Jeśli im [farmerom] urodzi się zdeformowane jagnię, pozbywają się go. Bang!" – powiedział w kwietniu 2013 roku, podczas czatu z użytkownikami internetowego serwisu zajmującego się sprawami osób niepełnosprawnych, Collin Brewer. Tym samym ten niezależny radny z Kornwalii udzielił odpowiedzi na pytanie o swój stosunek do osób niepełnosprawnych. Swoje poglądy uzasadniał zbyt wysokimi kosztami utrzymywania niepełnosprawnych – jako analogię wskazywał farmera, który nie może sobie pozwolić na chore zwierzęta w swojej trzodzie.
Kiedy wybuchł skandal, a policja wszczęła w jego sprawie śledztwo, Brewer zarzekał się, że został źle zrozumiany, i przepraszał za swoją wypowiedź. Tyle że to nie był pierwszy raz. W 2011 roku powiedział w rozmowie z pracownikiem socjalnym, że niepełnosprawne dzieci kosztują za dużo i powinny być usypiane.
Po wypowiedzi o zdeformowanym jagnięciu Brewer zrezygnował ze stanowiska, ale po miesiącu, na początku maja 2013 roku, znów wystartował w wyborach i został ponownie wybrany.
Parę lat temu należał do Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), niedawno kreowanej na nową „trzecią siłę" w brytyjskiej polityce. Posługując się głównie hasłami antyimigranckimi, eurosceptycznymi i liberalnymi w sferze gospodarczej, partia, na której czele stał Nigel Farage, wygrała w Wielkiej Brytanii wybory do Parlamentu Europejskiego w 2013 roku, zdobywając 26,6 proc. głosów. Poniosła jednak klęskę w tegorocznych wyborach parlamentarnych i Farage podał się do dymisji.
Trudno dziś ściśle wiązać Brewera i jego eutanazyjne poglądy z UKIP, nie ma na to bezpośrednich dowodów. Ale przecież wyborcy, którzy na niego głosowali, czynili to też pewnie wtedy, gdy do tej formacji należał. Zaplecze kulturowe i społeczne jest więc takie samo lub podobne.
Zwłaszcza że to nie pierwszy problem UKIP z takimi kandydatami. W 2012 roku startujący do władz lokalnych hrabstwa Kent Goeffrey Clark powiedział, rozważając trudną sytuację w brytyjskiej służbie zdrowia, że generalnie jest przeciwko aborcji, ale może powinna być obowiązkowa w sytuacjach, gdy ma się urodzić dziecko z zespołem Downa albo rozszczepem kręgosłupa. Twierdził też, że problemem jest starzejące się społeczeństwo i eutanazja powinna być powszechnie dostępna, a osoby powyżej 80. roku życia muszą mieć dostęp do poradnictwa eutanazyjnego za darmo.
Potem było jak w przypadku Brewera: wybuchł skandal, UKIP odcięła się od nieszczęsnego działacza, a ten stwierdził, że został źle zrozumiany.
UKIP ostatnio poniósł klęskę, ale w dużej mierze przez to, że mainstreamowa Partia Konserwatywna przejęła część jej izolacjonistycznych i antyimigranckich postulatów. A to pokazuje, że w Europie Zachodniej można już być „niepoprawnym politycznie", ale w ściśle określonym sensie. W Polsce niektórzy prawicowcy uważają to za pozytywne zjawisko, znak, że Europa skręca albo może skręcić na prawo, że kończy się okres bezideowej centroprawicy, niewiele się różniącej od lewicy. Niby tak, ale warto się zastanowić, jaka jest ta nowa prawica.
Polityczna niepoprawność
W 2012 roku zaistniała w Holandii znamienna sytuacja. Rząd bezbarwnej centroprawicy, Partii Ludowej na rzecz Demokracji i Wolności, z premierem Markiem Ruttem na czele, utrzymywał się u władzy dzięki cichemu poparciu Partii Wolności. Jej lider Geert Wilders, zresztą były katolik, który wystąpił z Kościoła, zbudował swoją popularność na atakowaniu imigrantów. Najpierw islamskich, a potem doszli do tego przybysze z krajów Europy Środkowej.
Europejskie salony wyznaczały Wildersowi rolę złego ksenofobicznego watażki politycznego, który burzy porządek w europejskim „kryształowym pałacu". Był ścigany przez prokuratury i sądy w różnych krajach. Wilders atakował też islam jako taki – słynny jest zrobiony przez niego w 2006 roku film „Fitna" (po arabsku: zło) składający się ze zmontowanych scen makabrycznej przemocy dokonywanej przez islamistów. A w Polsce głośno było o jego innej inicjatywie, stronie internetowej, na której Holendrzy mogli zgłaszać skargi na pracowników z Europy Środkowej, głównie z Polski.
Po wyborach w 2010 roku Wilders przestał być marginesem, stał się poważnym graczem. Zaproszenie przez Ruttego do współpracy z jego ugrupowaniem było nobilitacją, wejściem do wyższej ligi politycznej.
Jednak po dwóch latach, wiosną 2012 roku, umowa z Partią Wolności posypała się, ale nie z powodu imigrantów, tylko kwestii budżetowych – Rutte chciał reform, większych cięć i ograniczenia deficytu. Aby przetrwać, rząd musiał znaleźć nowego koalicjanta.