Pamiętam, kiedy ponad 20 lat temu opisywałem proces przystosowania polskiego prawa do unijnych zasad w ramach procesów przedakcesyjnych. Pojawiły się wtedy egzotycznie brzmiące sformułowania, takie jak „dyrektywa”, „implementacja”, „transpozycja”, „acquis communautaire” oraz tzw. ustawy czyszczące. Te ostatnie stanowiły zlepek wielu polskich projektów ustaw, które „wdrażały” za jednym zamachem setki unijnych regulacji. Wyścig z czasem trwał, ale ostatecznie okazał się zwycięski. Unijny dorobek prawny wdrożyliśmy z powodzeniem.
Czytając pierwsze dyrektywy, można było się przerazić unijną nowomową, przydługimi wstępami, ogólnością sformułowań i definicji, które znacznie różniły się od precyzji widocznej w polskich przepisach. Nowa ogólna siatka pojęciowa sprawiała, że czasem trudno było wyciągnąć jednoznaczne wnioski dotyczące tego, czego Unia oczekuje od nas.
Dobre prawo przykryło absurdy
Z czasem, kiedy połączone systemy prawne okrzepły, można było spojrzeć na nie całościowo. Wtedy zaczęliśmy dostrzegać ich spójność i doceniać pracę, jaką włożyli nasi prawnicy i legislatorzy. Prawnie zostaliśmy połączeni z organizmem UE na wielu płaszczyznach, a nasze systemy stały się w pełni kompatybilne. Normy techniczne, patenty, znaki towarowe, procedury dopuszczenia do obrotu, normy ochrony środowiska, transportu, VAT, ochrona konsumentów, dane osobowe i wiele innych stały się stopniowo takie same w Warszawie i Lizbonie. To stworzyło faktyczny, realny fundament dla integracji, wykraczający poza polityczne deklaracje. Nawet pojawiające się od czasu do czasu unijne absurdy, takie jak słynne normy dotyczące „krzywizny banana”, nie mogły tego przesłonić.
Zagrożeniem jest ideologizacja prawa, która w UE stanowi zjawisko widoczne. Światopoglądowe emocje widać m.in. w przypadku wdrażania przepisów związanych z ekologią, klimatem czy migracją
Generalne korzyści z wdrożenia przepisów unijnych i ich „harmonizacji” zdecydowanie przeważają nad kosztami, jakie trzeba było ponieść, chociażby w rybołówstwie. Polscy przedsiębiorcy i eksporterzy widzą to oraz doceniają, a niektórzy jeszcze pamiętają, z czym wiązała się zamknięta za szlabanami, zasnuta cłem granica.