Jacek Trela: Po co nam lekarze sądowi?

Jest nieracjonalne, by chory człowiek musiał odwiedzać dwóch medyków. Dyskrecjonalna decyzja sądu, który może nie stosować nieżyciowych przepisów, powinna rozwiązać problem.

Aktualizacja: 07.03.2021 06:21 Publikacja: 07.03.2021 00:01

Lekarz sądowy

Lekarz sądowy

Foto: AdobeStock

Instytucję lekarza sądowego mamy od 14 lat. Wyjaśnijmy: nie chodzi o lekarzy medycyny sądowej, którzy od z górą stu lat zajmują się zagadnieniami życia oraz śmierci i mają swoje miejsce w wymiarze sprawiedliwości. Ten z ustawy z 2007 r. to lekarz, który wystawia zaświadczenia o chorobie i potwierdza niemożność stawienia się strony, świadka, pełnomocnika bądź obrońcy w sądzie lub prokuraturze, a prezes sądu okręgowego zawarł z nim umowę o wykonywanie czynności lekarza sądowego. Zaświadczenia wystawia po osobistym zbadaniu chorego i zapoznaniu się z dostępną dokumentacją medyczną. Jeżeli zdrowie uczestnika postępowania uniemożliwia stawienie się na badanie, lekarz sądowy powinien przeprowadzić badanie w miejscu pobytu chorego (czysta teoria).

Tyle przepisy. A co przynosi życie? Kilkanaście lat wystarczy, by bez obawy pochopności wniosków podsumować funkcjonowanie tej instytucji pod kątem zasadności jej wprowadzenia.

Czytaj też: Adwokatura proponuje rezygnację z instytucji lekarza sądowego

Celem ustawy było „usprawnienie procesów poprzez wyeliminowanie usprawiedliwiania nieobecności przy wykorzystaniu niewiarygodnych zwolnień lekarskich". Obowiązuje ona tylko w procesach cywilnych i karnych, ale już nie w administracyjnych, co rodzi pytanie o uzasadnienie dla takiego zróżnicowania. Czy zaświadczenia lekarskie składane w procesie cywilnym lub karnym są mniej wiarygodne niż te składane w postępowaniu administracyjnym?

Pełnomocnik i obrońca, adwokat, radca prawny, strona czy świadek, jeśli zachoruje i zostanie zbadany przez swego lekarza rodzinnego lub innego specjalistę, by usprawiedliwić nieobecność w sądzie lub prokuraturze, i tak musi uzyskać zwolnienie od lekarza sądowego. Taka kontrola jednego lekarza przez drugiego. Ten drugi, jeżeli w ogóle można do niego się dostać, często jest lekarzem o specjalności innej niż choroba pacjenta.

W całej Warszawie, gdzie są dwa duże okręgi sądowe, kilkaset rozpraw dziennie, lekarzy sądowych jest 16. Dla sądu dla Warszawy-Pragi trzech: chirurg i dwóch lekarzy od chorób wewnętrznych.

Przy Sądzie Okręgowym w Łomży jest jeden lekarz sądowy o specjalności ortopedia, traumatologia i rehabilitacja medyczna.

Przy SO w Suwałkach jeden lekarz chorób wewnętrznych, chorób płuc i alergologii.

SO w Słupsku – dwóch lekarzy, obaj to chirurdzy.

Nie ma żadnych lekarzy sądowych w Gorzowie Wielkopolskim, Zielonej Górze, Rybniku, Ostrołęce. Zaświadczenia trzeba uzyskać w sąsiednim okręgu, co oznacza wyjazd do innej miejscowości. Ponieważ lekarzy sądowych w ogóle jest niewielu, to nawet tam, gdzie są, zwolnienie pacjenta ze złamaną nogą od lekarza ortopedy autoryzuje np. laryngolog. Lekarze sądowi nie przyjmują przez cały tydzień, a czasem tylko przez kilka godzin w tygodniu. Jak uzyskać zwolnienie, gdy się zachorowało w środę, skoro lekarz przyjmował w poniedziałek, a rozprawa będzie w czwartek?

Jest nieracjonalne, by chory człowiek musiał odwiedzać dwóch lekarzy. Dyskrecjonalna władza sądu, który może nie stosować nieżyciowych, czasami wręcz niemożliwych do spełnienia wymagań ustawowych, powinna rozwiązać problem. Wystarczy kierować się dualistycznym myśleniem o porządku prawnym, gdzie obok prawa stanowionego (lex) mamy niepisane standardy, niezależne od prawodawcy (ius). Niestety, praktyka sądowa nie potwierdza spełnienia takiego oczekiwania.

Przytoczmy wyrok Sądu Najwyższego z 28 czerwca 2017 r., IV KK 468/16. Zauważono w nim, że gdy nie było możliwe uzyskanie zaświadczenia lekarza sądowego przez uczestnika postępowania, sąd odwoławczy przeprowadził rozprawę, mimo że obrońca oskarżonego domagał się jej odroczenia, okazując skan zaświadczenia lekarskiego wystawionego przez lekarza z Niemiec.

Zdaniem SN wniosek obrońcy o odroczenie zasługiwał na uwzględnienie. Skoro oskarżony w dniu rozprawy był za granicą, to nie mógł uzyskać zaświadczenia od lekarza sądowego, za to mógł od miejscowego.

Piszę o tym, żeby pokazać, jak bardzo sądy przywiązane są do lex, a zapominają o ius. I nie chodzi tylko o lekarzy sądowych, lecz o sprawowanie wymiaru sprawiedliwości. SN naprawił błąd sądu odwoławczego. Ile jest jednak spraw, w których nie ma możliwości przeprowadzenia kontroli przez Sąd Najwyższy?

Lata istnienia ustawy nie wykazały, by do lekarzy sądowych trafiali pacjenci z niewiarygodną dokumentacją medyczną. Nie ma obaw, że likwidacja instytucji lekarza sądowego wpłynie na wydłużenie czasu rozpoznawania spraw. Dlatego jest uzasadniona. Korzyści odniosą wszyscy – strony, ich pełnomocnicy, zaoszczędzi Skarb Państwa. Adwokatura nieraz podejmowała w tej sprawie działania. Projekt zmiany prawa przedłożyliśmy także prezydentowi RP pod koniec ubiegłego roku. Odbyte w ostatnich dniach spotkanie w Kancelarii Prezydenta RP pozwala mieć nadzieję, że tym razem sprawa znajdzie pozytywny finał.

Autor jest prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej

Instytucję lekarza sądowego mamy od 14 lat. Wyjaśnijmy: nie chodzi o lekarzy medycyny sądowej, którzy od z górą stu lat zajmują się zagadnieniami życia oraz śmierci i mają swoje miejsce w wymiarze sprawiedliwości. Ten z ustawy z 2007 r. to lekarz, który wystawia zaświadczenia o chorobie i potwierdza niemożność stawienia się strony, świadka, pełnomocnika bądź obrońcy w sądzie lub prokuraturze, a prezes sądu okręgowego zawarł z nim umowę o wykonywanie czynności lekarza sądowego. Zaświadczenia wystawia po osobistym zbadaniu chorego i zapoznaniu się z dostępną dokumentacją medyczną. Jeżeli zdrowie uczestnika postępowania uniemożliwia stawienie się na badanie, lekarz sądowy powinien przeprowadzić badanie w miejscu pobytu chorego (czysta teoria).

Pozostało 84% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?