Ronen Bergman. Od 25 lat walczę z cenzurą. Nie zamierzam się zatrzymać

Problem z zabijaniem przywódców polega na tym, że ma ono wpływ na bieg historii. Jednak nie zawsze w takim kierunku, w jakim życzyliby sobie ci, co to planowali – mówi autor książki o skrytobójczych akcjach służb specjalnych Izraela - mówi Ronen Bergman, izraelski dziennikarz i pisarz.

Publikacja: 29.03.2019 17:00

Ronen Bergman. Od 25 lat walczę z cenzurą. Nie zamierzam się zatrzymać

Foto: Wikimedia Commons, Attribution-ShareAlike 4.0 International (CC BY-SA 4.0), Dor Malka

Plus Minus: Czy po napisaniu książki o tajnej historii skrytobójczych akcji izraelskich służb nie boi się pan mieszkać w Izraelu?

Nie. Od dłuższego czasu prowadzę walkę w obronie spraw, które uważam za słuszne, praw człowieka i wolności słowa. Od 25 lat walczę z cenzurą, która stara się ukryć niewłaściwe rodzaje postępowania. Nie zamierzam się teraz zatrzymać. Mam nadzieję, że izraelska demokracja jest na tyle silna i wyposażona w mechanizmy kontroli i równowagi, aby nie pozwolić, by dziennikarz był karany, gdy dobrze wykonuje swoją pracę.

Pisze pan, że w czasie pracy nad książką służby i armia próbowały panu uniemożliwić zdobywanie informacji. Oskarżano pana o szpiegostwo. Czy po ukazaniu się angielskiej wersji, bo jak rozumiem – hebrajskiej jeszcze nie ma, czuje się pan prześladowany czy niesłusznie krytykowany?

To wstydliwy dla mnie fakt, że nie ukazała się do tej pory wersja hebrajska – to w 100 procentach moja wina. Nie dokończyłem pisania na czas, pierwszą wersję angielską i hebrajską skończyłem w 2014 r. Na tym etapie były identyczne. Wydawnictwo Random House przypisało do wersji angielskiej trzech redaktorów. Do 2018 r. pojawiło się wiele nowych informacji dotyczących działań służb i trafiły one tylko do angielskiej.

W styczniu 2018 r., gdy książka ukazała się w USA, wydawało mi się, że na dokończenie hebrajskiej potrzeba miesiąca, góra dwóch. Jednak moje życie tak istotnie się od tej pory zmieniło, że nie zdążyłem. Książka odniosła sukces w USA, została przetłumaczona na 20 języków, prawa do realizacji serialu na jej podstawie sprzedano HBO, ja zostałem przy okazji producentem wykonawczym. Zostałem też na cały etat zatrudniony w „New York Timesie". Wszystko się w moim życiu zmieniło. Większość czasu spędzam w USA, nie było szansy na dokończenie wersji hebrajskiej. Mam nadzieję, że w ciągu paru miesięcy się ukaże – wzbogacona o nowe wydarzenia, takie jak wykradzenie przez Mosad tajnych dokumentów z irańskich archiwów nuklearnych; taka edycja specjalna.

Nawet bez wydania hebrajskiego wielu ludzi przeczytało w Izraelu pana książkę. Czy coś się spełniło z gróźb, o których pan wspominał?

Przez cały czas trwały próby wyrządzenia mi krzywdy. Jedną podjął w 2011 r. Gabi Aszkenazi, ówczesny szef sztabu armii izraelskiej. Prowadziłem śledztwo dziennikarskie na temat jego powiązań z częścią funkcjonariuszy wywiadu. Odkryłem poważne wykroczenia szefa sztabu wobec Ministerstwa Obrony. Aszkenazi zwrócił się do Szin Bet, służby bezpieczeństwa wewnętrznego, aby wszczęła wobec mnie działania operacyjne za poważną działalność szpiegowską, twierdząc, że jestem w posiadaniu dokumentów poufnych. Nie powiedział, że udostępnił mi je jego człowiek. Starali się mnie przekupić, bym wspomnianego wykroczenia nie opisywał, starali się, poprzez pokazanie mi poufnych dokumentów, bym stanął po ich stronie. Jak się zorientowali, że nie zrezygnuję, oskarżyli o szpiegostwo i żądali, by mnie aresztowano. Aszkenazi kandyduje teraz w wyborach do parlamentu i chce być ministrem.

Napisał pan we wstępie, że niektórzy z pana rozmówców zmarli, nie wszyscy z przyczyn naturalnych. Kto zmarł z przyczyn nienaturalnych i kto za to odpowiada?

