Rap w rocku i rock w rapie. Jak hip-hop zawłaszczył muzykę rockową

Świat rapu oszalał na punkcie rocka. Na najnowszej płycie Post Malone'a śpiewa Ozzy Osbourne z towarzyszeniem gitary solowej. Polscy raperzy pod szyldem Taconafide porównali się z Metallicą i Led Zeppelin.

Publikacja: 13.09.2019 09:00

Post Malone swoje uwielbienie dla rocka łączy z podziwem dla hedonizmu gwiazd

Post Malone swoje uwielbienie dla rocka łączy z podziwem dla hedonizmu gwiazd

Foto: Fotorzepa, Brandon Bowen

O tym, jakie nagrania sprzedają się najlepiej na świecie, mówią fakty. W 2018 roku, jak podał Nielsen, ponad 31 proc. globalnego rynku fonograficznego należało do hip-hopu i R&B, zaś do rocka tylko 23 proc. O przewadze raperów nad rockmanami zdecydowało zwycięstwo w formacie cyfrowym, przede wszystkim zaś w portalach streamingowych. Rockowcy rządzą w segmencie CD i płyt winylowych, tyle tylko, że jest to pyrrusowe zwycięstwo, bo rynek CD akurat się kurczy. Gdy streaming urósł w 2017 r. o ponad 40 proc., tradycyjne nośniki straciły 5 proc.




Warto podkreślić, że w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedających się artystów 2018 roku byli raperzy lub flirtujący z rapem Ed Sheeran, Drake, Kendrick Lamar, Eminem, The Weeknd, The Chainsmokers, a na końcu stawki dwa zespoły: Imagine Dragons oraz Linkin Park.

Kolejną złą wiadomością dla środowiska rockowego jest ta, że w 2018 roku wśród najlepiej sprzedających się płyt na największym rynku świata – w Ameryce, nie było żadnej rockowej. Tym bardziej dziwi proces, który dobrze opisał w przeszłości jeden z najprzebieglejszych polityków nowożytnej Europy – Talleyrand. Był biskupem, a potem zwolennikiem rewolucji francuskiej. Wrogiem Napoleona, następnie jego ministrem. I ponownie opozycjonistą, który sygnował ustalenia kongresu wiedeńskiego. A w końcu promotorem rewolucji lipcowej 1830 roku i króla Ludwika Filipa. Słowem: nie było takiej formy władzy, której Talleyrand nie współtworzył. To on ukuł powiedzenie, które teraz mogliby powtórzyć wobec raperów rockmani: wszystkich tych, którzy myśleli, że nas pokonali i kupili – sprzedaliśmy z zyskiem. Bo rockmani nigdy nie byli tak popularni w środowisku raperów jak teraz, gdy zostali przez nich w rynkowej grze pokonani.

Raper zaprasza do piekła

Przykład Post Malone'a jest znaczący, bo to najpopularniejszy artysta w Ameryce, kolebce hip-hopu, dobrze znany polskim fanom z zeszłorocznego Open'era i tegorocznego Kraków Live Festivalu. W amerykańskim podsumowaniu 2018 roku zajął pierwsze miejsce, sprzedając 1,7 mln egzemplarzy albumu „Beerbongs & Bentleys" oraz zamykając pierwszą dziesiątkę płytą „Stoney" (800 tys. egzemplarzy). W najnowszym albumie „Hollywood's Bleeding", który wyszedł w miniony weekend, zaprosił on do zaśpiewania „Take What You Want" Ozzy'ego Osbourne'a, jedną z najsłynniejszych i rozpoznawalnych postaci rocka, założyciela hardrockowej formacji Black Sabbath. Przekładając dzisiejsze relacje rocka i rapu na realia muzyki lat 60., to tak jakby Elvis Presley czy The Beatles zaprosili do studia Franka Sinatrę. A tego przecież nie zrobili, tylko ogłosili się nowymi królami muzyki. Tymczasem Post Malone pieje z zachwytem o swojej współpracy z Ozzym.

– Byłem w Utah, bo akurat miałem przerwę w tournee – powiedział Apple TV. – Ozzy przyszedł do domu Watta, jednego z moich producentów albumu. Watt zadzwonił i powiedział, że Ozzy chce nagrać ze mną piosenkę. Ozzy to maniak, ale jest wielki. Taka też była moja rozmowa z Ozzym. Coś wielkiego. To był dla mnie zaszczyt i duże wyróżnienie. Zaś Osbourne wyznał, że nowa piosenka to najlepsza rzecz, jaką zrobił od czasów Black Sabbath.

