Pokusy zwalczamy naukowo

Kościół nie bez przyczyny zachęca wiernych do podejmowania co roku postu i pokuty, które nie są przecież celem samym w sobie. Nauki behawioralne dostarczają coraz więcej danych potwierdzających sens tych tradycyjnych upomnień.

Aktualizacja: 05.04.2019 22:52 Publikacja: 05.04.2019 09:00

Pokusy zwalczamy naukowo

Foto: adobestock

Kto z nas pamięta jeszcze o noworocznych postanowieniach? Gdzie jest karnet na siłownię kupiony w styczniu? Zestawienie transakcji z karty kredytowej nie napawa optymizmem? Ile książek przeczytaliśmy od chwili, gdy na Facebooku dumnie i pełni optymizmu ogłaszaliśmy, że przeczytamy przynajmniej jedną tygodniowo? Może przynajmniej jemy mniej słodyczy?

Miesiąc temu, wraz z nadejściem Wielkiego Postu, dostaliśmy od losu (właściwie od kalendarza liturgicznego) drugą szansę, by ocalić coś z tych ambitnych planów. Posypaliśmy symbolicznie głowy popiołem i usłyszeliśmy zachęty do modlitwy, postu i jałmużny. Nie jest to praktyka zarezerwowana dla chrześcijan – wiele systemów religijnych i filozoficznych zachęca swoich wyznawców do rozwijania samodyscypliny, poskramiania impulsów i ponoszenia wyrzeczeń. Zasada jest prosta – ograniczyć się tu i teraz, by później otrzymać większą nagrodę.

Wyrzeczenia i roztropne odraczanie gratyfikacji doskonalą nas nie tylko w wymiarze duchowym. Wpływają też na jakość naszego życia społecznego i stan finansów publicznych. Aby rozwijać kwalifikacje, musimy przecież poświęcić czas, w którym moglibyśmy odpoczywać. By odłożyć więcej na emeryturę, musimy wydać mniej na bieżące zachcianki. By zwiększyć szansę na długie życie w zdrowiu, powinniśmy zrezygnować ze słodyczy i serialu, a w zamian wybrać przebieżkę w parku.

Indywidualne poświęcenia (lub ich brak) mają wymierne korzyści (lub koszty) dla rynku pracy, systemu emerytalnego czy opieki zdrowotnej. Niestety, nasze społeczeństwo – pokutną refleksję wypada bowiem zacząć od siebie – nie odnotowuje sukcesów w tej materii. Dane z różnych źródeł brzmią jak niechlubny rachunek sumienia: niewiele czytamy, mało oszczędzamy, niezdrowo się odżywiamy, rzadko ćwiczymy. Listę zaniechań można mnożyć. Nie powinniśmy jednak liczyć na miłosierdzie, dopóki nie zmienimy zachowań, które nie tylko obciążają sumienia, ale są jednocześnie źródłem poważnych wyzwań społeczno-gospodarczych. Zmiana zaś często wymaga zrozumienia przyczyn zaistniałego problemu. Niegdyś o wartości ascezy i ćwiczeń duchowych przekonywali mnisi. Dziś z pomocą spieszą też nauki behawioralne, które nie tylko wyjaśniają i usprawiedliwiają, ale pomagają znaleźć rozwiązanie dla naszych różnorakich zmagań.

Zacznijmy oszczędzać od jutra

Spójrzmy choćby na oszczędności Polaków. Coraz częściej dyskutujemy o tym, że oszczędzamy za mało, aby na emeryturze utrzymać poziom życia, do którego przywykliśmy, pracując. Zgodnie z modelami klasycznej ekonomii jako racjonalni decydenci powinniśmy dzisiaj wydawać tyle, aby nasze oszczędności plus procent składany gwarantowały nam jeżeli nie złotą, to przynajmniej nieubogą jesień życia. Tymczasem wiele badań ekonomii behawioralnej pokazuje, że ludzie wykazują tendencję do preferowania bliższych czasowo korzyści nad późniejsze, tym wyraźniej, im są one bliższe obecnej chwili. Upraszczając: wolimy 100 zł dziś, niż 150 zł za miesiąc. Jeśli jednak wybieramy między 100 zł za 30 dni a 150 zł za 31, jesteśmy skłonni poczekać na większą kwotę. Analogicznie: bez problemu zadeklarujemy, że przyszłoroczną premię w całości przeznaczymy na oszczędności długoterminowe. Ale na kilka dni przed otrzymaniem tej premii nasza skłonność, by jej nie wydać, znacząco spadnie.

Siła tego mechanizmu bywa jednak różna. Zależy między innymi od tego, jak dalece uświadamiamy sobie naszą skłonność do wybierania bliższych korzyści. Za badania nad tym mechanizmem i innymi odstępstwami ludzkiej natury od ideału homo economicus nagrodę Banku Szwecji im. Alfreda Nobla otrzymał w 2017 roku Richard Thaler.

Dlaczego bliższe korzyści mają dla nas taką wartość? Próbują to zrozumieć nie tylko ekonomiści behawioralni, jak wspomniany noblista, ale również inni naukowcy reprezentujący coraz popularniejszą rodzinę tzw. nauk behawioralnych (m.in. psychologię społeczną i poznawczą, kognitywistykę, neuronauki, antropologię ewolucyjną). Ich badania pozwalają nam zrozumieć ludzkie wybory nie tylko w świetle praw ekonomii, ale również wpływu ewolucji, zarówno genetycznej, jak i kulturowej, mechanizmów neurobiologicznych, procesów poznawczych.

W świetle tych badań lepiej rozumiemy, dlaczego post i wyrzeczenia nie przychodzą nam tak łatwo, dlaczego odległa nagroda nie jawi się jako atrakcyjna. Niektórzy badacze sugerują, że działają tu mechanizmy adaptacyjne, które w drodze ewolucji odziedziczyliśmy po przodkach. Wedle tej hipotezy nasz mózg nie dostosował się jeszcze do świata, w którym odkładanie konsumpcji jest korzystne – przez pokolenia takim nie było. W podobny sposób niektórzy naukowcy tłumaczą nasze biologiczne przywiązanie do słodkich i tłustych pokarmów, kiedyś deficytowych i pomagających przetrwać, dzisiaj dostępnych w nadmiarze.

Jeszcze lepiej pozwala nam to zjawisko zrozumieć obszerny zasób badań dotyczących tego, jak czas wpływa na nasze decyzje. Poza czasem fizycznym (odmierzanym zegarami) nasz mózg doświadcza również czasu psychologicznego (odczuwanego, wyobrażonego). Wiele badań (m.in. Daniela Kahnemana, Dana Ariely'ego czy George'a Loewensteina) sugeruje, że na to, jak oceniamy dostępne nam możliwości, wpływa kilka czynników: ile mamy czasu na decyzję, jak oddalone od decyzji są jej konsekwencje, czy możemy doświadczyć trwania tego, co oceniamy, czy musimy sobie ten czas wyobrażać, czy czas trwania danej opcji jest pewny czy niepewny? Mówiąc krótko – to, co bliższe, jest dla nas zawsze konkretne i pewne, odległa przyszłość jawi się jako abstrakcyjna i niepewna, a przez to mniej atrakcyjna. Być może to też wyjaśnia w jakimś stopniu, dlaczego podczas nabożeństw gorzkich żali w świątyniach więcej jest seniorów niż młodych, dla których perspektywa eschatologiczna ma czysto spekulatywny charakter.

Rzeczpospolita/ Mirosław Owczarek

Słaba silna wola

Inną ważną cnotą, która pobrzmiewa na kartach wielkopostnych tekstów i od dłuższego czasu zajmuje przedstawicieli nauk behawioralnych, jest samokontrola. To w jej deficytach upatruje się jednej z przyczyn niepodejmowania przez nas działań, które są dla nas (i społeczeństwa) korzystne w dłuższej perspektywie. Ten temat stał się niezwykle popularny po serii badań Waltera Mischela i Ebbego Ebbesena z lat 70. ubiegłego wieku. Według nich dzieci, które potrafiły odwlekać gratyfikację – powstrzymać się od zjedzenia słodkości – osiągały później sukcesy w kilku sferach życia, np. lepsze wyniki na testach szkolnych. Od czasu tych badań (spopularyzowanych jako marshmallow test) wielu badaczy sugerowało, że zdolność do samokontroli może być jednym z kluczowych czynników gwarantujących sukces w życiu. Sukces ten postrzega się nie tylko w wymiarze ekonomicznym. Niektóre badania wykazywały też związki między samokontrolą a uzależnieniami, zachowaniami antyspołecznymi, a nawet jakością związków.

Odkąd samokontrola zaliczona została do istotnych składników udanego życia osobistego i zawodowego, bada się, czym dokładnie jest i jak ją wspierać. Przez lata popularnością cieszyła się na przykład tzw. hipoteza energetyczna, w myśl której samokontrola przypomina paliwo w aucie lub baterię w telefonie. Gdy z niej korzystamy, zużywa się, ograniczając nasze zasoby potrzebne do podjęcia kolejnego wyzwania. Zdefiniowanie samokontroli w ujęciu energetycznym szybko zachęciło poszukiwaczy złóż tego cennego surowca. Swoje detektory skierowali w stronę glukozy we krwi – to przecież główny składnik odżywczy mózgu, więc musi też wpływać na samokontrolę.

Wielbicielom kalorycznych smakołyków nasuwa się być może logiczny skądinąd wniosek: nie warto zatem nadto się umartwiać (by nie zużywać cennych zasobów samokontroli!), a zamiast stosować post, lepiej sięgać po słodycze, by nie pozbawić mózgu cennego paliwa. Niestety. Hipoteza energetyczna i glukozowa powoli upada: systematyczne przeglądy i nowe badania pokazują, że spadek poziomu glukozy we krwi nie musi się wiązać z gorszymi wynikami w zadaniach wymagających samokontroli. Czasami jest wręcz odwrotnie, np. bieganie, które obniża poziom glukozy we krwi, jednocześnie pomaga w zadaniach wymagających dużego opanowania. Co więcej, nowe badania weryfikujące mechanizm opisany w teście słodkiej pianki pokazały, że wpływ opanowania i powstrzymania pokus na indywidualne sukcesy nie jest tak silny, jak sądzono. Recepty na samokontrolę nie udało się zatem znaleźć w prostej korelacji z krzywą cukrową, a istota tej jakże cennej umiejętności pozostawia jeszcze wiele tajemnic.

To, co udało się ustalić w odniesieniu do samokontroli, to fakt, że oprócz uwarunkowań osobowości i charakteru decydujące okazują się często czynniki zewnętrzne, zwłaszcza te nieuświadomione, nad którymi nie mamy kontroli. Dlatego najsilniejszą wolę niejednokrotnie złamał wyjątkowy aromat wypieków serwowanych w lokalnej cukierni, a negatywne emocje wywołane nieprzyjemną sytuacją w pracy sprowokowały impulsywny zakup lub inną formę „odreagowania". Dodatkowo nadmierny optymizm towarzyszący wszelkim naszym postanowieniom poprawy nie pozwala nam dostrzec, jak bardzo nawykowe i wręcz automatyczne bywają nasze ułomności, co sprawia, że najbardziej kategoryczne postawienie znaku „stop" nie wystarcza. Z kolei każda porażka w realizacji dobrych postanowień zwykle nas demotywuje, jeszcze bardziej utrudniając powrót na właściwą drogę.

Próbuj dalej

Co wobec powyższego, zapyta sceptyk, dają nam psychologiczno-ewolucyjne wyjaśnienia naszych ułomności w praktyce? W jaki sposób mogą one pomóc nam dokonać jakiejkolwiek zmiany? Wszak zdają się pokazywać, że wszelkie nasze starania w najlepszym razie zawsze będą tymczasowe i że chyba czas najwyższy pogodzić się ze słabością ludzkiej natury. Niekoniecznie.

Nauki behawioralne oferują nie tylko ciekawe wnioski (na tyle ciekawe, że niektórzy badacze występują w hollywoodzkich filmach). Pozwalają też projektować rozwiązania, które przynoszą wymierne korzyści ludziom i państwom. Wróćmy do Thalera. W swoim słynnym badaniu udowodnił, że jeżeli chcemy pomóc obywatelom odkładać więcej na emeryturę, niekoniecznie powinniśmy sięgać po edukację, doradztwo czy inne standardowe zachęty. Wystarczy nieco zmienić strukturę sytuacji, w której podejmuje się decyzję o oszczędzaniu. Popularny w literaturze behawioralnej program Save More Tomorrow zakładał możliwość wyboru takiego systemu, w którym wpłaty na konto oszczędnościowe rosły wtedy, gdy np. pojawiała się podwyżka. A więc w chwili decyzji pracownicy nie obniżali bieżącej konsumpcji – oszczędzali więcej od jutra. Zamiast walczyć z preferencją czasu teraźniejszego, wykorzystano jej działanie w pożytecznym celu. Ostatnie badania prowadzone w Hiszpanii potwierdziły skuteczność tego mechanizmu.

Tego typu rozwiązania mają wpływ nie tylko na cele osobiste, ale służą też efektywności polityk publicznych. Pod wpływem rosnącej popularności wykorzystywanych przez instytucje państwowe narzędzi behawioralnych coraz częściej organizacje publiczne określa się mianem architektów wyboru, a więc podmiotów, które mogą zmieniać zachowania ludzi, zmieniając odpowiednio warunki, w jakich podejmują oni decyzje.

Badania o zmianach nawyków (rozumianych jako wyuczona, automatyczna reakcja na sygnały pochodzące z zewnątrz) pokazują, że skuteczniejsza będzie zmiana otoczenia niż wyłącznie próba kontroli samej reakcji. Zamiast zadręczać się tym, że mamy „słabą silną wolę" i znów sięgnęliśmy po ciastko, zastanówmy się, w jakich warunkach najczęściej to robimy i jakie impulsy poprzedzają naszą reakcję. Może wystarczy zmienić drogę z metra, by nie mijać cukierni? Albo zabierać z domu drugie śniadanie, by w porze lunchu nie wystawiać się na pokusy okolicznych restauracji i kawiarni? Dodatkowo osobom, które chcą ograniczyć konsumpcję słodyczy lub innych niezdrowych produktów, zaleca się odraczanie tej konsumpcji na bliżej nieokreśloną przyszłość zamiast całkowitej rezygnacji z przyjemności. Chodzi o to, żeby nie koncentrować się nadmiernie na tym, kiedy znów będziemy mogli pozwolić sobie na więcej (np. w czasie świąt), ponieważ wtedy zwykle pozwalamy sobie na zbyt wiele.

Kościół nie bez przyczyny zachęca wiernych do podejmowania co roku postu i pokuty, które nie są przecież celem samym w sobie. Nauki behawioralne dostarczają coraz więcej danych potwierdzających sens tych tradycyjnych upomnień. Badania pokazują, że lepiej w realizacji postanowień wypadają ci, którzy wbrew wszystkiemu wysoko wieszają sobie poprzeczkę, a jednocześnie rozpisują ambitne cele na proste, mierzalne kroki („w najbliższą środę po pracy przebiegnę 2 kilometry", zamiast „zaczynam biegać"). Nawet niewielki postęp stanowi punkt odniesienia i zachętę na przyszłość, dlatego wszelkie urządzenia, które dają nam informację zwrotną i pozwalają śledzić postępy, są dobrym sprzymierzeńcem. Cennym i ważnym punktem odniesienia, a jednocześnie źródłem mobilizacji okazują się też bliscy lub znajomi podejmujący podobne wysiłki. Warto więc czasem rozważyć wspólne przedsięwzięcie i tym samym zaoferować sobie wzajemne wsparcie.

Najważniejsze to próbować i nie rezygnować. Cnota, jak pisał Arystoteles, jest niczym mięśnie – bez treningu zanika. Dobry trening wymaga zaś samoświadomości i dopasowania do warunków, w jakich żyjemy. Nauki behawioralne pokazują, że nie są to cele wykraczające poza nasze możliwości.

Paweł Śliwowski i Agnieszka Wincewicz-Price są analitykami Polskiego Instytutu Ekonomicznego

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Kto z nas pamięta jeszcze o noworocznych postanowieniach? Gdzie jest karnet na siłownię kupiony w styczniu? Zestawienie transakcji z karty kredytowej nie napawa optymizmem? Ile książek przeczytaliśmy od chwili, gdy na Facebooku dumnie i pełni optymizmu ogłaszaliśmy, że przeczytamy przynajmniej jedną tygodniowo? Może przynajmniej jemy mniej słodyczy?

Miesiąc temu, wraz z nadejściem Wielkiego Postu, dostaliśmy od losu (właściwie od kalendarza liturgicznego) drugą szansę, by ocalić coś z tych ambitnych planów. Posypaliśmy symbolicznie głowy popiołem i usłyszeliśmy zachęty do modlitwy, postu i jałmużny. Nie jest to praktyka zarezerwowana dla chrześcijan – wiele systemów religijnych i filozoficznych zachęca swoich wyznawców do rozwijania samodyscypliny, poskramiania impulsów i ponoszenia wyrzeczeń. Zasada jest prosta – ograniczyć się tu i teraz, by później otrzymać większą nagrodę.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje