Takie wnioski można wysnuć z koncepcji rządowej reformy, do której dotarła „Rzeczpospolita". Zmiana jest radykalna, można ją porównać do tej forsowanej w 2017 r., którą zawetował prezydent Duda. Wtedy sprowadzała się do weryfikacji wszystkich zasiadających w SN sędziów i budziła powszechny sprzeciw.
Tyle że kilka lat temu PiS, forsując reformę SN, doprowadził do powołania największego pod względem liczby sędziów tego rodzaju sądu na świecie. Teraz zmierza prawdopodobnie do utworzenia jego kieszonkowej wersji. Projekt zachęca też sędziów z dłuższym stażem do dobrowolnego przejścia w stan spoczynku. Alternatywą jest „degradacja" do sądu apelacyjnego (choć projekt w innym miejscu je likwiduje i zastępuje sądami regionalnymi) lub kolejna weryfikacja przez Krajową Radę Sądownictwa. Przymiarki były już czynione, ale nie wytrzymały krytyki.
Czytaj więcej
„Rzeczpospolita” poznała szczegóły zmian w Sądzie Najwyższym. Orzekali w nim będą wyłącznie zweryfikowani przez KRS sędziowie. Pozostali odejdą na emeryturę lub do sądów powszechnych.
Dla tzw. starych sędziów SN to diabelska alternatywa. Stwarza im wybór kontynuowania kariery w SN, jeżeli wcześniej podejmą ryzyko i przejdą weryfikację przed KRS, której legalność kwestionują. Wiadomo, że na taki krok mogą się zdecydować nieliczni. Dla większości to sprawa nie do przyjęcia. I na to liczą autorzy pomysłu.
Koncepcja weryfikacji prowokuje. Trudno inaczej nazwać wyznaczenie do niej KRS, której legalność, w aktualnej formule, kwestionuje większość środowiska, a status podważają orzeczenia TSUE. Jeśli PiS skieruje projekt do prac legislacyjnych, będzie to znak, że kompletnie nie liczy się z realiami konfliktu – w Polsce i z instytucjami unijnymi. To jasny przekaz: wasze groźby, protesty, stanowiska i wyroki nie mają żadnego znaczenia. Tyle tylko, że to droga do eskalacji konfliktu, prowokowania sędziowskiego nieposłuszeństwa i kolejnych orzeczeń TSUE. Z pewnością niekorzystnych.