We wtorek Trybunał w Luksemburgu wydał kolejny niekorzystny dla Polski wyrok. Tym razem chodziło o sędziowskie delegacje. Otóż w Polsce minister sprawiedliwości ma kompetencje do delegowania sędziów do innego sądu, w którym np. brakuje rąk do pracy. Może też odwołać sędziego z delegacji w każdym czasie i bez uzasadnienia. Sędzia nie ma ścieżki odwoławczej. TSUE, odpowiadając na pytania prejudycjalne podpisane przez polskich sędziów, odniósł się do delegacji do sądów karnych wyższej instancji. Uznał, że system ten nie daje gwarancji sędziowskiej niezawisłości i stwarza ryzyko „wykorzystywania takiego delegowania do politycznej kontroli treści orzeczeń sądowych". Nie sprecyzował jednak, na czym ta „polityczna kontrola" miałaby polegać.
Przepisy o delegacjach obowiązują w Polsce od lat 90. Były kilkakrotnie modyfikowane, ostatnio w 2017 r. w kierunku zwiększenia niezawisłości sędziowskiej. Zdecydowano wtedy, że sędzia odwołany z delegacji w innym sądzie musi bez względu na odwołanie zakończyć prowadzone tam sprawy. Zwolnić od tego może go jedynie kolegium sądu. Odwołanie przez ministra trudno więc nazwać polityczną ingerencją w pracę orzeczniczą. Trudno również traktować odwołanie z delegacji jako element presji czy kary. Od 2011 r. sędziowie nie otrzymują już dodatkowych pieniędzy za delegacje, a chętnych do przenosin, np. w Warszawie, brakuje. Co więcej, uznaniowość ministra przy delegowaniu potwierdzały już Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny i Trybunał Konstytucyjny. Żaden nie znalazł w tym zagrożeń dla niezawisłości.
Czytaj więcej
Obowiązujący w Polsce system delegowania sędziów do wyższej instancji i odwoływania ich z delegacji w każdym czasie i bez uzasadnienia przez ministra sprawiedliwości i prokuratura generalnego w jednej osobie, jest niezgodny z obowiązującym w UE wymogiem niezawisłości sędziowskiej - orzekł we wtorek unijny Trybunał Sprawiedliwości.
TSUE, badając sprawę, zwrócił uwagę na zagrożenia, jakie niesie unia personalna ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Pytanie tylko, czy Trybunał boi się tego modelu, czy raczej osoby, która obecnie sprawuje te funkcje. A nie sądzę, by w Luksemburgu nikt nie wiedział, iż model ten jest obecny u nas od 1990 r., z pięcioletnią przerwą. Był przez dekady traktowany jako jedna ze zdobyczy państwa prawa, wynegocjowana przy Okrągłym Stole.
Wyrok TSUE trzeszczy też z powodu podwójnych standardów. W sądzie okręgowym w Dreźnie, będącym partnerem warszawskiego sądu, z którego wyszły pytania do TSUE, także istnieje instytucja ministerialnych delegacji sędziów. A władza ministra jest tam jeszcze większa, bo gdy w sądzie brakuje rąk do pracy, minister może oddelegować do niego nawet prokuratora, który będzie wydawał wyroki jako „sąd w osobie prokuratora delegowanego". O żadnych zagrożeniach dla niezawisłości i państwa prawa nikt nawet nie wspomina. Nie mówiąc już o skargach do TSUE. Wszyscy bowiem wiedzą, że minister kieruje się pragmatyzmem – chce zapewnić obsługę sądową dla ludzi.