Prawa człowieka możemy porównać do straży pożarnej. Kiedy wszystko jest w porządku wydają się one niepotrzebne. Dopiero gdy iskra zamienia się w ogień i dom staje w płomieniach, wzywamy straż. Problem pojawia się, gdy straży nie ma albo jest za słaba, by przyjechać i nie ma nikogo kto mógłby nas uratować przed niszczycielskim żywiołem.
Zbliżające się wybory w Naczelnej Radzie Adwokackiej są dla nas pretekstem do analizy: w jakim miejscu jesteśmy gdy chodzi o edukację prawnoczłowieczą adwokatów i aplikantów adwokackich?
Czytaj także: Będą dwie listy obrońców z urzędu A i B
Obecnie w izbie warszawskiej zajęcia prawnoczłowiecze rozłożone są na trzy bloki. Na pierwszym roku omawiane jest orzecznictwo Trybunału strasburskiego w sprawach karnych, na drugim – w sprawach cywilnych, zaś na trzecim – kwestie dopuszczalności skargi i procedury przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Na drugim biegunie jest całkowity brak zajęć z tego przedmiotu w izbie łódzkiej. Mimo prób nie udało się go wprowadzić – aplikanci nie wzbogacą więc swoich narzędzi o prawnoczłowiecze spojrzenie na sprawę, czy poszukiwanie standardów konstytucyjnych i europejskich.
Czy temat nie jest ważny...
Zainteresowanie aplikantów omawianą tematyką słabnie wraz z kolejnym rokiem aplikacji. Na trzecim roku wszyscy w żyją karierą zawodową i egzaminem. Nikt więc nie chce tracić czasu na przedmiot, który jest jedynie dodatkowy i nie kończy się zaliczeniem. Brakuje tematu egzaminacyjnego z praw człowieka i Konstytucji. Program szkolenia zakłada egzaminy z bloku cywilnego, karnego i etyki. Rzutuje to na zainteresowanie aplikantów tematyką - skoro nie ma egzaminu ani kolokwium to znaczy, że temat nie jest ważny i nie wymaga czasu ani żmudnych przygotowań do zaliczenia. Niskie zainteresowanie przekłada się na wpływ szkolenia prawnoczłowieczego na myślenie aplikantów i przyszłych adwokatów. Pytanie, jakie się w tej sytuacji pojawia to, czy możemy zrobić coś więcej?