Założyć można, że w związku z zakażeniami koronawirusem w szkołach rodzice poszkodowanych dzieci będą zgłaszali roszczenia do organu prowadzącego – najczęściej gminy – za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie w wykonywaniu władzy publicznej. A może także do państwa, gdyby wydane przez władze oświatowe czy sanitarne regulacje epidemiczne okazały się wadliwe, niepełne, nieskuteczne.
– O odpowiedzialności w takich wypadkach można mówić po konkretnym zakażeniu i konkretnej szkodzie (choroba i związane z nią konsekwencje finansowe oraz osobiste, w najgorszym razie śmierć). Ocenie pod kątem zgodności z regułami staranności podlegają decyzje na wszystkich szczeblach. Ale formalna zgodność z prawem nie zamyka problemu odpowiedzialności, bo bezprawność to także niezgodność działań z zasadami współżycia społecznego – wskazuje prof. Maciej Gutowski, adwokat. – Ocenie będzie podlegać, czy w danym przypadku wolno było podjąć decyzję o wysłaniu dzieci do szkoły (liczba zakażeń w skali globalnej i w danej szkole, stanowisko służb sanitarnych, a także, czy podjęto właściwe środki ostrożności, możliwość odseparowania klas, dostępność środków dezynfekcyjnych i maseczek).
Czytaj także:
Koronawirus: jak szkoły dbają o bezpieczeństwo
W myśl zaś art. 417(2) kodeksu cywilnego, jeżeli przez niezgodne z prawem wykonywanie władzy publicznej została wyrządzona szkoda na osobie, poszkodowany może żądać całkowitego lub częściowego jej naprawienia oraz zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę, gdy okoliczności wskazują, że wymagają tego względy słuszności.