Synowie "słoików"

Urzędniczy absurd opisany we wczesnych opowiadaniach Jaroslava Haška coś nam przypomina... Czyżby Franza Kafkę? Bingo! Czy takie podobieństwo mogło być przypadkowe?

Aktualizacja: 16.11.2014 12:15 Publikacja: 16.11.2014 01:00

Synowie "słoików"

Foto: AFP

Wśród niezliczonych zagadek, z których składa się biografia Jaroslava Haška, niepoślednie miejsce zajmuje kwestia jego domniemanych związków z Franzem Kafką. Obydwaj urodzili się wiosną 1883 roku w Pradze, historycznej stolicy Królestwa Czeskiego, która za ich życia przeszła niewiarygodną metamorfozę. O ile jeszcze w połowie XIX wieku miasto mogło jawić się niezorientowanemu przybyszowi jako na wskroś niemieckie, o tyle zaledwie 30 lat później, dzięki masowym migracjom ludności wiejskiej, rozwojowi rodzimego szkolnictwa, kultury narodowej i przedsiębiorczości, ukazało światu słowiańskie oblicze. Na 415 tysięcy Czechów przypadało już tylko 10 tysięcy Niemców i 25 tysięcy Żydów, spośród których większość (14 tysięcy) na co dzień posługiwała się językiem czeskim (z czego wynikła niebagatelna dla genius loci miasta okoliczność, iż większość niemieckojęzycznych prażan stanowili Żydzi).

„To dziwne, jak urzędy tu tolerują czeszczyznę – powiada tytułowa bohaterka humoreski Jaroslava Haška »Adela Thoms z Haidy, niemiecka nauczycielka«. – Przecież jeszcze przed 20 laty Praga była zupełnie niemiecka". „Pragę już żeśmy zczesili – wyjaśnia jej narrator. – Potem przyjdzie kolej na Wiedeń. (...) Berlin będzie za trzydzieści lat z pewnością czeski, zupełnie czeski".

Przez Macedonię do Krakowa

Nie całkiem się to udało, choć Czechów w Wiedniu rzeczywiście było już wtedy (1911) ponad pół miliona. W ostatnich dekadach istnienia monarchii Habsburgów przybysze z czeskiej i morawskiej prowincji masowo osiedlali się w królewskiej Pradze i cesarskim Wiedniu. Nie jest przypadkiem, że wiedeńczykami w pierwszym pokoleniu byli Zygmunt Freud (urodzony w Příborze), Edmund Husserl (Prostějov) czy Gustav Mahler (Kalište koło Humpolca). Także najsłynniejsi prażanie: Jaroslav Hašek i Franz Kafka, byli synami „słoików". Obydwaj też – jak przystało na dzieci epoki, która odkryła nie tylko migracje zarobkowe, lecz także turystykę – byli zapalonymi podróżnikami.

Potoczne wyobrażenie autora „Procesu" jako ponurego samotnika, który nie wyściubił nosa poza biuro, nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. „Niekiedy zapomina się, że Kafka, z wyjątkiem ostatniego stadium choroby, wiele podróżował, z przyjaciółmi bądź sam – był w Paryżu, Mediolanie i Zurychu, a także w Wiedniu, Weimarze, Budapeszcie i Berlinie" – pisał amerykański literaturoznawca (i rodowity prażanin) Peter Demetz.

Gdy latem 1909 roku Max Brod namówił przyjaciela na wspólny wypad do Rivy nad jeziorem Garda, Kafka stawał na głowie, byle tylko wyrwać się z biura. „Już 17 czerwca 1909 roku poinformował przełożonych – pisemnie, na papierze firmowym – że od dłuższego czasu cierpi na nerwy, co powoduje problemy z trawieniem i bezsenność. 18 sierpnia, gdy zarysowały się plany wyjazdu do Rivy, dołączył do podania orzeczenie znanego specjalisty, który potwierdzał, że dr Franz Kafka po trzech latach nieprzerwanej pracy »zaczyna odczuwać zmęczenie i nerwowość i cierpi na częste bóle głowy«. Ze ściśle medycznego punktu widzenia jest niezbędne, aby pacjent otrzymał urlop, »choćby na kilka dni«. Firma zachowała się bez zarzutu. Kafka już przed upływem 48 godzin (tyle, jeśli chodzi o osławioną austriacką biurokrację) dowiedział się, że jego podanie rozpatrzono pozytywnie, a 20 sierpnia otrzymał informację, że dyrektor w trybie nadzwyczajnym wyraził zgodę na przyznanie mu ośmiodniowego urlopu".

