Czas na odpowiedź minął, ale z jakiegoś powodu rząd w Warszawie, od rana bombardowany pytaniami mediów, nie chciał ujawnić, co w niej napisał. Słyszeliśmy tylko: to informacja dla adresata. Owszem, prawda. Ale nie jest chyba tajemnicą, jak chcemy zmienić model odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów i jak zapewnić, że sędziowskie nominacje będą przebiegać transparentnie i rzetelnie? Zapewnić nie tylko Brukselę, ale także – a może przede wszystkim – mieszkańców Polski. To nas bowiem ci sędziowie będą sądzić i to podobno w naszym interesie poprzedni system, ten rzekomo zły, był zmieniany, na rzekomo lepszy.
O tym, że nie jest lepszy, przekonanie wyrazili już nawet prezes Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki. Znamienne więc, że propozycji jego zmiany nie możemy poznać w zwyczajnym trybie, przewidzianym dla dobrych zmian.
Czytaj też:
Odpowiedź rządu na zarzuty TSUE jest, ale pozostaje niejawna
Być może dlatego, że owa propozycja zawarta w odpowiedzi dla Brukseli to nie jest coś, czym można się chwalić. Wiadomo, że odnotowano w niej, iż pierwsza prezes Sądu Najwyższego zablokowała dopływ nowych spraw dyscyplinarnych do kwestionowanej przez europejskie Trybunały Izby Dyscyplinarnej i że zaapelowała do orzekających w tej izbie, aby wstrzymali się z rozpoznawaniem spraw, które już tam wpłynęły. Część usłuchała, a druga – określając, że to ich Westerplatte – broni nie złożyła i uważa, że walczy. Pytanie, do czego przybliża tą walką nasz wymiar sprawiedliwości. Obawiam się, że nie do zwycięstwa – choćby moralnego.