. Symbolizowała, że już wkrótce „zstąpi Duch i odnowi oblicze tej ziemi". Gest wiktorii dawał poczucie, że jeszcze Polska nie zginęła. Dlatego pokazywał ją Lech Wałęsa w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku i Tadeusz Mazowiecki w Sejmie po wyborach w 1989 roku – nie tylko jako wyraz zwycięstwa, ale i wolności.

Warto jednak z tego gestu korzystać ostrożnie, bowiem wiktoria pokazywana odwrotnie, czyli wierzchem dłoni w stronę patrzącego, jest uznawana za obraźliwą na Wyspach Brytyjskich. Sam Churchill używał niegdyś tego znaku niepoprawnie, bo nie był świadom drugiego znaczenia. Dopiero reakcja doradców („Panie premierze, w drugą stronę") zapobiegła obrażaniu wiwatujących na jego cześć tłumów. Taka sama wpadka stała się ponoć także udziałem Margaret Thatcher. W czym rzecz? Odwrócony znak to historyczna obraza: oznaczająca mniej więcej tyle, co „wypier...". Wywodzi się ze średniowiecza, gdy Anglicy toczyli wojnę stuletnią z Francuzami, którzy odcinali wrogim łucznikom dwa palce – środkowy i wskazujący, po to, aby nigdy więcej nie mogli już naciągnąć cięciwy. Anglicy pokazywali więc Francuzom dwa palce (w sposób, w jaki trzyma się strzałę), aby udowodnić, że wciąż mogą zabijać.

Salut, który nigdy nie będzie niewinny

Najwięcej zamieszania w historii zrobił gest wykonywany dłonią ze złączonymi palcami; do tego wyciągniętym i wyprostowanym ramieniem, jakby zamawiało się pięć piw. Chodzi o salut rzymski, rzekomo wywodzący się ze starożytnego Rzymu, gdzie pito raczej wino. Gest pojawił się w 1784 r. na obrazie „Przysięga Horacjuszy" francuskiego malarza Jacques'a-Louisa Davida: ukazani tam trzej bracia jednak nie salutują, lecz wyciągają ręce po miecze trzymane w górze przez ich ojca. W 1919 r. z rozmysłem zastosował go nacjonalistyczny poeta Gabriele D'Annunzio, twórca podwalin symboliki faszystowskiej we Włoszech, który wraz z oddziałami zdobył Fiume, chorwacką Rijekę; tam pozdrawiał wielbicieli z balkonu, łącząc salut z okrzykami Achillesa z „Iliady", co nadawało całości wymiar greckiej tragedii – odpowiadało to faszystom, chętnie sięgającym do starożytnej kultury. Włoskie Ministerstwo Edukacji wprowadziło salut jako część ceremonii ku czci flagi narodowej, a Benito Mussolini uznał go za obowiązkowy w urzędach, bo odzwierciedlał poczucie dyscypliny i symboliczne złożenie czci osobom postawionym wyżej w hierarchii. W ślad za tym zakazano nawet niehigienicznego i burżuazyjnego uścisku dłoni!

Przyszła i kolej na Niemcy. Adolf Hitler po raz pierwszy pozdrowił w ten sposób zwolenników 27 stycznia 1923 r. Powitanie szybko stało się oficjalnym elementem obrzędowości członków NSDAP, a z czasem wszystkich Niemców, którzy mieli dodatkowo obowiązek łączyć je z okrzykiem „Heil Hitler!". Oprócz Niemiec salut był też stosowany w Chorwacji, Estonii, Francji, Grecji i Rumunii.

W Hiszpanii rządzonej przez generała Franco został przyjęty jako narodowe pozdrowienie. Bywał również obecny w Polsce w sztafażu ugrupowań nacjonalistycznych – Obozie Wielkiej Polski, Obozie Narodowo-Radykalnym, Stronnictwie Narodowym czy RNR-Falanga. 28 listopada 1937 r. podczas wielkiego wiecu w Warszawie, co znamienne – w namiocie cyrkowym, Bolesław Piasecki pozdrowił 3 tysiące swych zwolenników, którzy odpowiedzieli mu, również podnosząc ramię; w polskiej wersji towarzyszył temu okrzyk „Czołem!".

Jak to się skończyło – wszyscy wiemy. O dziwo, gest czasem powraca, choć jest objęty społeczną i prawną infamią. „Jeśli faszystowski salut rzymski (sic!) oddawany jest po to, by uczcić czyjąś pamięć i nie jest wyrazem przemocy, nie jest przestępstwem" – orzekł niedawno włoski Sąd Najwyższy. I bądź tu mądry.

Także w Polsce w sądach toczyły się procesy członków ONR o używanie tegoż pozdrowienia i propagowanie go w internecie, lecz sprawy umarzano. To jednak nie przypadek Tomasza Greniucha, byłego działacza Obozu Narodowo-Radykalnego na Opolszczyźnie, który na krótko został dyrektorem Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, do czasu aż kontrowersje wzbudziły jego dawne powiązania i właśnie wykonywane saluty znalezione na starych fotografiach. „W związku z zaistniałymi okolicznościami, dalsze pełnienie przez niego tej funkcji jest niemożliwe" – oświadczył prezes IPN Jarosław Szarek i 22 lutego 2021 r. dymisja doktora-dyktatora-dyrektora została przyjęta.