Byli tacy, których zabito. Na przykład Akil Haszim (w 2000 r.), który był zastępcą dowódcy Armii Libanu Południowego, milicji założonej i wspieranej przez izraelskie siły zbrojne. Sam był zaangażowany w skrytobójcze ataki dokonywane przez Izrael w latach 80. Z kolei w 1998 r. chrześcijański żołnierz został zastrzelony przez Hezbollah zaraz po udzieleniu mi wywiadu, na tyłach swojego domu. Są i inne przykłady. Nie sugeruję, że oni zginęli, dlatego że ze mną rozmawiali. Zginęli, bo byli częścią gry i ta gra ich zabiła.

W książce brzmiało to tak, jakby to izraelskie służby powodowały nienaturalną śmierć pana rozmówców.

Nie, tak nie było.

Mam wrażenie, że ostatnie sekrety działań skrytobójczych, jakie pan przedstawia, dotyczą odległych czasów, sprzed kilkunastu lat czy więcej. A informacje o tych z bliższych czasów, jak zabicie dostawcy broni dla Hamasu Mohameda al-Mahbuha dziewięć lat temu w Dubaju, są bez trudu dostępne w internecie, czyli nie są to sekrety.

Jest to dostępne, bo ja pierwszy ujawniłem historię z Dubaju w magazynie „GQ" jeszcze w 2010 r., to było częścią umowy w sprawie książki. Dokonałem więc autorecyklingu.

W ostatnich opisanych akcjach nie widzę niczego, co mogłoby zagrażać bezpieczeństwu Izraela. To może nie jest tak, że pan robił coś, co szkodzi dzisiejszym służbom?

Nie sądzę, by w książce było coś zagrażającego bezpieczeństwu Izraela. Ci, co twierdzą inaczej, w odniesieniu do odległej przeszłości czy teraźniejszości, albo sami coś ukrywają, albo się obrazili za krytykę w tej książce, albo po prostu nie mają racji, są głupi. Rzeczywiście opuściłem w książce niektóre szczegóły, dlatego że mogłyby narazić na szwank bezpieczeństwo kraju, ujawnić metody działania służb czy narazić życie ludzi.

To pan decydował, żeby coś opuścić czy służby?

Nie służby, lecz system cenzury. W niektórych przypadkach ja sam zadecydowałem, że ujawnienie nazwisk funkcjonariuszy działających za linią wroga mogłoby narazić ich na niebezpieczeństwo, więc nie chciałem tego robić.

Ja odniosłem wrażenie, że jest tylko jedno tabu dla izraelskich służb: czy to Izrael stoi za śmiercią Jasera Arafata. Umarł w 2004 r. w podparyskim szpitalu, gdzie trafił w związku z tajemniczą chorobą jelit.

Jeśli przeczyta pan odpowiednią stronę, zorientuje się pan, że zadałem to pytanie, ale nie udzieliłem odpowiedzi. Jest powód, dla którego nie odpowiedziałem. Choć sądzę, że jak ktoś przeczyta całość, to się zorientuje, co się naprawdę wydarzyło. Jednak jest to kwestia, której pozwalam pozostać w przestrzeni rozmytej. I pozwoli pan, że podobnie uczynię z pańskim pytaniem.

Uważam, że odpowiedział pan na to pytanie dwie strony dalej. Napisał pan aluzyjnie, że „o ile zabijanie przywódców z dużą dozą prawdopodobieństwa kierowało historię na nowe tory, o tyle nie było powiedziane, że był to kierunek lepszy od dotychczasowego", bo mógł utrudnić osiągnięcie pokoju. Na początku zdania wyraźnie pan jednak stwierdził, że chodzi o dwóch palestyńskich przywódców, założyciela Hamasu Ahmeda Jasina i właśnie Arafata. Czyli odpowiedział pan.

Winnym miejscu kwestionuję ten fakt. Znam ten tekst, w końcu sam go napisałem. Szczególnie w tym rozdziale, o którym pan mówi, zespół z wydawnictwa Random House i ja poważnie się zastanawialiśmy, jak te zdania sformułować. To, jak to napisałem, ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza, że Izrael zabił czy nie zabił Arafata. Jest jeszcze ważna informacja w książce. O spotkaniu Ariela Szarona i George'a Busha, w czasie którego Bush domagał się od Szarona obietnicy, że Izrael nie zabije Jasera Arafata. Izraelski premier próbował kluczyć, mówił: „rozumiem pana stanowisko", ale gdy nie miał wyjścia, jednak obiecał. Po złożeniu obietnicy prezydentowi Stanów Zjednoczonych, że nie zabije Arafata, jest jasne, dlaczego Izrael miałby wszelkie powody, by nawet jeżeli, podkreślam to „jeżeli", zabiłby go, trzymać to w tajemnicy. Nie ze względu na Palestyńczyków, oni i tak są przekonani, że Arafata zabili Izraelczycy, bo uważają, że całe zło na Bliskim Wschodzie od 150 lat to wina Izraela. Ale przed resztą świata, dlatego, że, jeżeli do tego doszło, byłoby to złamanie obietnicy złożonej Ameryce. A to już coś poważnego.

