Pilnie potrzebujemy miliardów euro z Funduszu Odbudowy. Wzmocnienie gospodarki w czasach zagrożenia wojną to polska racja stanu. Żadnych kalkulacji politycznych być tu nie powinno.
Jesteśmy krajem granicznym w toczącej się wojnie. Wiąże się to z ogromnym zagrożeniem nieprzewidywalnymi planami Putina. Przyjęcie tylu uchodźców jest wielkim wyzwaniem logistycznym, ale też budżetowym. Osłabiona skutkami covidowych zawirowań gospodarka potrzebuje silnych impulsów. Miliardy z KPO przełożą się na wzrost gospodarczy, wzmocnią też zaufanie inwestorów i przedsiębiorców. To oczywiste.
Po rosyjskiej agresji Polska bezprecedensowo zdecydowała zwiększyć wydatki na obronność do 3 proc. PKB. Z nich ma być dokonywany zakup amerykańskiej broni. Zarówno w interesie naszym, jak i naszych sojuszników leży więc wzmocnienie wzrostu gospodarczego dziesiątkami miliardów euro ze wspólnych unijnych pożyczek. Niestety, solidaryzm europejski w czasie wojny na Wschodzie szwankuje. Państwa, które leżą daleko od Rosji, część unijnych komisarzy i polityków Parlamentu Europejskiego nie dostrzega lub nie chce dostrzec prostej zależności między silną polską gospodarką a bezpieczeństwem również innych państw Europy. Nie widzą znaku równości.
Dla polityków europejskich kluczowym warunkiem odblokowania funduszy wciąż jest likwidacja Izby Dyscyplinarnej SN, wyartykułowana przez szefową KE Ursulę von der Layen pod koniec zeszłego roku. I wiele wskazuje, że w tej sprawie nic się nie zmieniło, mimo wojny na Ukrainie.