Na chwilę proponujemy zawiesić dyskusję nad pytaniem, czy w ogóle potrzebna jest nam całkowicie nowa ustawa Prawo zamówień publicznych. Nie chcemy też omawiać proponowanych zmian, bo tak ich los jak i końcowe brzmienie są niepewne. Stawiamy tylko pytanie, czy w obecnej sytuacji warto się spieszyć z jej uchwalaniem? Czy jak powszechnie mawia biznes: czy rzeczywiście mamy tu jakiś deadline?
Czytaj także: Projekt reformy zamówień publicznych - nowe prawo od 2020 roku
Jesteśmy nieco ponad 2 lata po dużej, w niektórych aspektach rewolucyjnej, zmianie Prawa zamówień publicznych, która nastąpiła w lipcu 2016 roku. Tak rynek jak i orzecznictwo KIO (częściowo w symbiozie) przyswoiły sobie nowe zasady, obecnie nie ma już istotnych sporów na temat np. właściwej daty na wnoszenie odwołań itp. Jednak modyfikacja prawa z 2016 r. nadal czeka na szereg rozstrzygnięć, np. w zakresie zasad stosowania tzw. self-cleaningu. Tu rzeczywiście konieczna jest ingerencja ustawodawcy, a co najmniej ujednolicona judykatura. Ale od czego mamy czy to Parlament, czy Sąd Najwyższy.
Na progu 2019 r. jesteśmy świeżo po szoku elektronizacji polskiego PZP w zakresie zamówień unijnych. I od razu doczekaliśmy się przełomowych, kosztujących nas wiele milionów złotych wątpliwości i wyroków KIO. Wymienienie tu choćby następujące:
1. Ważność podpisu elektronicznego w aspekcie technicznym SHA-1 (KIO 2428/18 z 10.12.2018 r.),