Kafka pojechał do Rivy pociągiem, korzystając z dobrze rozwiniętej w Przedlitawii (Riva należała wtedy do Austrii) sieci kolejowej. Trasa wiodła przez Monachium, Innsbruck, Bolzano i Mori. Hašek, jak wiadomo, częściej wędrował pieszo („Miałem z Morawskiej Ostrawy jechać pociągiem do Pragi, ale na dworcu przeszkodziła w tym pewna partyjka kart" – pisał w opowiadaniu „Panna Sława").

Na pierwszą wędrówkę wyruszył latem 1900 roku, jeszcze jako student Akademii Handlowej. Odwiedził wtedy Słowację, popularny cel wycieczek praskiej młodzieży i inteligencji (która pod wpływem tych peregrynacji zaczęła marzyć o przyłączeniu sąsiedniego kraju do Czech). Rok później zwiedził „galicyjskie podnóże Tatr", to znaczy „ziemię zatorską, krakowską, tarnowską, zawrócił w kierunku Nowego Targu, dotarł do Zakopanego i stamtąd udał się na Słowację. Była to jeszcze typowa studencka wycieczka z postojami i noclegami w mijanych plebaniach i szkołach" – pisał Józef  Magnuszewski.

Dopiero jego trzeci letni wypad (1902) do Galicji i Węgier przebiegał w znacznie swobodniejszej atmosferze: „absolwent Akademii, mający w najbliższej perspektywie nudną pracę w banku, nie tylko nawiązywał rozmowy z góralami, chłopami i włóczęgami, ale dzielił też ich niewygody i sam popuszczał wodze temperamentowi oraz żądzy przygód.

A już w prawdziwą kilkumiesięczną włóczęgę udał się Hašek w końcu maja 1903 r., machnąwszy ręką na bank i urzędniczą karierę. Z trudem zrekonstruowana, częściowo tylko jako prawdopodobna, trasa tej wędrówki wiedzie przez Macedonię (gdzie wybuchło właśnie antytureckie powstanie), Bułgarię, Węgry, a także przez galicyjską stronę Leśnych Karpat, okolice Stanisławowa i Kołomyi, Bukowinę, a potem jeszcze przez Tatry, Zakopane, Nowy Targ, Myślenice – do Krakowa".

Srebrna blacha

Dalej czytamy: „Stąd podjął Hašek niefortunną próbę przejścia granicy z Rosją; chciał dostać się do Królestwa, lecz trafił do carskiego aresztu. Odstawiony do Krakowa, przesiedział dwa miesiące w tamtejszym więzieniu jako podejrzany włóczęga, póki sprawa się nie wyjaśniła. Wracając wreszcie, pieszo, do Pragi przez Cieszyn i Morawy, wyglądał tak, że we Frydku znowu go zamknięto. Toteż gdy ruszył dalej, wolał uprzedzać znajomych listownie, jak wygląda".

Radko Pytlík uważa, że Hašek najprawdopodobniej nigdy nie był na Bałkanach. Autor „Szwejka" za młodu chciał walczyć z Turkami, ale jego przewagi wojenne najpewniej przypominały te z udziałem „pana W., korespondenta wielkiego berlińskiego dziennika" („Z Nikopola do Ruszczuku. Wspomnienia z podróży"). Mimo to jego młodzieńcze wędrówki i tak robią wrażenie. Niełatwo nam wyobrazić sobie współczesnego autora, który postawiwszy nogę na przykład w Helštýnie nad Bečvą, tak przedstawiłby się miejscowemu nauczycielowi: „Kłaniam się, jestem pisarz Jaroslav Hašek z Pragi i prosiłbym o coś na obiad i gdybyście państwo mieli jakieś spodnie" („Panna Sława").

Opowiadania zebrane w tomie „Pocztówki z c.k. monarchii i krajów ościennych" są pokłosiem czterech młodzieńczych wędrówek autora. Niektóre z nich, zapisywane niemal na gorąco, po powrocie do domu, to jeszcze tylko literackie wprawki; inne, jak choćby przezabawne „Madziarskie morze", zapowiadają nieprzeciętnego humorystę.

