W poniedziałek ruszają merytoryczne prace komisji śledczej ds. Pegasusa, reklamowanej jako ta, która ma wyjaśnić jedną z największych afer politycznych ostatnich dekad. Za pomocą izraelskiego programu szpiegującego miały być inwigilowane tysiące osób, w tym politycy opozycji, a nawet obozu władzy. Komisja ma zweryfikować informacje, ujawniając listę „ofiar” działania służb za czasów PiS.
Czytaj więcej
Sprawa nielegalnej inwigilacji za czasów rządu Jarosława Kaczyńskiego może nie tylko pogrążyć partię, ale również ją podzielić. Skala podsłuchów jest większa, niż sądzono.
Czy można ujawnić, kto był szpiegowany programem Pegasus
Stworzenia ram prawnych dla ujawnienia danych inwigilowanych osób zapowiedział minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Pytanie, czy ta zapowiedź nie jest trochę na wyrost. Część nazwisk może być objęta ustawowymi tajemnicami i klauzulami, a najpewniej także na tego rodzaju inwigilacje wydawana była zgody sądu, który być może nie był świadomy, na co się zgadza, gdyż prawo jest nieostre w kwestii stosowania takich działań operacyjnych. To stwarza ryzyko niedopowiedzeń, zwłaszcza że szczegółowe uzasadnienie nie jest wymagane.
Nie ma wątpliwości, że używanie nowoczesnych programów szpiegujących przez służby wymaga pilnej regulacji
Do tej pory w dyskusji o aferze Pegasusa skupiono się bardziej na szukaniu winnych i tropieniu nadużyć, ale nie zastanowiono się nad najważniejszym pytaniem: co zrobić, aby problem nie powrócił? Nie ma wątpliwości, że używanie nowoczesnych programów szpiegujących przez służby wymaga pilnej regulacji i stworzenia procedur kontrolnych, które – jak pokazuje afera – są niewystarczające.