Historia europejska rozumiana jako historia zła i opresji, z takimi wyjątkami jak rewolucja francuska 1789 r. czy marksizm, stała się w wyniku rewolucji 1968 r. podstawą samoidentyfikacji zachodniej Europy. Dom Historii Europejskiej w Brukseli taką narrację promuje, a ostatecznym „zamknięciem" złej historii staje się Unia Europejska. Stąd nacisk, by historię Polski ujednolicić z tą oficjalną narracją, choć akurat w kwestii drugiej wojny światowej ma się ona nijak do polskiego doświadczenia.
Narzędzie powszechnej moralności
Spory o historię są dzisiaj sporami nie tyle o fakty, co o kształt świata, jaki ma być budowany, są wojną kulturową. Przezwyciężenie historii to jej oczyszczenie moralne, badanie pod kątem tego, co dziś uznane zostało za spełnienie moralnej doskonałości, ostatecznie oczyszczonej świadomości. Wiara w ludzką godność opierała się niegdyś, pisze Chantal Delsol, na wierze w ojcostwo Boga, dzisiaj natomiast wierzymy w godność ze względu na „Nigdy więcej!". Dlatego rzeczą zasadniczą stało się panowanie nad historią, bo nie mamy nic innego, co mogłoby nas przekonać o konieczności szanowania człowieka.
Czytaj także: Andrzej Bryk: studenci już nie bronią prawdy
Historia traci status nauki, stając się narzędziem powszechnej moralności. Społeczeństwa współczesne przejęły po totalitaryzmach utopię czasu bez historii, sakralizując chwilę obecną. Wszechobecny temat pokuty i zadośćuczynienia jednoznacznie wyraża tę wolę ostatecznego urzeczywistnienia dobra.
Przyjęcie, że czas ma sens, bo realizuje postęp, w którym człowiek się doskonali, jest przekonaniem z gruntu prometejskim, postawieniem się poza historią, marzeniem o staniu się „jako bogowie" panami własnego losu. Nie wprowadziła tego nowoczesność, lecz chrześcijaństwo, ale w nim domknięcie czasu nie mocą człowieka ma być zakończone. Nowoczesny koniec historii chce ją rozwiązać emancypacją i nauką jako narzędziem owego doskonalenia.