Generalnie promocja najnowszej płyty rapera żywi się przeszłością. Z myślą o niej wyprodukowano specjalny odcinek talk-show Jimmy'ego Fallona, nadając mu formę wyprawy do średniowiecza, z kostiumami, zamkiem i rycerskim turniejem. Nic dziwnego, że część młodych fanów jest zdezorientowana. W mediach społecznościowych pyta, kim jest Ozzy Osbourne? Może sądzić, że średniowiecznym rycerzem z okładki albumu „Paranoid" Black Sabbath.

To nie pierwszy owoc fascynacji rockiem u Post Malone'a, który przed laty grał w hardcore'owym zespole. W niezbyt wyrafinowanym utworze „Rockstar", gdzie śpiewał o korzystaniu z towarzystwa frywolnych dziewcząt i faszerowaniu się pigułkami, wspomina też przedwcześnie zmarłych wokalistę Bona Scotta z AC/DC i Jima Morrisona z The Doors oraz dziewczynę, która zachęcała rapera do większej erotycznej otwartości słowami hitu „Light My Fire". W piosence znalazło się też nawiązanie do klasycznego arsenału rockowych skandali, czyli wyrzucania telewizorów przez hotelowe okna. W styczniu 2018 r. trafiła ona na szczyt globalnej listy przebojów Spotify i spędziła w czołówce 108 dni. W maju 2018 roku została wyróżniona Billboard Music Awards jako najlepsza rapowa kompozycja.

Heroldem rockowej mody jest wspominany w „Rockstar" raper Lil Uzi Vert. I tym razem przedstawiciela hip-hopu zaintrygował w rocku prowokujący styl życia. Lil Uzi jest zafascynowany Marilynem Mansonem, przedstawicielem horror rocka. Raper wielokrotnie podkreślał, że urodził się w 1994 roku, kiedy Manson wydał debiutancką płytę, a dojrzewał muzycznie wraz z rozwojem jego kariery, uznając krążek „Mechanical Animals" Mansona za najlepszy album w historii. Wyjątkowym hołdem było zamówienia łańcucha, który zawisł na szyi rapera, a którego zwieńczeniem była diamentowana, opalizująca podobizna Marilyna Mansona w czapeczce Myszki Miki. Jak twierdzi jubiler, biżuteria ze stukaratowych diamentów kosztowała 100 tys. dol. Musiała zrobić na Marilynie wrażenie, ponieważ nie szczędził Lilowi komplementów. – Kiedy patrzę na niego, widzę w nim tyle energii, ile sam miałem w jego wieku. Zaskakuje mnie sympatia raperów. Nagrywać ze mną chciał także Rick Ross – powiedział.

Lil i Manson zapowiadali w 2017 roku nową płytę, skończyło się na przechwałkach oraz tym, że raper publikował fotosy Mansona palącego Biblię. Straszył też fanów podczas koncertów, że jeśli nie pójdą do nieba, trafią z nim do piekła. Na wielu koncertach rapera paradował również w koszulce z logo zespołu Kiss. Artystycznie nawiązywał nie do niego, lecz do melodramatycznych rockowych zespołów spod znaku emo – Paramore czy My Chemical Romance. I to ich estetykę przeniósł w świat hip-hopu.

Raper Lil Peep, podobnie jak Lil Uzi, był zafascynowany przedstawicielami emo rocka, w tym Panic! At The Disco, a także Radiohead, Slayerem, Red Hot Chili Peppers oraz tragicznie zmarłym Kurtem Cobainem. Właśnie liderowi Nirvany zadedykował wideo i kompozycję „Cobain". I tym razem podobieństwo rapera do rockmana występuje w depresyjnym kontekście. Jak wiadomo, lider Nirvany żył w toksycznym związku z Courtney Love, którą podejrzewano nawet o ostateczny dramat muzyka. Lil tworzy analogię, rapując, że związał się, delikatnie mówiąc, z dziewczyną o podejrzanej konduicie i nadużywa narkotyków. Obsesyjnie pojawiały się u niego myśli samobójcze. Właśnie to obserwując, wspomniana w piosence dziewczyna nazwała Lila Cobainem. Niestety, miała rację. Raper zmarł wskutek nadużycia zmiksowanych substancji antydepresyjnych. Miał 21 lat.

Każdy, kto choć raz słyszał Nirvanę, może być zaskoczony tym, że czołowa grupa grunge stanowi inspirację dla raperów, którzy wielokrotnie do niej nawiązywali, cytując słowne i muzyczne fragmenty we własnych nagraniach. Jay-Z na płycie „Magna Carta... Holy Grail" (2013) nawiązał do największego przeboju Nirvany „Smells Like Teen Spirit" w piosence „Holy Grail", która zyskała wielką popularność również dzięki partii Justina Timberlake'a. Tematem przewodnim jest koszt sławy. Cytując fragment „Wszyscy jesteśmy artystami", Jay-Z stworzył portret artysty zaszczutego przez media, paparazzich, upodabniającego się do innych gwiazd poprzez tatuaże, otoczonego rosnącym gronem interesownych przyjaciół i niemogącego wyjść spokojnie z domu z córką na spacer. Piosenka, która stała się książkowym przykładem utworu o przyciągającej i odpychającej sile sławy, rozeszła się na singlu w ponad 3 milionach egzemplarzy i otrzymała w 2014 roku Grammy. To nie było ostatnie słowo Nirvany w rapie. Ostatnio „In Bloom" przypomniał w piosence „Panini" Lil Nas X - autor największego hitu roku „Old Town Road", nawiązującego do stylistyki country.

Jazz-rockowe zaskoczenie

Jedną z najbardziej intrygujących przygód muzycznych łączących pokolenia była płyta „My Beautiful Twisted Dark Fantasy" Kanye Westa z 2010 roku. Rodzice, którzy słuchali rocka, mogli usłyszeć dobiegające z pokoju dzieci rapowe dźwięki, a jeśli nawet nie przypadały im do gustu, w kompozycji „Hell Of A Life" znajomo brzmiał cytat z „Paranoid", przeboju Black Sabbath. Dzieci pytały, co to jest Black Sabbath, a rodzice byli w jeszcze większym szoku, dziwiąc się, skąd brała się u rapera znajomość jazz-rocka, bo na kompozycję „Power" złożył się cytat „21st Century Schizoid Man" King Crimson. Z kolei w otwierającym płytę „Dark Fantasy" znalazł się fragment „In High Places" Mike'a Oldfielda z udziałem Jona Andersona. W „So Appalled" – „You'are – I am" słyszymy Manfred Manna.

Kanye West zbliżył się do rocka jeszcze bardziej, zapraszając do pracy nad kolejnym albumem „Yeezus" Ricka Rubina, któremu zawdzięczają sukcesy Metallica i Red Hot Chili Peppers. Zadanie, jakie powierzył Rubinowi raper, polegało na oczyszczeniu nagrań ze zbędnych elementów. Efekt był szokujący. Trudno uwierzyć, by hip-hopowa gwiazda znała węgierski zespół Omega. Tymczasem Rubin dołożył do „New Slave" fragment cieszącej się wyjątkowym uznaniem w Polsce „Dziewczyny o perłowej włosach".

Rick Rubin był też współodpowiedzialny za kształt płyty Eminema „The Marshall Mathers LP 2" z 2013 roku. W „Rhyme Or Reason" słyszymy szlagier niemal zapomnianej formacji Zombies „Time Of The Season", który dla Emimena stał się wyjątkową inspiracją. Zaś w „So Far..." pojawiają się dźwięki „Life's Been Good", jednego z najsłynniejszych gitarzystów w historii rocka – Joego Walsha z The Eagles.

W dążeniu do rockowej kreacji Kanye West był jednak od Eminema bardziej zdecydowany. W jego piosence „Only One" zaśpiewał sam Paul McCartney, który występuje też w „FourFiveSeconds" – tercecie z Kanye i Rihanną. Miała powstać cała płyta, ale skończyło się na singlach. Choć dla samych gwiazd spotkanie było intrygujące, fani nie odpowiedzieli zmasowanym atakiem na portale streamingowe. Biorąc pod uwagę znaczenie gwiazd – rynkowe powodzenie tria było umiarkowane. Może dlatego McCartney zrezygnował z oferty Kanye Westa, gdy chciał wyprodukować najnowszą płytę eks-Beatlesa „Egypt Station".

„Ale nie da się jednak ukryć, że dla wielu młodych ludzi jestem odkryciem, którego dokonał Kanye. Wcześniej mnie nie znali! Mogę więc powiedzieć, że zawdzięczam mu karierę. Oczywiście, to żart." – powiedział McCartney „GQ".

Z kolei Jack White w 2014 r. nagrał wiele piosenek we współpracy z Jay-Z. Niestety do dziś nie ukazały się na płycie. „Myślę, że piosenki się nie spodobały" – powiedział White dla Pitchforka.

Wcześniejszą próbą połączenia gatunków był album „Collision Course" (2004) nagrany przez Jay-Z z Linkin Park. Wszystko zaczęło się od spotkania w The Roxy Theatre w Hollywood na zamówienie MTV. Część młodej publiczności uważała, że powstało coś w rodzaju muzycznego Frankensteina, inni pieli z zachwytu. Przy pozornej odmienności rap i nu metal mają punkty wspólne. Co prawda Jay-Z nie używa gitar tak chętnie jak Outkast, ale muzycy Linkin Park wraz z Korn czy Limp Bizkit są przedstawicielami pokolenia chętnie wykorzystującego rap, sample, skrecze i automatyczną perkusję.

O tym, że romans rocka i rapu może być korzystny dla artystów obu gatunków, przekonuje kariera Puff Daddy. Stał się rozpoznawalny dla szerokiego grona słuchaczy dopiero po tym, kiedy opłakiwał śmierć swojego ziomka Notoriousa B.I.G., rapując w 1997 roku. „I'll Be Missing You" do motywu „Every Breath You Take" z płyty „Synchronicity" The Police. Także w Polsce było to jedno z najważniejszych nagrań, które otworzyło amerykańskim raperom drogę do komercyjnych mediów. Piosenka zadebiutowała na pierwszym miejscu amerykańskiej listy przebojów, zdobyła Grammy. A choć to kompozytor, czyli Sting, zgarnął wszystkie tantiemy - raperowi i tak się opłacało. Singiel rozszedł się na świecie w ośmiu milionach egzemplarzy, zaś album, na którym został wydany, tylko w Ameryce kupiło 7 mln fanów. To jest największy fonograficzny sukces rapera. Od tamtego czasu jego majątek urósł do blisko miliarda dolarów.

Raperzy pomagali też podupadłym rockmanom. W 1985 roku Run-D.M.C. zaprosili do wykonania „Walk This Way" autorów tej kompozycji, czyli Aerosmith. W teledysku muzycy symbolicznie burzyli ścianę dzielącą ich sale prób. Warto przypomnieć, że Steven Tyler i Joe Perry byli wtedy dawnym wspomnieniem swojej wielkiej sławy z lat 70. I to właśnie od wspólnego występu z Run-D.M.C. zaczął się ich wielki comeback. Poczynając od 1987 roku, nagrali swoje najlepsze płyty „Permanent Vacation", „Pump" i „Get A Grip".

Były też zespoły, które same potrafiły łączyć ekspresję rocka i rapu. Palma pierwszeństwa należy do Beastie Boys. Klasycy rapu zaczynali w 1979 roku w punkowej kapeli Young Aborigines. Ale prawdziwą karierę datują od singla „Cooky Puss" utrzymanego w klimacie eksperymentalnego hip-hopu. Łącznie sprzedali 50 mln albumów i zostali wprowadzeni, uwaga!, do Rock And Roll Hall Of Fame. Równie wielką sensacją jak żydowscy raperzy z Nowego Jorku byli czarni muzycy Body Count, grupy założonej w 1991 roku. Ice-T do dziś rewelacyjnie rapuje do ciężkich hardrockowych riffów. Podobną tradycję reprezentuje supergrupa Prophets Of Rage złożona z muzyków Cypress Hill i Rage Against The Machine.

Polska Metallica

Polscy raperzy też robią aluzje do rocka lub wspominają jego gwiazdy. Kacperczyk nagrał piosenkę „Iggy". I jemu rock kojarzy się z wielką sławą i pieniędzmi. Pyta słuchaczy, kto zafunduje mu teledysk za 50 tys. Występując w klipie nagranym na zdewastowanych warszawskich podwórkach, wzdycha, że jest tylko jeden jedyny Iggy Pop. Amerykańska gwiazda zrewanżowała się za miłe nawiązanie i wspomniała polskie nagranie na Facebooku.

Z rodzinnych względów z rockowymi wątkami wiąże się kariera i muzyka Holaka, który zaczynał w indie-rockowym zespole Kumka Olik. A jego ojciec Stanisław w latach 80. dał się poznać w znanej z Jarocina formacji Malarze i Żołnierze. Syn i ojciec niedawno połączyli siły, nagrali album „Niewidzialna droga do domu", wystąpili m.in. na Malta Festivalu i Open'erze. Holak nie ukrywa, że transfer do rapu z muzyki rockowej zajął mu zbyt wiele czasu.

Motyw rockowej gwiazdy w amerykańskim stylu – marząc o wielkich pieniądzach i kabriolecie – rozwija raper White 2115. W „Rockstar" rapuje:

„Chcę żyć jak gwiazdy rocka

Chcę widzieć to jak dojrzewam na fotach

Chcę widzieć moje imię na billboardach

Niech to spełnia się, spełnia się". A oprócz złotego łańcucha na jego piersi można zauważyć tatuaż o treści „Rockstar".

Najgłośniej komentowanym w ostatnich latach rapowym nawiązaniem do rocka była jednak „Metallica 808" autorstwa Taconafide. Gwiazdorski duet pozycjonował się po stronie takich wielkich gwiazd jak The Beatles, Led Zeppelin, Guns N' Roses, które gromadziły tłumy w halach, dystansując się od obśmiewanego Nickelbacka. W piosence duetu jest też odwołanie do krajowej Republiki i Grzegorza Ciechowskiego. „Tak, tak, ten w lustrze to niestety ja

Ta scena świeci, choć od fleszy dzielą ciemne szkła

Tak, tak, ten w lustrze to niestety ja".

Oczywiście polskim raperem, który najwcześniej prezentował związki z rockiem, jest Kazik Staszewski, lider Kultu. Na wydanej w 1993 r. płycie „Spalaj się" w kompozycji tytułowej wykorzystał „Paranoid" Black Sabbath.

Tymczasem Lil Uz podczas australijskich koncertów pośród typowych raperskich przechwałek mówił o sobie, że jest ostatnią na świecie żyjącą rockową gwiazdą. W 2015 r. fani Kanye Westa usłyszeli, że oglądają najlepszy rockowy show na świecie. Bombastyczne słowa padły z głównej sceny największego europejskiego festiwalu Glastonbury.

W 2018 r. Kanye West poszedł jeszcze dalej. Zgłosił piosenkę „Free" do nominacji w dwóch rockowych kategoriach Grammy. Skończyło się na planach i irytacji części rockowego środowiska. Sebastian Bach, wokalista Skid Row, powiedział: „Kanye nie jest gwiazdą rocka, tylko idiotą". Na Twitterze radził mu przebieżkę oraz wypalenie jointa, a w innym wywiadzie tłumaczył, że żadna gwiazda rocka nie ma w zwyczaju mówić, że jest gwiazdą rocka. Może to i prawda. Jednego raperom odmówić nie można. Szczerości. Led Zeppelin śpiewali o schodach do nieba, władcach pierścieni i w tym mistycznym uniesieniu demolowali hotele. Raperzy nie ukrywają w tekstach swoich „rockowych" ekscesów, a wręcz nimi epatują. Chyba że są to tylko typowe dla rapu przechwałki o byciu niegrzecznym chłopcem.

O tym, jakie nagrania sprzedają się najlepiej na świecie, mówią fakty. W 2018 roku, jak podał Nielsen, ponad 31 proc. globalnego rynku fonograficznego należało do hip-hopu i R&B, zaś do rocka tylko 23 proc. O przewadze raperów nad rockmanami zdecydowało zwycięstwo w formacie cyfrowym, przede wszystkim zaś w portalach streamingowych. Rockowcy rządzą w segmencie CD i płyt winylowych, tyle tylko, że jest to pyrrusowe zwycięstwo, bo rynek CD akurat się kurczy. Gdy streaming urósł w 2017 r. o ponad 40 proc., tradycyjne nośniki straciły 5 proc.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi