Tydzień temu opublikowałem w „Rzeczpospolitej" felieton ("Granice między dopuszczalną krytyką a mową nienawiści"), w którym apelowałem o wstrzemięźliwość w podejmowaniu decyzji o potrzebie nowelizacji prawa w odpowiedzi na tragiczne wydarzenia, które miały miejsce w Gdańsku. Życie polityczne toczy się jednak według swoich zasad. Nie trzeba było długo czekać, by pojawiły się propozycje nowych regulacji, przedstawiane jako reakcja na dokonaną zbrodnię. Od kilku dni w środowisku prawników najbardziej dyskutowane są chyba zmiany zaproponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości, mające w szerokim zakresie zmodyfikować kodeks karny. Rozległość przedstawionej nowelizacji wskazuje zresztą, że nie została ona przygotowana w reakcji na niedawne zdarzenia. Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało dawno już zapowiadany projekt. Nie można zatem twierdzić, że został on przygotowany w odruchu populistycznym, jedynie dla bieżących celów politycznych.
Projektowana nowelizacja ma szeroki zakres. Pierwsze opinie, które pojawiają się na różnych portalach i w mediach społecznościowych, sugerują krytyczny stosunek do proponowanych zmian, przede wszystkim ze względu na wskazywany brak związku między podwyższaniem kar i skuteczną prewencją, a więc odstraszaniem od popełniania przestępstw. Owszem, jest to niewątpliwie jedno z kryteriów, które należy brać pod uwagę. Nie jest jednak właściwe ukazywanie go jako jedynego, będącego ostatecznym argumentem przesądzającym o zasadności wprowadzanych zmian. Podnoszenie tego argumentu jako jednego z najważniejszych może być o tyle zrozumiałe, że ministerstwo także odwołuje się do argumentu o funkcji prewencyjnej, przy czym twierdzi, że podwyższanie kar może sprzyjać realizacji tej funkcji.
Czytaj też: