Stanisław Gurgul: To samo mówić i czynić

Od Tyberiusza po Naczelnika Jarosława, barda Kazika i rowerzystki spod radiowej Trójki.

Aktualizacja: 01.08.2020 09:00 Publikacja: 01.08.2020 00:01

Stanisław Gurgul: To samo mówić i czynić

Foto: Adobe Stock

Co spowodowało, że mogłem połączyć wymienione postacie mimo przepaści dzielących je około 2000 lat, odgrywanych ról społecznych, bariery językowej i ogólnie – tożsamości kulturowej? Mam nadzieję, że uda mi się przekonująco odpowiedzieć na to pytanie i tak motywowany, wyjaśniam, co następuje.

Obraza majestatu w ustępie

Obcując od wielu już lat z dziełem S. Kalinkowskiego „Aurea dicta. Złote słowa, słynne łacińskie sentencje, przysłowia i powiedzenia" (Warszawa 2001), zachwyciłem się ostatnio wypowiedzią cesarza Tyberiusza (władał Imperium Romanum w latach 14–37): „In civitate libera lingua mentesque liberae esse debent", co znaczy „w wolnym państwie język/mowa i myśli powinny być wolne". Według historyka rzymskiego Swetoniusza, tak Tyberiusz zareagował „na uwłaczające pogłoski i złośliwe wierszyki o sobie i o swoich bliskich". Uznałem (zapewne życzeniowo), że przytoczona wypowiedź stanowiła zwiastun pierwszej części hasła Wielkiej Rewolucji Francuskiej – „Liberté", a następnie impuls dla wszystkich ruchów wolnościowych w Europie i na całym świecie (za najważniejsze z nich uznaję walkę o niepodległość kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej, abolicjonizm z jego powstaniem czarnoskórych niewolników na Haiti w 1791 r., walkę S. Bolivara, zwanego „El Libertador", o niepodległość krajów Ameryki Południowej, Wiosnę Ludów i powstania polskie 1830 i 1863). Rozczarowałem się jednak całkowicie, gdy z innych źródeł dowiedziałem się, że a) „Tyberiusz zgromadził w Rzymie wszystkie oddziały pretorianów i przy pomocy ich dowódców bezwzględnie zwalczał przeciwników politycznych, a w historiografii rzymskiej zyskał opinię okrutnego tyrana i despoty" (tak Nowa encyklopedia powszechna PWN, tom 6, Warszawa 1996, s. 510), b) „W niektórych okresach prawo o zbrodni majestatu (crimen laese maiestatis) było szeroko wykorzystywane przeciw opozycji; wystarczyło kilka nieprzychylnych słów o polityce lub osobie cesarza(...) Żerowali na tym donosiciele, którzy po wyroku skazującym otrzymywali czwartą część majątku ofiary(...) Za panowania Tyberiusza za zbrodnię obrazy majestatu karano kogoś, kto pobił niewolnika przy posągu cesarza Augusta, miał przy sobie w ustępie monetę z wizerunkiem cesarskim lub w domu publicznym..." (tak S. Kalinkowski, op.cit., s. 48). Warto tu jeszcze wyjaśnić, że Tyberiusz, tak jak jego poprzednik Oktawian August, zachowywał pozory ustroju demokratycznego i posługiwał się tylko tytułem princeps senatus/in senatu, co znaczy „pierwszy w senacie" (używano także formuły primus inter pares – pierwszy wśród równych).

Wiadomo, że w okresie republiki princeps senatus nie miał żadnej szczególnej władzy, bo tylko otwierał obrady senatu i jako pierwszy w nim przemawiał. Wiadomo jednak także, że poczynając od Oktawiana Augusta, zakres uprawnień każdego kolejnego princepsa systematycznie się poszerzał, co w końcu doprowadziło do powstania jedynowładztwa i ukucia reguły ustrojowej w brzmieniu „princeps legibus solutus est", co znaczy „władca nie jest związany prawami" (tak D. Ulpianus w: Digestra/Pandestae 1, 3, 31). Warto tu jednak dodać, dla namysłu, że ci principes, którzy szczególnie brutalnie sprawowali swą władzę, zginęli w wyniku spisków. Dotknęło to Kaligulę w 41 r., Nerona w 68 r. i Karakallę w 217 r.

Byłby dostojny jak audi

Niecierpliwy czytelnik zapyta zapewne w tym miejscu, jak to się odnosi do naszych czasów i działających w nich tytułowych postaci (łac. dramatis personae). Czy można porównywać rzeczy dawne i wielkie z małymi, dzisiejszymi? W odpowiedzi najpierw trzeba znieść tzw. pozytywne założenie pytania: na naszych oczach dzieją się również wielkie sprawy, sprawy – mówiąc nieco patetycznie – wolności i równości (łac. libertas et aequalitas). Po kolei.

