Polska polityka zagraniczna od 1989 roku ma jednoznacznie prozachodni wektor. Nie ma w Polsce znaczącej siły politycznej, która kwestionowałaby przynależność Polski do Unii Europejskiej. I nic dziwnego – robiłaby to wbrew miażdżącej większości Polaków – z kwietniowego badania CBOS wynika, że obecność Polski w UE popiera 91 proc. respondentów, a przeciwnych jej jest zaledwie 5 proc. ankietowanych. Pod tym względem jesteśmy nawet bardziej zachodni od Zachodu – z badania Pew Research opublikowanego w marcu 2019 r. wynika, że Polacy postrzegają rolę UE najlepiej spośród wszystkich krajów Unii (72 proc. pozytywnych ocen). Dla porównania w Niemczech odsetek zadowolonych z Unii był o 9 punktów procentowych gorszy, a w Grecji przewagę mieli ci, którzy o Unii myśleli źle (62 proc.).
Jednocześnie jednak sami o sobie często myślimy wciąż jako o uboższych krewnych Zachodu, odstających od niego nie tylko materialnie, ale także społecznie, mentalnie i ustrojowo. W głośnym „Weselu" Smarzowskiego, obrazie postrzeganym jako Polaków portret własny, w pewnym momencie jeden z podpitych gości składa życzenia państwu młodym wyjeżdżającym na wakacje do Chorwacji. – Mówią, że to dziki kraj, że gorszy od Polski, mniej kulturalny znaczy. Ale mój znajomy był i mówi, że g... prawda. A jak auto zostawisz otwarte na ulicy to nic. A jak się napiją, to się nie nap... tylko się bawią i śpiewają. A kible mają czyste. Nie to co u nas – tłumaczy. Innymi słowy, gdzie nam do Zachodu, skoro taka Chorwacja to już dla nas kultura wyższa i wielki świat.
Smarzowski nakręcił „Wesele" w przededniu wejścia Polski do UE, ale 14 lat później wielu Polaków myśli o Polsce bardzo podobnie. Kiedy w popularnym internetowym serwisie Q&A (pytania i odpowiedzi) kilkanaście miesięcy temu ktoś zadał pytanie, czy Polska jest krajem Europy Zachodniej, Wschodniej czy może Środkowej, jedna z odpowiedzi najbardziej zdecydowanie umiejscawiająca nasz kraj na Wschodzie była autorstwa Polaka. „Nie widzę wielu podobieństw między Polską a krajami Europy Zachodniej, z wyjątkiem tego, że są (razem) w UE i NATO" – napisał użytkownik z Polski. Tymczasem np. użytkownik ze Szwajcarii wskazał, że dychotomia Wschód–Zachód po zimnej wojnie straciła rację bytu, ale jeśli wciąż stosować ten podział, to Polska jest dziś bez wątpienia krajem Zachodu. Jaka jest prawda?
Już nie biedni krewni
Podział Zachód–Wschód przynajmniej od czasów rewolucji przemysłowej był silnie związany z czynnikiem ekonomicznym. Upraszczając nieco, Zachód był uprzemysłowiony, nowoczesny i bogaty; Wschód – rolniczy, zacofany i biedny. W czasie zimnej wojny – mimo prowadzonej przez komunistów, często forsownej industrializacji – podział ten jeszcze się pogłębił. Prof. Rafał Chwedoruk w rozmowie z „Plusem Minusem" zwraca zresztą uwagę, że paradoks komunizmu sprowadził się do tego, że w naszej części Europy nie doprowadził on do powstania atrakcyjnej, alternatywnej względem świata Zachodu kultury – a rywalizacja dwóch bloków sprowadziła się do ścigania się z Zachodem na jego warunkach, czyli w poziomie ogólnego dobrobytu. Dlatego zdaniem prof. Chwedoruka upadek komunizmu przesądził się w czasach Gierka, gdy PRL postawił na konsumpcję na kredyt, której gospodarka komunistyczna nie była w stanie unieść.
W 1989 roku Polska, podobnie jak wszystkie inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej była biedna, tak jak biedne były te państwa w dwudziestoleciu międzywojennym. W 1938 roku według wyliczeń historyka Paula Bairocha PKB II RP było ponadsześciokrotnie mniejsze od PKB Niemiec, niemal pięciokrotnie mniejsze od PKB Wielkiej Brytanii i trzykrotnie mniejsze od PKB Francji. Z drugiej strony wyprzedzaliśmy wówczas zdecydowanie pod tym względem np. Portugalię. W 1989 roku było gorzej, o czym świadczy fakt, że PKB w przeliczeniu na mieszkańca było u nas wówczas niższe niż np. na Węgrzech czy nawet na Ukrainie.