Na początku 1952 roku reporter „Dziennika Bałtyckiego" Franciszek Fenikowski relacjonował: „Jesienią ubiegłego roku jeździłem po Wybrzeżu z albańskim dziennikarzem Niko Nishku. Po porcie gdyńskim, gdzie właśnie wydobyto wrak Gneisenau, obwoził nas motorówką motorzysta PRO (Polskiego Ratownictwa Okrętowego) Stanisław Supłatowicz. Przy tej okazji dowiedziałem się niezwykłych kolei życiowych gdyńskiego »portowca«. Supłatowicz urodził się daleko od Polski. Matka jego była Polką, ojciec Indianinem. Poza metryką świadczą o tym zresztą rysy Stanisława, którego twarz żywo przypomina znanych nam dobrze z książek Coopera czy Curwooda bohaterskich Mohikanów i Inkasów. Ale nie o tym chciałem mówić. Supłatowicz, przyjechawszy przed wojną do ojczyzny, marzył o tym, żeby dostać się do którejś ze szkół artystycznych. Pociągała go bowiem plastyka. Niestety, marzeń tych nie udało mu się zrealizować. Po długim poszukiwaniu znalazł zajęcie w... cyrku. Dopiero po wojnie, kiedy rozpoczął pracę w Gdyni, może rozwijać swój talent w ognisku plastycznym".
W dalszej części artykułu autor pisze o rozwoju ognisk artystycznych na powojennym Wybrzeżu, dzięki czemu tacy zdolni samoucy jak Stanisław Supłatowicz mogą rozwijać talent w socjalistycznej ojczyźnie. Fenikowski dodaje kolejną legendarną kartę do przedwojennego życiorysu Supłatowicza w Polsce, czyniąc z niego pracownika cyrku. Właściwie cała legenda Sat-Okha będzie budowana w ten właśnie sposób: przez dokładanie do niej najbardziej nieprawdopodobnych elementów, zwykle bez powoływania się na jakiekolwiek źródła. (...)
Wbrew legendzie Sat-Okha po rozwiązaniu Armii Krajowej rozkazem generała Leopolda Okulickiego z 19 stycznia 1945 roku Supłatowicz nie został w lesie ani nie trafił do więzienia. Nie siedział również w latach pięćdziesiątych: jeśliby siedział, to ślad po wyroku musiałby się znaleźć w jego dokumentach wojskowych czy pracowniczych, a żadnych takich śladów nie ma.
Tuż po wyzwoleniu Radomia w styczniu 1945 roku Supłatowicz zgłasza się na ochotnika do wojska i 10 marca rozpoczyna naukę w Centralnej Szkole Oficerów Polityczno-Wychowawczych w Łodzi. To była kuźnia oficerów politycznych „Odrodzonego Wojska Polskiego", jak wówczas nazywano polską armię. Kształtowała się w czasie ofensywy Armii Czerwonej i I Armii Polskiej. Powstała 15 lipca 1944 w Boguni pod Żytomierzem, zastępując prowadzone dotychczas szkolenia: Kurs Oficerów Polityczno-Wychowawczych i Frontowe Kursy Oficerskie. (...)
Wraz z postępem frontu szkoła zmieniała siedzibę. Do kwietnia 1945 znajdowała się w Lublinie, a potem przeniesiono ją do Łodzi. Trafiali do niej głównie sprawdzeni członkowie komunistycznych organizacji z rodzin chłopskich i robotniczych, choć sporadycznie zdarzali się ludzie z przeszłością w Armii Krajowej i Batalionach Chłopskich. Supłatowicz wielokrotnie twierdził, że poszedł do wojska w celu uniknięcia szykan ze względu na AK-owską przeszłość, i być może tak było. Na jego korzyść świadczy z pewnością fakt, że kompletnie nie nadawał się do szkoły kształcącej oficerów propagandy i dowódcy błyskawicznie zdali sobie z tego sprawę. Już po trzech miesiącach służby rozkazem dziennym numer 146/45 Stanisław Supłatowicz zostaje zwolniony jako „nienadający się do Szkoły" i odkomenderowany na „punkt przesyłkowy" dla żołnierzy, gdzie w czerwcu zostaje skierowany do Marynarki Wojennej (co akurat było częstym przydziałem w przypadku byłych żołnierzy AK).