Rz: Nurkowania mógłby pan uczyć.
Maciej Strączyński: Mógłbym się zatrudnić w stacji nurkowej i prowadzić wycieczki podwodne oraz asystować przy szkoleniach. Mam stopień divemastera. To pierwszy stopień instruktorski federacji PADI. Gdyby ktoś chciał kiedyś mnie wyrzucić ze stanowiska sędziego, mógłbym się wyprowadzić do ciepłych krajów i żyć z nurkowania. Mój stopień jest ceniony w każdym centrum nurkowym i gdy nurkuję, nieraz proszą mnie, bym uważał na niedoświadczonych nurków z grupy.
Dlaczego zaczął pan nurkować?
Do wody ciągnęło mnie zawsze. Jestem człowiekiem wody: Pomorzaninem i dzieckiem stoczni. Pracę magisterską pisałem o katastrofach morskich i z tej tematyki wygrałem „Wielką grę". Żeglowałem, przepłynąłem kajakiem Polskę z Suwałk do Szczecina. Mam też patent motorowodny. Razem z żoną i kotami opłynęliśmy na jachtach motorowych kawał Europy.
Zabierał pan na jacht koty?!