To odsuwamy na bok sprawę śmierci Arafata. Na pewno izraelskie służby zabiły szejka Jasina. Ale czy to miało sens z dzisiejszego punktu widzenia? Jasin był przeciwny współpracy Hamasu z Iranem, uważał, że sunnici z szyitami nie powinni się dogadywać. A jego następcy nie mają takich wątpliwości. To chyba gorzej dla Izraela, przecież uważa szyicki Iran za największe zagrożenie.

Z dzisiejszego punktu widzenia ma pan całkowitą rację. Izrael ostatecznie odczuł poważne konsekwencje zabicia szejka Jasina, bo on był ostatnim bastionem, który chronił przed głęboką infiltracją Hamasu przez Iran. Na dodatek Hamas stał się znacznie mocniejszą organizacją, niż Jasin mógł sobie wymarzyć. Ale musimy pamiętać o kontekście. Siedzimy sobie w Warszawie w 2019 r. i nie jesteśmy w skórze dowódców izraelskiego wywiadu w roku 2004. Wtedy Izrael był codziennie atakowany przez zamachowców samobójców, to było główne zagrożenie. Każdego dnia umierali ludzie. Służby uznały, że najlepszym sposobem, by to zatrzymać, by doprowadzić do zawieszenia broni, jest ukierunkowane skrytobójstwo, likwidacja przywódców, łącznie z szejkiem Jasinem. Wtedy to się okazało słuszne, po zabiciu Jasina, a po paru tygodniach także jego następcy Abd al-Aziza Rantisiego, Hamas błagał o rozejm.

Generalnie problem z zabijaniem przywódców polega na tym, że ma ono wpływ na bieg historii. Proszę sobie wyobrazić, że von Stauffenberg stawia bombę trochę bliżej Hitlera – historia mogłaby być inna. Historia jednak nie zawsze zmienia bieg w takim kierunku, w jakim życzyliby sobie ci, co to planowali.

A czy dla Izraela byłoby dobrym rozwiązaniem, gdyby funkcjonariusz jego wywiadu odważył się w 2008 r. w Damaszku strzelić do irańskiego generała Kasima Sulejmaniego, do dziś dowódcy jednostek ekspedycyjnych Korpusu Strażników Rewolucji?

Stało się tak, bo izraelski premier Ehud Olmert złożył obietnicę prezydentowi Bushowi, że w czasie tej operacji zginie tylko Imad Mugnija (dowódca wojskowy Hezbollahu, odpowiedzialny za wiele zamachów na Izraelczyków, Amerykanów i na premiera Libanu Rafika Haririego – red.). Amerykanie domagali się też obecności oficera CIA w pomieszczeniu, w którym było łącznościowe centrum operacji. Pogwałcenie tego zobowiązania doprowadziłoby do poważnego problemu na linii USA–Izrael.

Z dzisiejszego punktu widzenia sądzę, że wielu ludzi, włącznie z Amerykanami, żałuje, że Sulejmani nie zginął tamtego popołudnia 12 lutego 2008 r. Ale wtedy prezydent USA, poznawszy porady prawne, które otrzymał, nie chciał, aby ktokolwiek inny zginął podczas tej dostatecznie drażliwej operacji w Damaszku; drażliwej nie pod względem operacyjnym, ale z punktu widzenia prawnego.

Jedynym opisanym przez pana nie- -Arabem, niemuzułmaninem celowo zabitym w ostatnich dekadach przez służby izraelskie, jest rosyjski generał Anatolij Kuncewicz (w 2002 r.). Jak to jest możliwe, że najpierw Izrael zabija rosyjskiego wojskowego w Syrii, a teraz premier Izraela co chwilę jeździ do Rosji na konsultacje dotyczące Syrii? W kończącej się kadencji Beniamin Netanjahu był tam dziewięć razy.