Najwięcej zamieszania w historii zrobił gest wykonywany dłonią ze złączonymi palcami; do tego wyciągniętym i wyprostowanym ramieniem, jakby zamawiało się pięć piw. Chodzi o salut rzymski, rzekomo wywodzący się ze starożytnego Rzymu, gdzie pito raczej wino. Gest pojawił się w 1784 r. na obrazie „Przysięga Horacjuszy" francuskiego malarza Jacques'a-Louisa Davida: ukazani tam trzej bracia jednak nie salutują, lecz wyciągają ręce po miecze trzymane w górze przez ich ojca. W 1919 r. z rozmysłem zastosował go nacjonalistyczny poeta Gabriele D'Annunzio, twórca podwalin symboliki faszystowskiej we Włoszech, który wraz z oddziałami zdobył Fiume, chorwacką Rijekę; tam pozdrawiał wielbicieli z balkonu, łącząc salut z okrzykami Achillesa z „Iliady", co nadawało całości wymiar greckiej tragedii – odpowiadało to faszystom, chętnie sięgającym do starożytnej kultury. Włoskie Ministerstwo Edukacji wprowadziło salut jako część ceremonii ku czci flagi narodowej, a Benito Mussolini uznał go za obowiązkowy w urzędach, bo odzwierciedlał poczucie dyscypliny i symboliczne złożenie czci osobom postawionym wyżej w hierarchii. W ślad za tym zakazano nawet niehigienicznego i burżuazyjnego uścisku dłoni!

Przyszła i kolej na Niemcy. Adolf Hitler po raz pierwszy pozdrowił w ten sposób zwolenników 27 stycznia 1923 r. Powitanie szybko stało się oficjalnym elementem obrzędowości członków NSDAP, a z czasem wszystkich Niemców, którzy mieli dodatkowo obowiązek łączyć je z okrzykiem „Heil Hitler!". Oprócz Niemiec salut był też stosowany w Chorwacji, Estonii, Francji, Grecji i Rumunii.

W Hiszpanii rządzonej przez generała Franco został przyjęty jako narodowe pozdrowienie. Bywał również obecny w Polsce w sztafażu ugrupowań nacjonalistycznych – Obozie Wielkiej Polski, Obozie Narodowo-Radykalnym, Stronnictwie Narodowym czy RNR-Falanga. 28 listopada 1937 r. podczas wielkiego wiecu w Warszawie, co znamienne – w namiocie cyrkowym, Bolesław Piasecki pozdrowił 3 tysiące swych zwolenników, którzy odpowiedzieli mu, również podnosząc ramię; w polskiej wersji towarzyszył temu okrzyk „Czołem!".

Jak to się skończyło – wszyscy wiemy. O dziwo, gest czasem powraca, choć jest objęty społeczną i prawną infamią. „Jeśli faszystowski salut rzymski (sic!) oddawany jest po to, by uczcić czyjąś pamięć i nie jest wyrazem przemocy, nie jest przestępstwem" – orzekł niedawno włoski Sąd Najwyższy. I bądź tu mądry.

Także w Polsce w sądach toczyły się procesy członków ONR o używanie tegoż pozdrowienia i propagowanie go w internecie, lecz sprawy umarzano. To jednak nie przypadek Tomasza Greniucha, byłego działacza Obozu Narodowo-Radykalnego na Opolszczyźnie, który na krótko został dyrektorem Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, do czasu aż kontrowersje wzbudziły jego dawne powiązania i właśnie wykonywane saluty znalezione na starych fotografiach. „W związku z zaistniałymi okolicznościami, dalsze pełnienie przez niego tej funkcji jest niemożliwe" – oświadczył prezes IPN Jarosław Szarek i 22 lutego 2021 r. dymisja doktora-dyktatora-dyrektora została przyjęta.

Protest w czarnych rękawiczkach

Odwrotnością otwartej dłoni nazistów jest zaciśnięta pięść czarnoskórych, którzy walczyli z dyskryminacją rasową w latach 60., gdy Ameryka kipiała od gniewu: zamordowano Martina Luthera Kinga i senatora Roberta Kennedy'ego (brata Johna Fitzgeralda), jej armia ugrzęzła w Wietnamie. Hasło „Black Power" pojawiło się jako sprzeciw wobec biernego oporu lansowanego przez Kinga, czarną siłę głosił inny działacz ruchu Afroamerykanów – Malcolm X, dumny ze swej tożsamości rasowej. On też został zastrzelony w 1965 r., ale zdążył zaszczepić swą ideę u innych. I oto 16 października 1968 r. na Stadionie Olimpijskim w Meksyku, gdy na igrzyskach odbywała się dekoracja po biegu na 200 m – złoto zdobył Tommie Smith, który wynikiem 19,83 s ustanowił rekord świata; brązowy medal John Carlos – w wykonaniu Amerykanów doszło do największej manifestacji politycznej w historii igrzysk, o której przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego mówił jako „celowym i brutalnym pogwałceniu podstawowych zasad olimpijskiego ducha", mimo iż w 1936 r. władzom organizacji nie przeszkadzały saluty nazistów w Berlinie.

