Jacek Trela: Jeszcze demokratyczna czy już autorytarna

Decyzje i tak zapadają w siedzibie partii w myśl zasady „partia kieruje, rząd rządzi".

Aktualizacja: 12.06.2021 08:23 Publikacja: 12.06.2021 00:01

Jacek Trela: Jeszcze demokratyczna czy już autorytarna

Foto: Adobe Stock

Od 2015 roku, kiedy wybory parlamentarne wygrali obecnie rządzący i zaczęli wprowadzać w życie swoje metody sprawowania władzy, a kilka miesięcy wcześniej prezydentem został kandydat z tego samego obozu politycznego, stawiane jest pytanie, czy w Polsce jest jeszcze demokracja, czy może mamy do czynienia z rządami autorytarnymi? Patrząc na zagadnienie z formalnego punktu widzenia, należałoby powiedzieć, że jest demokracja. W kolejnych bowiem wyborach parlamentarnych w 2019 r. wyborcy potwierdzili mandat obozu rządzącego do dalszego sprawowania władzy, z pewnym wyłomem jeśli chodzi o Senat, co nie zmieniło jednak układu sił politycznych, a jedynie stanowi dla rządzącej większości utrudnienie w procesie legislacyjnym. Potem jeszcze mandat władzy został poparty wynikami wyborów prezydenckich w 2020 r. Ale jeśli sięgnąć głębiej niż jedynie do formalno-prawnego aspektu władzy, dojdzie się do konkluzji zgoła odmiennej. Władza ma cechy autorytarne, jest skupiona w rękach „przywódcy" i jego najbliższego otoczenia, a parlament jest jedynie miejscem zatwierdzania decyzji podejmowanych gdzie indziej.

Kto zdecydował

Jarosław Kaczyński w jednym z ostatnio udzielonych wywiadów powiedział bez ogródek, że to on podjął decyzję o organizacji wyborów prezydenckich w maju 2020 r. Sporządzony raport Najwyższej Izby Kontroli w sprawie tych wyborów ujawnił wielomilionowe straty, na które narażony został Skarb Państwa. Nie odbyły się one jedynie z powodu rozłamu w koalicji rządowej, ale zostały podjęte działania w celu ich organizacji. NIK złożyła w związku z tym do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstw urzędniczych przez Mateusza Morawieckiego i trzech innych członków rządu zaangażowanych w organizowanie wyborów kopertowych. Zestawiając ten fakt z oświadczeniem Jarosława Kaczyńskiego o jego decyzji w sprawie wyborów, widzimy jak na dłoni obraz sprawowania władzy w Polsce.

Czytaj też: Wymiar sprawiedliwości w 2021 r.

Prokuratura wprawdzie jeszcze nie podjęła oficjalnej decyzji w sprawie zawiadomień złożonych przez NIK, ale nie można przypuszczać, że będzie inna, niż zapowiedział to prokurator generalny – polityk partii rządzącej, zarazem członek rządu, że sprawa była już badana i umorzona i jeśli nie pojawią się nowe fakty, to nie ma powodów, aby decyzja prokuratury miała być inna. A wcześniej stwierdził jeszcze dobitniej, że „premier postąpił, tak jak powinien postąpić". Warto tu zadać pytanie, czy ta „powinność" w działaniu premiera zgodna była z konstytucją czy raczej z decyzją prezesa partii.

Przypomnę, że śledztwo w sprawie decyzji o przeprowadzeniu wyborów prezydenckich 10 maja 2020 r. wszczęła w kwietniu tamtego roku prokurator Ewa Wrzosek z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów i jeszcze tego samego dnia zostało ono umorzone przez jej zwierzchniczkę. A wobec samej prokurator Wrzosek polecono wszcząć postępowanie dyscyplinarne. Niedawno prokurator Ewa Wrzosek została oddelegowana (zesłana?) do innej jednostki organizacyjnej prokuratury oddalonej o około 300 km od jej miejsca zamieszkania. Czy w sytuacji takiej opresyjności działań zwierzchników prokuratury można mieć wątpliwości co do dalszego losu zawiadomień NIK?

Kontrola polityczna nad prokuraturą, którą uniezależniono od polityków w 2010 r., przywrócona została po sześciu latach przez ponowne połączenie funkcji prokuratora generalnego z funkcją ministra sprawiedliwości. Dziś to połączenie i uzależnienie polityczne przynosi oczekiwane przez rządzących efekty.

