Mało kto komunikuje światu, jakie osiąga dochody, ile odprowadza podatku oraz czy korzysta z ulg, odliczeń, świadczeń systemu ubezpieczeń społecznych, czy innego wsparcia instytucjonalnego. Chętnie pokazujemy się w nowym aucie, ale nie wspominamy, że jest na kredyt lub wzięte w leasing na firmę, a odejście przez ustawodawcę od nakazu kratek czyniących z każdego samochodu osobowego ciężarówkę, tę sytuację ułatwia. W świecie mediów społecznościowych, gdzie pochłanianie obrazów nie idzie w parze z pogłębioną refleksją, analiza rzeczywistości bywa utrudniona i skłonni jesteśmy częściej zadawać pytanie, co robimy nie tak, że to innym się wiedzie.
Mówi się, że dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, a pieniądze lubią ciszę. W świecie prawników jednak ta cisza konsternuje młodsze pokolenie i pozwala na trudne do zaakceptowania wnioski, ale starszemu zdaje się eleganckim sposobem na to, by z oczywistych nieprawidłowości uczynić normę.
Czytaj także: Adwokaci krytykują nowy podatek dla prawników
Temat zarobków w zawodach prawniczych podejmuję, bo niedawno na moim instagramowym profilu odbyła się gorąca dyskusja tzw. młodzieży, czyli studentów prawa i aplikantów, z przedstawicielami starszyzny, której – co ciekawe – nie tworzą wyłącznie prawnicy z wieloletnim stażem, lecz po prostu ci, którzy rozpoczęli wykonywanie zawodu we własnej kancelarii.
Zauważyć się dało dwa skrajne stanowiska. Pierwsze wskazuje, że młodym prawnikom proponowana jest zwykle praca nieodpłatna (praktyka lub staż) lub wykonywana za głodowe stawki. Drugie sprowadza się do tego, że studenci i aplikanci nie umieją bez mała niczego i nie są w kancelarii przydatni, nie powinni więc oczekiwać wypłaty, a jeśli już, to na poziomie wynagrodzenia minimalnego.