„Naczelnik" Jarosław nie stał się nim z zachowaniem jakiegoś szczególnego ceremoniału przestrzeganego np. przy nadawaniu tytułu princepsa w Rzymie, a w Polsce zastosowanego do Tadeusza Kościuszki i Józefa Piłsudskiego. Mianem tym posługują się nieustająco uczestnicy życia publicznego z różnych jego sfer, zarówno „z ciemnej jak i jasnej strony mocy". Można powiedzieć, że jest to głos ludu, a przecież – jak zapewnia sam Naczelnik – jest to głos Boga. Osobiście mam wątpliwości co do trafności tego równania, bo już jako dziecko dowiedziałem się z lektury książki „Dzieje apostolskie" (autora nie pamiętam), że lud Izraela wołał do Piłata „ukrzyżuj go, ukrzyżuj go", co odnosiło się do Jezusa mającego wszak naturę ludzką i boską; trochę zaś później na lekcjach historii usłyszałem, że w 1789 r. lud Paryża nie tylko wołał „Liberté, Egalité, Fraternité", lecz także domagał się spalenia katedry Notre Dame (pol. Nasza Pani).

Dysponując jednym z głosów pacyfistycznie usposobionej części Ludu, śmiem zaproponować ustanowienie tytułu „Dominus civitatis" (w znaczeniu gospodarz państwa) i oficjalne przyznanie go Jarosławowi. Rozwiałoby to wątpliwości co do jego pozycji ustrojowej (przypomnijmy, że jeszcze niedawno istniały urzędy naczelnika powiatu i gminy, obecnie zaś funkcjonują stanowiska naczelnika urzędu pocztowego, stacji kolejowej, urzędu skarbowego itd.), a co również ważne – utrwaliłoby poczucie jego dostojności, powszechnie bowiem używa się wyrażeń z łaciny dla dodania splendoru jakimś osobom, instytucjom, zdarzeniom, a nawet przedmiotom (wzorcowo ilustruje to sentencja „e pluribus unum", obrazująca zjednoczenie się trzynastu kolonii brytyjskich i utworzenie z nich Stanów Zjednoczonych A.P., oraz powstanie nazwy samochodów „Audi").

Zgodnie z intuicyjnym pojmowaniem, jak też ze słownikowym znaczeniem wyrażenia „dominus civitatis", osoba obdarzona takim tytułem miałaby wyższy status prawny niż nosiciel starorzymskiego tytułu „princeps senatus" (co do tego zob. Słownik łacińsko–polski, red. K. Kumaniecki, Warszawa 1982, s. 90, 173, 393 i 453). Jest więc oczywiste, że „gospodarz państwa" znad Wisły i Warty nie mógłby być związany ograniczeniami wynikającymi z praw tego państwa (reguła legibus solutus). Byłoby to zresztą usankcjonowanie już istniejącego stanu rzeczy, którego obraz ukształtowały takie szczególnie widowiskowe wydarzenia jak a) zajmowanie mównicy sejmowej „bez trybu" (tj. z naruszeniem przepisów regulaminu Sejmu), b) zbiorowe składanie wieńców pod pomnikami ofiar katastrofy smoleńskiej, bez masek i bez zachowania wymaganej odległości między uczestnikami ceremonii, c) wyjątkowe zezwolenia na otwarcie bram cmentarza, umożliwiające złożenie kwiatów na grobie członków rodziny.

Wieszali z zachwytu

Wzmianka o pretorianach i ich roli w zwalczaniu przeciwników politycznych Tyberiusza uzmysłowiła mi, że Jarosława otaczają stale nie tylko funkcjonariusze osobistej ochrony opłacani sowicie z kiesy partyjnej (czyli z naszych podatków!); z bliska i daleka otaczają go także usłużni ministranci (piękny pleonazm), którzy prześcigają się w odgadywaniu myśli swego mistrza ceremonii, by wybrać odpowiednie kadzidło i wykonać odpowiednie gesty, a w zamian otrzymać jakiś kąsek z pańskiego (scil., państwowego) stołu. Wzorcowy przykład takiego zachowania to próba zmniejszenia siły rażenia piosenki tytułowego Kazika, w przekonaniu, że spodoba się to opiewanemu w niej „bohaterowi", który wynagrodzi starania wykonawcy owego pomysłu. Dodam, że opisana tu nadgorliwa postawa „ministranta K." została określona już dawno temu jako najbardziej obrzydliwa (według L. A. Seneki, Listy moralne 47, 11: „nulla servitus turpior est quam voluntaria", co znaczy „żadna służalczość nie jest bardziej haniebna niż dobrowolna"; od siebie dodałbym: „i dobrze wynagradzana").

Przywołane wydarzenie z anonimową kobietą spod budynku radiowej Trójki przedstawię tak, jakby je opisał przybysz z odległej ziemi o nazwie San Escobar (czy to jest wyspa czy stały ląd, wyjaśnić może odkrywca wskazanej ziemi), nieznający polskiego współczesnego życia poli-tycznego. Tak oto: „Grupka umundurowanych i uzbrojonych młodzieńców zaprosiła uprzejmie do swego samochodu jadącą na rowerze samotną kobietę, by ułatwić jej zwiedzanie miasta i zapobiec możliwej napaści na nią. Młodzieńcy owi pomogli też kobiecie, z właściwą im maestrią, wsiąść do samochodu, sami też wnieśli do niego rower obciążony wieloma przedmiotami, w tym plakatem z zagadkowym napisem «pisiory mordują utwory», donoszącym jednak, być może, o jakimś poważnym przestępstwie". Jestem prawie pewny, że gdyby ten sam turysta z ziemi San Escobar oglądał w telewizji obraz wieszania kilku wizerunków europosłów na szubienicy ustawionej w Katowicach, wyraziłby opinię, że nie jest to wyraz nienawiści do nosicieli wizerunków i groźba pozbawienia ich życia, lecz akt szczególnej aprobaty ich działalności na forum Unii Europejskiej. Uczyniłby tak zapewne w przekonaniu, że inaczej obserwujący to wydarzenie policjanci podjęliby stosowne działanie wobec wykonawców owej swoistej egzekucji na obrazie/wizerunku (łac. in effigie).

Do spostrzeżeń związanych z „bardem Kazikiem i damą z rowerem" chciałbym jeszcze dodać, że władza powinna m.in. dbać o to, by się jej bano (tak w szczególności następca Tyberiusza Kaligula – autor przestrogi/groźby „oderint dum metuant", co znaczy „niech nienawidzą, byleby się bali"), nie może natomiast nigdy podejmować działań, które by ją ośmieszały. A tak właśnie się stało w obu wskazanych przypadkach, zwłaszcza zaś w drugim, w którym przeciwko sile groźnej wichrzycielki, usiłującej wzbudzić nienawiść ludu do morderców sztuki, skierowana została siła grupy policyjnych dżentelmenów.

Działaniem ośmieszającym władzę jest też tworzony przez nią tzw. przekaz dnia i klepanie przez wszystkie jego usta tych samych słów i całych zwrotów. Wywołuje to jednak u mnie nie tylko uśmiech politowania; budzi także ogromny smutek, bo dezercja z samodzielnego myślenia to przecież unicestwienie możliwości stworzenia czegoś nowego (taki morał wynika z anegdoty o Albercie Einsteinie, który na stosowne pytanie odpowiedział, że do odkrycia naukowego dochodzi wtedy, gdy jakiś nieuk zaczyna wątpić w powszechnie uznawane twierdzenie. W tym kontekście warto też przypomnieć „złotą sentencję", że gdy wszyscy myślą tak samo, to na pewno prawie wszyscy nie myślą wcale.

Gospodarz jest nagi!

I na koniec słowa z dawnej i bliskiej już historii z inwokacją do „gospodarza państwa" (czekam z niecierpliwością na chwilę, w której jakiś jego wielbiciel zaproponuje mu nadanie tytułu ojca ojczyzny, łac. pater patriae, noszonego zwyczajowo przez cesarzy rzymskich) o namysł nad ich znaczeniem. Otóż, Katon Starszy (żył w latach 234–149 p.n.e.) już przez współczesnych mu polityków chwalony był za to, że „wolał być niż tylko wydawać się dobrym" (łac. Cato esse quam videri bonus malebat; wyrażenie „esse quam videri" stało się dewizą stanu Północna Karolina).

Chodziło o podkreślenie zgodności słów wypowiadanych przez Katona z jego postępowaniem, z którego na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza przestrzeganie surowych obyczajów starorzymskich oraz zachowywanie ładu i umiaru we wszystkim, w tym w stosunku do niewolników. Jak wiemy, co innego mówił, a co innego czynił princeps Tyberiusz, przez co „zarobił" na miano hipokryty i despoty (według wymienionego wyżej Słownika, s. 167, „despota" to nie tylko „autokratyczny władca wyjęty spod jakiejkolwiek kontroli", lecz także „osoba narzucająca wszystkim swoje zdanie, nielicząca się z nikim, naginająca wszystko do swojej woli, tyranizująca otoczenie"). Czeka to również naszego „gospodarza państwa", jeśli nie ustanie w swoich działaniach.

Post Scriptum

Ośmieliłem się obwieścić publicznie (scil. urbi et orbi), że „król jest nagi", choć nie jestem niewinnym dzieckiem z baśni Andersena, lecz wiekowym grzesznikiem. Czekam też na odpowiednią reakcję gawiedzi oklaskującej króla i jego „usłużnych ministrantów" (pardon, suwerennych wiceministrów pewnego resortu będącego – ex nomine – matecznikiem sprawiedliwości).

Z ostatniej chwili: odpowiedzią na oczywisty pleonazm „chamska hołota" niech będzie pleonazm i oksymoron zarazem „bezżenny stary kawaler ojcem narodu".

Autor jest sędzia Sądu Apelacyjnego w Poznaniu w stanie spoczynku

Co spowodowało, że mogłem połączyć wymienione postacie mimo przepaści dzielących je około 2000 lat, odgrywanych ról społecznych, bariery językowej i ogólnie – tożsamości kulturowej? Mam nadzieję, że uda mi się przekonująco odpowiedzieć na to pytanie i tak motywowany, wyjaśniam, co następuje.

Obraza majestatu w ustępie

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?