Nie wiem, dlaczego jedno miałoby przeczyć drugiemu. Kuncewicz był emerytowanym generałem, łobuzem. Izrael próbował wpłynąć na Borysa Jelcyna, by go powstrzymał. Próbował też robić przecieki na jego temat do prasy międzynarodowej. Ale to nic nie dało, on nadal dostarczał Syrii nowiczok (śmiertelnie groźna substancja trująca stosowana przez rosyjskie służby – red.). Wtedy przeprowadzono akcję. To jedna sprawa.

Druga to rodzaj stosunków, które Netanjahu zbudował z prezydentem Władimirem Putinem, co jest jego wielkim osiągnięciem. Uświadomił sobie, że Stany Zjednoczone nie robią nic, by powstrzymać rosnące rosyjskie wpływy na Bliskim Wschodzie. A przy okazji amerykańska obecność w regionie zanika. Uznał, że Izrael musi mieć bezpośrednią komunikację z Rosją, bo amerykańskiego pośrednictwa nie będzie. Dlatego stworzył kanał negocjacji z Putinem. Z dwoma celami. Jeden taktyczny – mieć pewność, że rosyjscy żołnierze, rosyjskie lotnictwo, piloci nie będą dotknięci przez izraelskie ostrzały w Syrii. Bo jeżeli Rosjanin zginąłby od izraelskiego ognia, to byłby problem.

Drugi cel był strategiczny. Sprawić, by Putin lepiej zrozumiał, jakie są izraelskie interesy w regionie.

I we wszystkim odniósł sukces?

Taktyczny cel został osiągnięty w stopniu, którego nikt się nie spodziewał. Nigdy coś takiego nie istniało między Izraelem a Rosją: jest szyfrowana linia telefoniczna między podziemną centralą sił powietrznych pod Tel Awiwem i bazą Hmeimim w Syrii, gdzie mieści się dowództwo rosyjskie. Izraelski dowódca operacji lotniczych chwyta za słuchawkę – on oczywiście nie zna rosyjskiego, ale wielu jego żołnierzy tak, i mogą pomóc – i po prostu dzwoni do rosyjskiego generała. To cud, pięć lat temu nikt nie myślał, że to jest możliwe.

Ale na poziomie strategicznym to się nie udało. Ostatecznie Putin i Rosja mają inny zestaw interesów w regionie, niż ma Izrael. I ich nie zmienili. Popierają Hezbollah, Baszara Asada i Iran. Koordynują z nimi działania, nie zmusili Irańczyków do opuszczenia Syrii, tak jak obiecywali, jak Izrael ich prosił.

Ta bliska współpraca wojskowa Izraela z Rosją nie jest niebezpieczna dla państw, które kupują izraelską broń? Rosja nie uzyskuje dostępu do kodów bezpieczeństwa?

Nie. To, że jest taktyczna koordynacja z Rosją, nie oznacza, że Izrael ufa Rosjanom, że daje im dostęp do jakichkolwiek tajemnic wojskowych.

Ronen Bergman, izraelski dziennikarz, pracujący ostatnio w USA. Autor książki „Powstań i zabij pierwszy. Tajna historia skrytobójczych akcji izraelskich służb specjalnych", nad którą pracował wiele lat. Jej polskie tłumaczenie ukazało się na początku tego roku. O Bergmanie usłyszeliśmy w Polsce rok temu, gdy spytał premiera Mateusza Morawieckiego podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium, czy gdy będzie opowiadał o prześladowaniach, których doznała jego matka od polskich sąsiadów, będzie podlegał karze na mocy ustawy o IPN. O stosunkach polsko-żydowskich i roli wspomnień rodzinnych wypowiadał się w debacie, która odbyła się 20 marca w redakcji „Rzeczpospolitej". Jego wypowiedzi na ten temat publikowaliśmy dwukrotnie w gazecie. Dlatego ten wywiad ograniczyliśmy do tematu książki o izraelskich służbach specjalnych

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Czy po napisaniu książki o tajnej historii skrytobójczych akcji izraelskich służb nie boi się pan mieszkać w Izraelu?

Nie. Od dłuższego czasu prowadzę walkę w obronie spraw, które uważam za słuszne, praw człowieka i wolności słowa. Od 25 lat walczę z cenzurą, która stara się ukryć niewłaściwe rodzaje postępowania. Nie zamierzam się teraz zatrzymać. Mam nadzieję, że izraelska demokracja jest na tyle silna i wyposażona w mechanizmy kontroli i równowagi, aby nie pozwolić, by dziennikarz był karany, gdy dobrze wykonuje swoją pracę.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi