Fakty, powiedziałem? Proszę uprzejmie. Pani Sylwia Beata Klewin studiowała biologię w Szczecinie, potem pracowała w agencji celnej, aż trafiła do inspekcji handlowej. Kilkanaście lat mozolnej, mało spektakularnej pracy, ot, urzędniczka. A jednak, bo tu na scenę wkracza On, tak jest, cały na biało i się zaczyna. Jesienią 2015 PiS wygrywa wybory. Pan Krzysztof, szef lokalnych struktur rządzącej partii w całym kraju, oprócz pierścionka zaręczynowego daje pani Beacie posadę dyrektorki inspekcji, w której pracuje. Zaraz potem ślub. Pani Beata dostaje od męża nazwisko, a od losu – bo przecież nie od małżonka, skądże – nowe możliwości. Biolog-inspektor trafia do rady nadzorczej jednej, potem drugiej, nie byle jakiej, bo nadzoruje bankowość inwestycyjną. Taka postać nie mogła ujść uwadze znanemu łowcy talentów i Daniel Obajtek, sam również wykształcony w sposób nieoczywisty, robi z Sylwii Sobolewskiej dyrektorkę działu systemów zarządzania i ryzyka korporacyjnego całego Orlenu. Do tego trzy rady nadzorcze: paliwa, chemia, lotnisko, a co, ma się ten gest! Ryzyka korporacyjnego nie ma żadnego, w końcu taki fachowiec to skarb.

No i co, drogie panny oraz wy, mężatki? Że Sobolewski nie wygląda jak Brad Pitt? Spokojnie, jest od niego 15 lat młodszy, jak będzie w jego wieku, też będzie wyglądał. A poza tym, kto potrafi o żonę w ciężkich czasach lepiej zadbać? Do was się zwracam, drogie matki i ojcowie, wy mnie zrozumiecie. Chcecie dla dziecka jak najlepiej? To synkom konterfekt pana Krzysztofa pokazujcie i mówcie: „Ucz się, a do czegoś w życiu dojdziesz". Córkom waszym wybijcie z głów książąt z bajki, bo tu jest prawdziwy cudotwórca. On to jednym całusem z urzędniczki PIH-u menedżerkę paliwową zrobił! Widzieli państwo kiedyś takie coś? Ja też tylko w filmach.

Ale dość krotochwil. Ta sytuacja przypomina mi nieco – proszę wybaczyć kaliber porównania – przypadek pedofilii w polskim Kościele. Tam oburza najbardziej nawet nie to, że do takich wypadków dochodziło, bo w końcu ludzie dopuszczają się podłości jak świat światem i zapewne dopuszczać się będą. Prawdziwą odrazą napawa fakt, że kościelna hierarchia przez tyle lat kryła zbrodniarzy. Z PiS-em przez lata było tak, że ludzie wiedzieli, iż pisowcy też mają chwytne palce, rodziny na swoim i pociotków do obsadzenia. Ale zawsze był zawór bezpieczeństwa, zawsze była ostateczna instancja, Prezes. Harcują? No, trudno. Przeginają? O wy łotry, jak się Prezes dowie, to Kamińskiego wezwie i raz, dwa CBA zrobi z wami porządek. A wtedy zero litości, będzie bolało.

I co? Nie działa? Ano nie działa. Krzysztof Sobolewski nie jest anonimowym posłem z 16. rzędu sejmowych ław, a żona nie została kierowniczką mleczarni. Nie, Sobolewski to krew z krwi i kość z kości partii, szef Komitetu Wykonawczego PiS trzymający w garści wszystkich lokalnych watażków, rozstrzygający powiatowe i wojewódzkie spory. To ucieleśnienie sformułowania „zaufany człowiek prezesa". Jeśli on może tak na rympał wykorzystywać władzę, to znaczy, że wszelkie zawory bezpieczeństwa w PiS puściły. Być może to już schyłek AWS-u i każdy wie, że za chwilę przyjdą lata chude, trzeba więc o siebie zadbać i na trudne czasy odłożyć. Może. Jeśli tak, to PiS podpisał na siebie wyrok, bo to samospełniająca się przepowiednia, ale to już ich problem.

A jaka płynie z tego nauka dla nas? W sumie optymistyczna, że dobrze jest, jak jest, nie kombinujmy. No bo, owszem, mówili, że bigamia powinna być legalna, w końcu wystarczającą karą za nią są dwie teściowe. Ale widać jasno, że zakaz bigamii ma potężną moc terapeutyczną, która rośnie wraz z liczbą żon. Chcecie poligamii? To pomyślcie najpierw, czy macie tyle rad nadzorczych dla wszystkich żon Sobolewskiego.