Już w tych wczesnych, kreślonych od niechcenia, przy knajpianym stoliku, utworach zasadniczym tematem twórczości Jaroslava Haška okazuje się głupota (blbost). Nie jakaś tam zwyczajna głupota, lecz Głupota podniesiona do rangi naczelnej zasady, która rządzi światem. Wkrótce Hašek odkryje, że najlepszą odpowiedzią na głupotę polityków, celników, strażników, biurokratów, szpicli, zupaków, klechów i całej masy innych bałwanów, będących pierwowzorami bohaterów „Szwejka", jest – mówiąc ich słowami – „bałwanienie do kwadratu".

Nie był w tym poczuciu osamotniony. Bohater humoreski „Austriackie urzędy celne" przejechany „pod Dreznem, na wycieczce" przez pociąg pośpieszny i poskładany do kupy przez lekarzy, utknął w Saksonii na dobre, gdyż podczas próby przekroczenia granicy nie zgłosił wwozu srebrnej blachy (którą zastąpiono mu tylną część czaszki), platyny (zamiast żeber), kości końskiej (konkretnie udowej) oraz świńskiej nerki. „Jeśli chcesz się pan dostać do Czech, nerka musi zostać w Niemczech" – konkluduje celnik.

Ten urzędniczy absurd coś nam przypomina. Czyżby Kafkę? Bingo! Naszym bohaterom pisana była kariera biurokratów, lecz obydwaj na swój sposób zbuntowali się przeciwko niej i mieszczańskiemu środowisku. Hašek już we wczesnej młodości tak skutecznie skompromitował się w oczach tzw. lepszego towarzystwa, że mógł marzyć co najwyżej o posadzie redaktora pisma „Świat Zwierząt" (a i na niej utrzymał się zaledwie pół roku).

Chasydzi i Rusini

Kafka natomiast, zgodnie z wolą rodziców, ukończył wprawdzie studia prawnicze (1906) i przepracował prawie 15 lat w Zakładzie Ubezpieczeń Robotników od Wypadków przy Pracy na Królestwo Czech, lecz i on nie zrezygnował z ambicji pisarskich. Był zresztą ceniony i lubiany przez przełożonych, którzy oficjalnie chwalili go za „talent literacki" (jakim w ich mniemaniu wykazywał się, pisząc opracowania publikowane w wydawanym przez zakład roczniku).

Do obowiązków Kafki należały częste podróże służbowe w okolice Reichenbergu (Liberca) w północnych Czechach. W owym czasie był to jeden z najbardziej rozwiniętych okręgów przemysłowych w Europie. Zachowały się wykonane przez niego rysunki przedstawiające typowe okaleczenia palców dłoni, jakim prędzej czy później musiał ulec „nawet najostrożniejszy robotnik" (jak napisał w opracowaniu zachęcającym do wprowadzenia bezpiecznych okrągłych wałów w strugarkach). „To stamtąd wyniósł Kafka wiedzę o niszczącym ludzi systemie przemysłowym, jakiej nie miał chyba żaden inny pisarz jego pokolenia" – twierdzi Klaus Wagenbach.

Dopiero kilka lat później, podczas pierwszej wojny światowej, kiedy to prowadzące ją „państwa przeobraziły się w gigantyczne taśmowe fabryki broni, starając się być w stanie wysyłać ją przez 24 godziny na dobę na front, gdzie krwawy – a przecież całkowicie już zmechanizowany – proces konsumpcji odgrywał rolę rynku" (jak pisał autor „Powszechnej mobilizacji"), wiedza o tym, czym jest „armia przeobrażona w fabrykę produkcji śmierci", stała się pokoleniowym doświadczeniem kombatantów, takich jak Ernst Jünger, Erich Maria Remarque czy właśnie Jaroslav Hašek.