Waga raportów NIK

Rację ma Jarosław Kaczyński, że prezesem NIK nie powinna być osoba, wobec której toczą się poważne śledztwa. Ale jednak nie dezawuują one same przez się raportu Izby i zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstw. A przede wszystkim taką samą, słusznie rygorystyczną miarę powinno się przykładać do innych, w tym do Mateusza Morawieckiego i trzech ministrów, wobec których złożone zostały zawiadomienia do prokuratury. Także do Jarosława Kaczyńskiego, który przyznał się do podjęcia decyzji o wyborach kopertowych, tym samym do przekroczenia uprawnień przez posła jako funkcjonariusza publicznego (art. 231 § 1 k.k.).

Podzielona opozycja parlamentarna niewiele może zdziałać. Jest zdominowana przez większość rządzącą, która zresztą decyzje podejmuje w siedzibie partii w myśl zasady z lat 70. ubiegłego wieku, że „partia kieruje, a rząd rządzi" głoszonej przez Edwarda Gierka, ówczesnego pierwszego sekretarza KC PZPR. Przez parlament nie przeprowadza nawet przepisów ograniczających wolności obywatelskie, jak zakaz zgromadzeń, który ustanowiony został rozporządzeniem – pod pretekstem epidemii – wbrew konstytucji, która stanowi, że ograniczenie wolności organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich może określać jedynie ustawa (art. 57 Konstytucji RP).

My obywatele widzimy te naganne działania władzy. Widzimy też, co rządzący robią z sądami i sędziami, których konstytucyjnie ustanowiona (art. 173 i art. 178 ust. 1) niezależność i niezawisłość nie pasuje do autorytarnego modelu sprawowania władzy. Do listy działań wobec sędziów broniących niezależności sądów dodać dziś trzeba szykany wobec kolejnego już sędziego – Piotra Gąciarka, który w zdaniu odrębnym do wyroku podważył legalność powołania do sądu okręgowego jednego z członków składu sędziowskiego, awansowanego przez nową KRS wybraną przez polityków, a zatem wbrew konstytucji. Sędzia Piotr Gąciarek mający wieloletnie doświadczenie w sprawach karnych, sądzący sprawy o dużym ciężarze gatunkowym został przeniesiony tydzień po wspomnianym zdaniu odrębnym do wydziału ds. wykonywania wyroków, czyli do pracy o zupełnie innym charakterze. To tak, jakby doświadczonego chirurga przenieść z pracy operacyjnej do wypełniania dokumentacji medycznej.

W świetle przytoczonych faktów odpowiedź na pytanie, czy jeszcze mamy demokrację, czy już autorytaryzm wydaje się oczywista i rodzi kolejne ważkie pytanie o sposób powrotu do demokracji, na które odpowiedź znaleźć muszą wszyscy szanujący konstytucję, trójpodział władzy oraz prawa i wolności obywatelskie.

Autor jest adwokatem, b. prezesem NRA

Od 2015 roku, kiedy wybory parlamentarne wygrali obecnie rządzący i zaczęli wprowadzać w życie swoje metody sprawowania władzy, a kilka miesięcy wcześniej prezydentem został kandydat z tego samego obozu politycznego, stawiane jest pytanie, czy w Polsce jest jeszcze demokracja, czy może mamy do czynienia z rządami autorytarnymi? Patrząc na zagadnienie z formalnego punktu widzenia, należałoby powiedzieć, że jest demokracja. W kolejnych bowiem wyborach parlamentarnych w 2019 r. wyborcy potwierdzili mandat obozu rządzącego do dalszego sprawowania władzy, z pewnym wyłomem jeśli chodzi o Senat, co nie zmieniło jednak układu sił politycznych, a jedynie stanowi dla rządzącej większości utrudnienie w procesie legislacyjnym. Potem jeszcze mandat władzy został poparty wynikami wyborów prezydenckich w 2020 r. Ale jeśli sięgnąć głębiej niż jedynie do formalno-prawnego aspektu władzy, dojdzie się do konkluzji zgoła odmiennej. Władza ma cechy autorytarne, jest skupiona w rękach „przywódcy" i jego najbliższego otoczenia, a parlament jest jedynie miejscem zatwierdzania decyzji podejmowanych gdzie indziej.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?