Komisja Europejska chce rozdzielenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w Polsce. Wskazuje, że łączenie ich daje Zbigniewowi Ziobrze zbyt dużo władzy, a śledczych pozbawia niezależności. Ten model prokuratury Bruksela krytykowała już wcześniej, na nowo wybrzmiewa to w dorocznym raporcie KE o praworządności w unijnych krajach.
Publikacja takiego dokumentu przekłada się na debatę w Unii i najważniejsze decyzje, jak odblokowanie środków z KPO. To kolejny argument dla przeciwników ich wypłacania Polsce. Kolejny, bo wachlarz zarzutów jest coraz szerszy. Od Izby Dyscyplinarnej, KRS, powołań sędziowskich, TK, na prokuraturze kończąc. Choć z polskiej perspektywy ta ostatnia sprawa wydaje się bardziej złożona.
Łatwo o wrażenie, że unijni komisarze patrzą na polską prokuraturę przez pryzmat Zbigniewa Ziobry, i to w jego osobie widzą zagrożenie. Można się zastanowić, czy ocena byłaby podobna, gdyby na jej czele stał ktoś inny. Bo modele działania prokuratury w Europie są różne. I żaden nie jest doskonały. Każdy niesie ryzyko pojawienia się „prokuratorskiego Hoovera”. Czwartej, niekontrolowanej demokratycznie władzy, która podporządkuje sobie pozostałe. Lub kogoś o małym temperamencie w stylu pierwszego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, którego Donald Tusk trzymał w szachu przez całą kadencję mimo jego pozornej niezależności. I trudno ustrojowo rozstrzygnąć, co gorsze.
To musi wybrzmieć w debacie o prokuraturze. Podobnie jak to, że obecny jej model został w Polsce wypaczony przez używanie prokuratury do politycznych celów. A mechanizmy politycznych zależności są odporne na zmianę władzy, to jest niemal wpisane w ich DNA.
Przy Okrągłym Stole eksperci Solidarności, m.in. prof. Andrzej Zoll, wskazywali, że te funkcje muszą być połączone. Niezależna prokuratura była modelem radzieckim. W PRL stanowiła samodzielną, niebezpieczną władzę, stojącą wyżej niż sądy. Tego nie chcieliśmy w demokratycznym państwie, opartym na trójpodziale władzy – nikt nie chciał czteropodziału, bo to byłoby dysfunkcyjne.