Informacje na temat stripowania, czyli „nowatorskiej” metody usuwania plam, jakiś czas temu podbijały internet. Młodzi ludzie byli zachwyceni, starsi tylko się uśmiechali, bo pod oryginalnie brzmiącą nazwą kryło się stare dobre pranie z namaczaniem, które, jak wiadomo, pozwala zaoszczędzić wodę i energię.
A system kaucyjny, nad którego wprowadzeniem kolejny już rok debatują rządzący, nie mogąc uzgodnić kluczowych kwestii z branżą handlową i producentami wszelakich napojów? W okresie PRL po prostu oddawało się do sklepu szklane butelki po mleku czy kultowym Ptysiu i nikt nie myślał, że stoi za tym jakaś głębsza filozofia (a tym bardziej przepisy). Po prostu butelka na wymianę pod pachą oznaczała niższy rachunek przy kasie.
Czytaj więcej
Coraz więcej Polaków sięga po towary z drugiej ręki – od książek czy płyt po ubrania i meble. Średnio oszczędzają dzięki temu 200 zł miesięcznie.
Mam wrażenie, że takich „odkryć” przed nami jeszcze wiele. Jak piszemy dziś na łamach „Rzeczpospolitej”, Polacy zakochali się w produktach z drugiej ręki. Najczęściej kupujemy m.in. używane samochody, ubrania, książki, meble czy rowery. Czyli dokładnie to, na co w czasach słusznie minionych polowało się na giełdach aut, targach staroci czy w komisach z odzieżą.
Metody oszczędzania zbytnio się zatem nie zmieniają, zmienia się natomiast kontekst takich działań i ich społeczny odbiór. Bo mam wrażenie, że w przeszłości noszenie choćby używanych ubrań było raczej powodem zakłopotania. Dziś kupowanie z drugiej ręki jest oznaką zaradności czy wręcz bycia modnym. Jest też sposobem na upolowanie rzeczy oryginalnych i często dużo lepszej jakości niż te nowe, sprzedawane w sieciówkach (o szczególnym rodzaju tzw. downsizingu w postaci wykorzystywania przez branżę odzieżową coraz gorszych i tańszych materiałów pisaliśmy w czwartkowej „Rzeczpospolitej”).