Kafka uniknął mobilizacji z powodu złego stanu zdrowia, lecz i on dzięki dogłębnej znajomości systemu fabrycznego już przed wojną zdał sobie sprawę z tego, czym byłby konflikt zbrojny z udziałem największych potęg industrialnych świata. Zdaniem jego biografa pod wpływem przeżyć zawodowych rozwinęło się jego zainteresowanie sprawami społecznymi. Ono właśnie miało go przywieść do Klubu Młodych, czeskiego zrzeszenia, propagującego idee socjalistyczne i antymilitarystyczne, w którym poznał Jaroslava Haška, „trzeba przyznać, trudnego do zniesienia opoja i włóczęgę – i to na długo przed I wojną światową, jeszcze zanim powstał »Szwejk«" (Wagenbach).

Cudownie byłoby wyobrazić sobie, o czym mogliby rozmawiać z sobą ci dwaj pisarze. Kafka znał dobrze czeski język i literaturę, czytywał „Národní  listy" (w których ukazywały się opowiadania Haška). Obydwaj byli zafascynowani Galicją, choć Kafka raczej chasydami i kulturą jidysz, a Hašek Rusinami (czego liczne przykłady czytelnik znajdzie w niniejszym tomie).

Takie zainteresowania były powszechne wśród praskich literatów wywodzących się na ogół ze środowisk mieszczańskich i drobnomieszczańskich. Słowaccy i rusińscy górale i chasydzi, niezepsuci przez cywilizację przemysłową, żyjący we własnym świecie, którego reguły i rytm wyznaczały pradawne wierzenia i pory roku, stali się w pierwszych dekadach XX wieku bohaterami utworów najwybitniejszych pisarzy czeskich, m.in. Karela Čapka, Vladislava Vančury (wcześnie dostrzeżonego przez Kafkę) czy Ivana Olbrachta.

Gospody i kawiarnie

Istotny był także aspekt polityczny – Czesi czuli się osaczeni przez Niemców i szansy na przetrwanie upatrywali w zjednoczeniu wszystkich niegermańskich ludów Europy Środkowej i Wschodniej. Takie wizje snuli zarówno integralni nacjonaliści (Karel Kramář), jak i liberalni demokraci (Tomáš Garrigue Masaryk). Hašek nie cierpiał rodzimych polityków i drwił z nich bez litości, ale i on – jak wiemy z jego późniejszych losów – dał się porwać czechosłowackiej (legionowej), a później bolszewickiej „misji na Wschodzie".

Ale czy rzeczywiście znał Kafkę? Teoretycznie jest to możliwe, w praktyce – niemal wykluczone. Nie tylko dlatego, że Wagenbach grubo przesadził, przypisując Kafce związki z czeskimi anarchistami. Przez cały okres istnienia Klubu Młodych (1905–1910) jego członkowie byli inwigilowani przez policję; gdyby pisarz trafił na czarną listę, nie mógłby odbyć rocznej aplikacji sądowej (1906), podjąć pracy w towarzystwie ubezpieczeniowym Assicurazioni Generali (1907) i w Zakładzie Ubezpieczeń Robotników (1908), nie mógłby zostać urzędnikiem mianowanym (1910), współwłaścicielem fabryki azbestu (1911) ani podróżować za granicę w czasie wojny (1915, 1916, 1917). Za każdym razem otrzymywał od policji nienaganne świadectwo (podpisane skądinąd przez tego samego komisarza, który na polecenie Urzędu Namiestnikowskiego w październiku 1910 roku rozwiązał Klub Młodych). Austriacka biurokracja naprawdę działała.

Ale i Hašek w tym czasie nie trzymał już z anarchistami. W 1907 roku poznał Jarmilę Mayerową i na żądanie rodziców swej przyszłej żony próbował się ustatkować. Od tej pory, aż do rozpoczęcia wojny, jedynym przejawem jego aktywności „politycznej" była założona w 1911 roku Partia Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa. Hašek wymyślił ją na prośbę kolegi, by przyciągnąć klientów do gospody U zlatého litru (w owym czasie wiece wyborcze urządzano w lokalach gastronomicznych).

Hašek podjął niefortunną próbę przejścia granicy z Rosją i trafił do carskiego aresztu. Odstawiony do Krakowa, przesiedział dwa miesiące w tamtejszym więzieniu jako podejrzany włóczęga

Kafka opublikował za życia jedynie garść opowiadań, ale większość wolnego czasu spędzał w środowisku literackim. Podobnie jak Max Brod i inni „arconauci" (czyli bywalcy praskiej kawiarni Arco), szukał kontaktów z czeskimi pisarzami (i w ich kręgu poznał swą wielką miłość Milenę Jesenską). Tymczasem autor „Szwejka", choć wydrukował w gazetach kilkaset opowiadań i utrzymywał się z wierszówek – nie był uważany za pisarza. Nie znajdziemy jego utworów w żadnej z kilku niemieckojęzycznych antologii nowej prozy czeskiej przygotowanych przez przyjaciół Kafki.

