Ale zaraz, jak to „ministerstwo zrobiło z ławników paprotki”? Ano tak. Zarządzona przez ministra Bodnara akcja, mająca za zadanie odczarować wizerunek ławników — jako tych, co nic nie robią, niczym stojące w kącie doniczkowe kwiatki — paradoksalnie doprowadzić może do upowszechnienia wizerunku ławnika jako nikomu niepotrzebnej paprotki. Bo zadajmy sobie podstawowe pytanie: kto, zanim ruszyła kampania ministerstwa sprawiedliwości, wiedział, że ławników nazywa się złośliwie właśnie paprotkami?
Czytaj więcej
W całym kraju brakuje ok. 35 proc. ławników. W sądach mogą się pojawić problemy z wyznaczaniem składów.
Akcja „paprotka” i ławnicy. Tylko im to zaszkodzi
No właśnie. Mówimy tu o prawniczym żargonie, z którym zdecydowana większość społeczeństwa nie ma na co dzień styczności (sam autor tego tekstu usłyszał to określenie po raz pierwszy właśnie dzięki kampanii ministra Bodnara). Dzięki ministerialnej akcji to pejoratywne określenie może zaś wejść na stałe do potocznego języka — tyczy się to także tych, którzy dotychczas nie rozróżniali między sędziami i ławnikami, gdy odwiedzali salę sądową i pod biało-czerwonym orłem widzieli sądzące ich postacie w togach. Zwłaszcza, gdy ławnicza paprotka będzie spoglądać na nich z regału w salonie i przypominać, że ławnik to taki „gorszy sędzia”.
Ministerstwu sprawiedliwości — nie bez słuszności — zależy na zwiększeniu obecności ławników i ich oddziaływania na wymiar sprawiedliwości. Rola ławników jako czynnika społecznego jest bardzo ważna a ich zadania — jako osób często bez wykształcenia prawniczego — kluczowe dla funkcjonowania sądów.