Po biegu czarnoskórzy biegacze mieli zamiar wykonać gest „Black Power" (drugi na mecie Australijczyk Peter Norman jako biały przyłączył się do protestu i założył odznakę poświęconą sprawie Afroamerykanów). Pech chciał, że Carlos zostawił czarne rękawiczki w wiosce olimpijskiej, więc podzielili się parą Smitha i gdy zabrzmiał „Gwiaździsty sztandar", obaj pochylili głowy i wznieśli zaciśnięte pięści – Smith prawą, Carlos lewą. To nie koniec symboliki. Obaj sprinterzy jeszcze przed dekoracją zdjęli buty, eksponując czarne skarpetki, obrazujące biedę Afroamerykanów. Smith miał na szyi czarny szalik, świadectwo dumy z koloru własnej skóry. Na znak solidarności z robotnikami bluza Carlosa była rozpięta. Wzbudzili tym gniew stadionu: 60 tysięcy widzów buczało, gwizdało, syczało i wyciągało dłonie z kciukami w dół.

Po powrocie do kraju obaj sprinterzy dostawali listy z pogróżkami. Żyją do dziś. W 2008 r. Smith podarował Usainowi Boltowi, biegaczowi z Jamajki, jeden ze swoich butów, który zdjął przed wejściem na podium 40 lat wcześniej. W 2011 r. Carlos jeszcze raz wzniósł pięść do góry – podczas protestu ruchu Occupy Wall Street – i przemówił, że demonstracja przeciwko nierównościom społecznym jest bezpośrednią kontynuacją jego sprzeciwu wobec dyskryminacji rasowej. Wydaje się bowiem, że zwolennicy „Black Power", choć przegrywali bitwy – także te dosłowne: z policją o prawo do demonstracji oraz ze społeczeństwem o uznanie i zrozumienie – ostatecznie odnieśli zwycięstwo, gdy w 2020 r. narodził się ich ruch Black Lives Matter, po tym jak czarnoskóry George Floyd został zabity podczas interwencji policji, przyduszony kolanem do ziemi.

Dumnie zgięte kolano

Kolano też stało się symbolem walki z rasizmem w sporcie: w 2016 r. Colin Kaepernick z ligi futbolu amerykańskiego NFL, zamiast zwyczajowo stanąć na baczność podczas hymnu narodowego przed meczem – ukląkł. To był jego protest przeciw dyskryminacji rasowej. Reakcje były skrajne: od pochwał za ofiarność i odwagę, po radę prezydenta Donalda Trumpa, aby NFL wyrzuciła graczy nieumiejących ustać w czasie hymnu i trzymać dłoń na sercu, bo to „zniewaga kraju". I poniekąd tak się stało: Kaepernick nie przedłużył kontraktu z drużyną San Francisco 49ers. Za to inni sportowcy poszli w jego ślady i coraz częściej klękają przed meczami, nie tylko w Ameryce i nie tylko w futbolu (także Formule 1 i tenisie), bo zaciśnięte dłonie zamienili na zgięte kolana.

A potem po skończonej walce

pozwól nam rozprostować palce

choćby już była tylko pustka

gdy w dłoń otwartą przyjmiesz klęskę

gdy czaszkę w czułe palce weźmiesz

zacznie się wtedy jeszcze raz

otwartych dłoni wielka sprawa

po strunach podróż po zabawach

ostatnie ziarno ocalenia.

Zbigniew Herbert, „Prośba"

Mjanma to dawna Birma, azjatycki kraj wciśnięty między Indie, Chiny i Tajlandię. W lutym armia dokonała tam przewrotu i zarazem powrotu do czasów, gdy rządziła krajem: aresztowano przedstawicieli władz cywilnych, wprowadzono stan wyjątkowy. W ślad za tym – klasyka gatunku – zamknięto granice i zastosowano przymus bezpośredni wobec protestujących: użyto armatek wodnych, gumowych kul i wreszcie broni palnej. Pojawiły się ofiary.

Mimo blokady internetu i komunikatorów, które służyły ludziom do zwoływania się na protesty, tysiące manifestantów i tak wyszło na ulice przeciwstawić się puczystom. Wznosili okrzyki: „Nie chcemy wojskowej dyktatury – chcemy demokracji", „Wspieramy Ruch Obywatelskiego Sprzeciwu", „Sprawiedliwość dla Mjanmy". I domagali się uwolnienia osób przetrzymywanych w aresztach, w tym premier Aung San Suu Kyi, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla z 1991 r., która już przed laty występowała w Birmie przeciw krwawym rządom wojskowych, za co zyskała międzynarodowe uznanie. Armia zapamiętała tamtą zniewagę.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich