Liberał nie kocha gender?
Gdyby rzecz dotyczyła świata polityki – byłoby prościej. Konserwatyści kontra liberałowie lub odwrotnie. Frakcja konserwująca status quo przeciw rewolucjonistom. Świat nie jest wprawdzie czarno-biały nawet w polityce, ale umówmy się, że w tej rzeczywistości podobne szufladki mniej więcej się sprawdzają, a w każdym razie pomagają w określeniu „who is who" na mapie ideowo-politycznej. W przypadku podziałów doktrynalno-duszpasterskich w Kościele ta kalka pojęciowa najczęściej się nie sprawdza. Pomijając skrajne przypadki, gdy sami zainteresowani umieszczają siebie na wyraźnie przeciwległych biegunach – albo wprost sprzecznych nie tylko z Ewangelią, ale i ze zdrowym rozsądkiem (np. postulaty uznania za małżeństwa związków homoseksualnych i kościelne błogosławienie im), albo radykalnie odrzucających jakąś część Tradycji Kościoła (np. uznanie za niewiążący lub wręcz heretycki ostatni sobór) – najczęściej bogactwo życia Kościoła sprawia, że zwyczajnie śmiesznie brzmi przypinanie poszczególnym biskupom, kapłanom czy świeckim łatek w rodzaju „liberał" czy „konserwatysta". To bardziej epitety, wynikające z nieukrywanej niechęci wobec tej czy innej osoby, niż pojęcia mające cokolwiek wspólnego z prawdą o przeżywaniu przez nią wiary, Kościoła i rozumieniu rzeczywistości. Żeby nie szukać daleko, skupmy się na omawianych tutaj „modelach", czyli przeciwstawianych sobie osobach papieża Franciszka i kard. Müllera.
Pierwszego szeroko rozumiana lewica uznała początkowo za „swojego" – co niechętni papieżowi uznali za potwierdzenie swoich uprzedzeń – gdy w wypowiedziach papieskich powtarzały się wątki „antyklerykalne" (a tak naprawdę ewangeliczne oczyszczanie Kościoła z wszelkiej fasadowości i gry pozorów), „ekologiczne" (będące w gruncie rzeczy rozwinięciem biblijnej i franciszkańskiej troski o podarowany ludziom przez Stwórcę świat), „lewicowe" (podkreślające wrażliwość na ubogich, uchodźców i niesprawiedliwość społeczną w duchu „Wszystko, co uczyniliście... wszystko czego nie uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych...") czy wreszcie „liberalne" (w istocie będące wyrazem duszpasterskiej troski o pozostające na marginesie życia Kościoła zagubione owce). Jakież musiało być zdziwienie i jednych, i drugich – lewicowych fanów i prawicowych recenzentów – gdy ten sam papież nazwał promocję gender w szkołach „ideologiczną kolonizacją". Powiedział to najpierw w czasie wizyty w Gruzji: „Dziś trwa wojna światowa, aby zniszczyć małżeństwo. Nie niszczy się małżeństwa wojnami, ale niszczy się je ideami, poprzez kolonizację ideologiczną. Trzeba się bronić przed kolonizacją ideologiczną". Później powtórzył to samo na spotkaniu z polskimi biskupami w katedrze na Wawelu: „W Europie, w Ameryce, w Ameryce Łacińskiej, w Afryce, w niektórych krajach azjatyckich istnieje prawdziwa kolonizacja ideologiczna. Jedną z nich – mówię to jasno z »imienia i nazwiska« – jest gender!". Równie stanowcze wypowiedzi przeciwko aborcji i innym „świętościom" ideologicznej lewicy sprawiły, że Franciszek trochę skomplikował obraz tym, którzy chcieli widzieć w nim ikonę „postępu" w Kościele.
Konserwatysta wyzwolenia
Ale i osoba kardynała Müllera utrudnia życie wszystkim, którzy chcieliby postrzegać go jako antytezę papieża Franciszka. Wprawdzie został powołany na to stanowisko w 2012 r. przez Benedykta XVI, ale warto pamiętać, że tradycjonaliści bali się wówczas... lewicujących poglądów Müllera! „Nowy prefekt Kongregacji Nauki Wiary budzi obawy konserwatystów" – grzmiały nagłówki. Powód? Bliska znajomość prefekta Müllera z jednym z czołowych przedstawicieli teologii wyzwolenia, Gustavo Gutiérrezem. Latynoski ruch, będący mieszanką inspiracji ewangelicznych z ideologią marksistowską, był jednym z największych problemów, z jakimi musiał radzić sobie Jan Paweł II i wspierający go w tej walce kard. Ratzinger. Dlatego podejrzenia o nieortodoksyjność poglądów kard. Müllera były dla tradycjonalistów i szeroko rozumianej kościelnej prawicy dość naturalne. Podkreślano, że kardynał od 15 lat regularnie jeździł do Peru, gdzie miał rzekomo edukować się u Gutiérreza, przypominano, że w 2008 r. na peruwiańskim Papieskim Uniwersytecie Katolickim, uchodzącym za naukowy bastion teologów wyzwolenia, kard. Müller nie tylko otrzymał tytuł doktora honoris causa, ale również publicznie chwalił teologię Gutiérreza, nazywając ją... ortodoksyjną. A już zupełnym kłopotem dla dzisiejszych stronników kardynała muszą być jego poglądy (trudno powiedzieć, czy tylko dawne, czy również obecne) na temat zbliżenia ze schizmatyckim, tradycjonalistycznym Bractwem św. Piusa X, które nie uznaje Soboru Watykańskiego II, czego Müller był raczej przeciwnikiem, a czego zwolennikiem z kolei jest... uważany za liberała papież Franciszek! Co więcej, wiele gestów i konkretnych decyzji papieża sugeruje, że pojednanie tzw. lefebrystów z Rzymem jest dzisiaj bliższe niż za pontyfikatu uchodzącego za tradycjonalistę Benedykta XVI. I gdzie tu polityczna logika podziałów na „liberałów" i „konserwatystów"?
Również następca kard. Mullera, abp Luis Francisco Ladaria Ferrer, nie pasuje do tego manichejskiego podziału na "tych" i "tamtych". Ten znakomicie wykształcony i skromny hiszpański jezuita (urodzony na Majorce w 1944 r.), nie dość, że od 1995 r. był konsultorem Kongregacji Nauki Wiary (a więc jeszcze za czasów Jana Pawła II), nie dość, że w 2004 r. został sekretarzem generalnym Międzynarodowej Komisji Teologicznej, to na dodatek w 2008 r. Benedykt XVI mianował go sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary. Krótko mówiąc, to nie jest tak, że Franciszek pozbywa się konserwatystów i obsadza stanowiska "podejrzanymi" liberałami. O nowym prefekcie KNW mówił niedawno portalowi Gość.pl ks. prof. Jerzy Szymik, który zna go osobiście: "Mogę o nim powiedzieć same dobre rzeczy. To człowiek, który nie daje się ponieść emocjom, który ogromnie dużo wie, jest bardzo dobry z patrologii, świetnie wykształcony teologicznie, ale także językowo (...) Ma cechę, która pomoże mu tam, dokąd poszedł teraz. W przypadkach gdy dochodziło w komisji do różnicy zdań, potrafił wysłuchać do końca i zaproponować kompromis".
W obronie papieża
Wracając do kard. Mullera, trzeba powiedzieć, że nawet w sprawie, która jest osią dzisiejszego największego podziału, czyli sporu o interpretację adhortacji „Amoris laetitia", jego stanowisko wcale nie było tak oczywiste, jak chcieliby jego konserwatywni obrońcy. Kiedy we włoskiej prasie został opublikowany list czterech kardynałów, domagających się od papieża rozwiania wątpliwości w sprawie kluczowych pytań (czy, na jakiej podstawie i w jakich konkretnych przypadkach osoby żyjące w nowych, niesakramentalnych związkach i nierezygnujące ze współżycia seksualnego mogą przyjmować komunię św.), kard. Müller powiedział tylko, że „Kongregacja Nauki Wiary działa i mówi zgodnie z autorytetem papieża i nie może brać udziału w konflikcie poglądów". Widać w tym było pewną roztropność kardynała, który z jednej strony chciał zachować lojalność wobec papieża, z drugiej był jednak świadomy, że różne interpretacje adhortacji stanowią realny problem, przed którym staje Kościół. Na pytania o biskupów, którzy powołując się na dokument, dopuszczają osoby rozwiedzione do komunii świętej, powtarzał w wielu wywiadach, że papież jako Następca Piotra i Namiestnik Chrystusa nie może głosić nauczania, które stoi w jawnej opozycji do słów Jezusa. Papież i magisterium mają jedynie interpretować te słowa, a doktryna o nierozerwalności małżeństwa jest całkiem jasna. Dodajmy, że cała adhortacja i zawarta w niej myśl Franciszka również stoi na zdecydowanym stanowisku o nierozerwalności małżeństwa. Więcej, jest piękną katechezą, która ma przygotować świeckich do świadomego udzielenia sobie tego sakramentu, a cały Kościół, w tym duchownych, do głębokiego przygotowania młodych ludzi do tego wydarzenia i towarzyszenia im w codzienności, by unikać sytuacji, które sprawiają, że szerzy się prawdziwa współczesna plaga, jaką są rozwody. I kard. Müller zdawał się dobrze bronić myśli, jaka przyświecała papieżowi, który pisze o towarzyszeniu i rozeznawaniu konkretnych sytuacji konkretnych osób. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary wyjaśniał, że papież chce pomóc ludziom, którzy żyją w zsekularyzowanym świecie i nie rozumieją w pełni, czym jest chrześcijańskie życie: „Papież nie chce im mówić: albo przyjmiecie wszystko, albo jesteście wykluczeni. Chce abyśmy wszystkich tych ludzi, którzy nie są związani z Kościołem i mają pewne trudności, my jako dobrzy pasterze doprowadzili do pełnego przyjęcia doktryny chrześcijańskiej".
Argentyna wyznacza trendy
Wydaje się jednak, że kard. Müller zrezygnował w końcu z bronienia papieskiej intencji zawartej pod punktem 305. adhortacji: „Ze względu na uwarunkowania i czynniki łagodzące możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu osoba, która nie jest subiektywnie winna albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej, może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości, otrzymując w tym celu pomoc Kościoła". Jeszcze „słynniejszy" (czyt.: budzący największe kontrowersje) okazał się przypis nr 351, który mówi (przyznajmy, dość niejasno) o „pewnej pomocy sakramentów" w „pewnych przypadkach". Kardynał Müller pytany o tę kluczową dla sporu kwestię odpowiadał, zgodnie z nauką Kościoła, że warunkiem przystąpienia do komunii św. jest nawrócenie i postanowienie poprawy. I dodawał: „Oznacza to zatem, że przypis ten dotyczy wyłącznie takich przypadków, gdy penitenci są gotowi żyć jak brat z siostrą".