Co więcej, sam Hašek stronił od środowiska pisarskiego; jedynym jego przyjacielem, a zarazem uznanym literatem, był młodszy kolega z podwórka František Langer. Ci dwaj pisarze, Kafka i Hašek, mogli więc o sobie słyszeć – przyszły autor „Szwejka" był w końcu wyjątkowo malowniczą postacią – ale po prostu nie mieli gdzie się spotkać. Jak to ujął Bohumil Hrabal, żyli w dwu różnych światach – Hašek w gospodach, Kafka – w kawiarniach.

Gdyby Kafka znał Haška, zapewne znałby go również Max Brod. Tymczasem on z całą pewnością Haška nie znał, aczkolwiek wyprowadził jego twórczość na szerokie wody. Brod zaledwie kilka tygodni po wydaniu pierwszego tomu „Szwejka" zamieścił w dzienniku „Prager Zeitung" entuzjastyczną recenzję, która zwróciła uwagę niemieckich i amerykańskich wydawców. Już pod koniec 1921 roku autor otrzymał propozycję wydania niemieckiego oraz zaliczkę w wysokości 100 dolarów za przyszłe wydanie amerykańskie.

Kradzione skarpetki

Tym pierwszym sukcesom towarzyszyła obojętność rodzimego środowiska literackiego i krytyków, co kilka lat później, już po międzynarodowym sukcesie powieści (którą do dzisiaj przełożono na 58 języków), Brod wytknął rodakom pisarza: „Byłem nie tylko autorem adaptacji teatralnej Szwejka, ale odkryłem go dla świata, dla Niemiec. Już w 1923 roku [pomyłka; w rzeczywistości jesienią 1921 roku – AK] jako pierwszy potraktowałem Haška serio, w wielokrotnie przedrukowywanym eseju doceniłem znaczenie jego genialnej ironii i przewrotnej wymowy [jego dzieła] dla literatury światowej i umieściłem go – ku powszechnemu zdumieniu – w jednym szeregu z Cervantesem i Rabelais,m".

Brod wspominał, że Hašek przed śmiercią (3 stycznia 1923) przeczytał jego esej i „po raz pierwszy poczuł się naprawdę doceniony". Mogło tak być – jako utalentowany autor krótkich opowiadań, przez całe życie marzył o napisaniu wielkiej powieści. Jego przyjaciel Julius Firt (skądinąd późniejszy wiceszef czechosłowackiej sekcji Radia Wolna Europa) wspominał, że Hašek w czasach studenckich podkradał współlokatorowi skarpetki (i nie płacił za czynsz), a gdy kolega poskarżył się gospodyni, zagroził: „Kiedyś się zemszczę, zobaczysz. Napiszę książkę, i ten najgłupszy i najobrzydliwszy typ będzie się nazywał Bretschneider!".

Genialną formułą, której Hašek szukał przez całe życie, okazała się powieść anegdota. „Wystarczy porównać »Przygody dobrego wojaka Szwejka« z »Wojną i pokojem« Tołstoja, żeby zobaczyć, na czym polega różnica – wyjaśnił mi kiedyś przy kawie wybitny eseista Josef Kroutvor. – W powieści Tołstoja wszystkie wydarzenia służą zilustrowaniu historiozoficznej tezy, to ona nadaje im sens. Natomiast powieść Haška jest w istocie komiksem, to ciąg banalnych epizodów, drobnych wydarzeń, które wprawdzie także składają się na obraz epoki, ale to wcale nie znaczy, że ukazują jakiś jej sens. Przeciwnie, pokazują, że tak naprawdę historia nie ma najmniejszego sensu. W każdym razie nie dla mieszkańca Europy Środkowej".

Jak wiadomo, zalążkiem książki było opowiadanie „Dobry wojak Szwejk" z 1911 roku. Pewnego razu Hašek zapytał żonę: „Nie wiesz, gdzie się zapodział ten kawałek papieru, na którym zacząłem pisać wczoraj wieczorem? Przysnąłem w trakcie pisania, a to był jakiś wyjątkowo dobry pomysł. Po prostu coś genialnego. A ja zasnąłem".

Papier szczęśliwie odnalazł się w kuble na węgiel. Lecz było na nim tylko kilka słów: „Dureń w kompanii". Hašek zrobił kwaśną minę, podrapał się po głowie, po czym w rzadkim u niego napadzie męki twórczej podyktował żonie wspomniane opowiadanie. Nie był jednak zadowolony z osiągniętego efektu. „To nie to. Wiesz, miałem wizję czegoś naprawdę nowego, niezwykłego. I przegapiłem to".

Dopiero kilka lat później, w galicyjskich okopach, podczas „wojny zakładów przemysłowych", gdzie „okopy to w istocie fabryki produkujące (...) prawdziwą, ostateczną śmierć" (jak pisał John Reed) – wizja wróciła. „I trzymała mnie przy życiu przez te wszystkie lata – opowiadał żonie. – Wiesz, na froncie, w Rosji, wszędzie. Zaczęło się we mnie kotłować, gdy tylko wybuchła wojna. Czułem, że coś się rodzi".

Jarmila była jednym z pierwszych czytelników książki i natychmiast odkryła, na czym polega jej sekret. „Zrozumiałam, że swój dowcip okupił cierpieniem, że zapłacił za swojego »Szwejka« ośmioma latami życia – i że niewiele mu go zostało".

Ich małżeństwo rozpadło się zaledwie rok po ślubie. Po powrocie z Rosji Hašek udawał przed synem „pana redaktora" – chłopiec był przekonany, że ojciec nie żyje. Dopiero gdy ukazał się pierwszy tom „Szwejka", nie wytrzymał i wyznał Richardowi prawdę. „Powiedział mu, że jest jego ojcem, i że napisał dla niego »Szwejka« – wspominała Jarmila. – Biegał potem z Rysiem przez trzy dni po górach, po lesie. I był taki szczęśliwy, że ma syna".

Autor jest eseistą, tłumaczem literatury czeskiej, redaktorem naczelnym wydawanego w Pradze kwartalnika „Aspen Review Central Europe". Ostatnio opublikował biografię Vaclava Havla (Czarne, 2014).

Źródła cytatów: Peter Demetz „1909: Aeroplány nad Bresciou", Praha 2003; Józef Magnuszewski „Słowiańszczyzna zachodnia i południowa. Studia i szkice literackie", Warszawa 1995; Klaus Wagenbach „Franz Kafka", Warszawa 2006; Enzo Traverso „Europejskie korzenie przemocy nazistowskiej", Warszawa 2011; Sylvie Richterová „Ticho a smích: studie z české literatury", Praha 1997; Aleksander Kaczorowski „Europa z płaskostopiem", Wołowiec 2006

Wśród niezliczonych zagadek, z których składa się biografia Jaroslava Haška, niepoślednie miejsce zajmuje kwestia jego domniemanych związków z Franzem Kafką. Obydwaj urodzili się wiosną 1883 roku w Pradze, historycznej stolicy Królestwa Czeskiego, która za ich życia przeszła niewiarygodną metamorfozę. O ile jeszcze w połowie XIX wieku miasto mogło jawić się niezorientowanemu przybyszowi jako na wskroś niemieckie, o tyle zaledwie 30 lat później, dzięki masowym migracjom ludności wiejskiej, rozwojowi rodzimego szkolnictwa, kultury narodowej i przedsiębiorczości, ukazało światu słowiańskie oblicze. Na 415 tysięcy Czechów przypadało już tylko 10 tysięcy Niemców i 25 tysięcy Żydów, spośród których większość (14 tysięcy) na co dzień posługiwała się językiem czeskim (z czego wynikła niebagatelna dla genius loci miasta okoliczność, iż większość niemieckojęzycznych prażan stanowili Żydzi).

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zemsta cudu
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury
Plus Minus
Kataryna: Panie Jacku, pan się nie boi
Plus Minus
Stanisław Lem i Ursula K. Le Guin. Skazani na szmirę?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Joanna Mytkowska: Wiem, że MSN budzi wielkie emocje