Szczególnie interesujący był otwierający konferencję referat prezes Federalnego SN Niemiec Bettiny Limperg poświęcony idei praworządności (Zaufanie a rządy prawa). Zważywszy na to, co dzieje się obecnie na polu prawa europejskiego, trudno było o lepszy wybór keynote speakera i tematu. To przecież właśnie Niemcy – mimo całej swojej powikłanej historii dwudziestowiecznej, w tym historii prawnictwa niemieckiego w Trzeciej Rzeszy – są kolebką idei Rechtsstaat, która stała się fundamentem europejskiego myślenia o prawie. Została także wkomponowana w „konstytucję europejską", czyli traktat o Unii Europejskiej (TUE).
Prezes niemieckiego SN zaprezentowała rys historyczny i genezę idei państwa prawa. Koncepcja ta ma jednak to do siebie, że o ile naszkicowanie zasad praworządności nie sprawia większych trudności, o tyle pytanie, jakie konkretnie zasady czy elementy normatywne składają się na zasadę państwa prawnego, a które są z nią sprzeczne, jest już problematyczne. Co innego ogólnie mówić o praworządności, a co innego konfrontować poszczególne rozwiązania normatywne z wzorcem traktatowym. Ocena, czy określony stan normatywny jest czy nie jest zgodny z zasadą praworządności, wymaga zejścia z poziomu wysokiej abstrakcji naczelnej zasady ogólnej prawa na „parter", to jest wartościowanie konkretnych, przyjmowanych przez ustawodawcę rozwiązań normatywnych. To dopiero przyjrzenie się, jak połączono poszczególne belki (i bloki) prawnej konstrukcji, pozwala na próbę ustaleń, czy przyjęte przez ustrojodawcę rozwiązania są zgodne z zasadą rządów prawa.
Koncepcja rządów prawa ma także silny wymiar europejski. Myśląc zatem – nie tylko jako sędziowie polscy, ale też jako tzw. sędziowie europejscy – o instytucjonalnym kształcie wymiaru sprawiedliwości, nie jesteśmy zwolnieni z przyglądania się, jak określone zagadnienia ustrojowe wymiaru sprawiedliwości rozwiązuje się w innych państwach członkowskich UE. Właśnie dlatego, gdy słuchałem referatu prezes Niemieckiego SN, zaczęła mnie nurtować myśl, czy wypracowanie takich jednolitych standardów w obszarze wymiaru sprawiedliwości poprzez pryzmat praworządności jest w ogóle możliwe, zważywszy na kolosalne różnice dzielące nie tylko niemiecki i polski model wyboru i powoływania sędziów i leżącą u fundamentów UE zasadę poszanowania historii, kultury i tradycji (także prawnej) poszczególnych narodów. Rzecz ma znacznie szerszy, paneuropejski wymiar. Niedalekie od prawdy będzie stwierdzenie, że tyle modeli powoływania sędziów, ile państw członkowskich. Ale akurat odmienność modeli powoływania sędziów przyjętych w Niemczech i w Polsce skupia jak w soczewce problem powoływania sędziów wedle europejskiego standardu praworządności.
W Niemczech proces nominacji sędziów sądów federalnych został konstytucyjnie powierzony bez reszty politycznej komisji składającej się z federalnego ministra sprawiedliwości (lub innego właściwego w zależności od specjalizacji sądu), członków wybieranych przez Bundestag (niekoniecznie posłów) i ministrów sprawiedliwości krajów związkowych. Szeregowego polskiego sędziego, przyzwyczajonego do transparentności, publicznych ogłoszeń o każdym konkursie na wolne stanowisko sędziowskie, w zasadzie w pełni jawnego postępowania przed KRS zaskoczy zapewne, że wyłanianie kandydatów na sędziów sądów federalnych w RFN ma charakter nieoficjalny i dokonuje się wyłącznie w łonie komisji ds. wyboru sędziów. Decyzja komisji ds. wyboru sędziów nie jest uzasadniana. Ustalanie listy kandydatów na najwyższe stanowiska sędziowskie jest przedmiotem czysto politycznych zakulisowych targów między dominującymi stronnictwami politycznymi.
Nazwiska kandydatów, ich kompetencje, doświadczenie etc. nie są poddawane publicznej debacie. (W latach 90., w Polsce też nie było konkursów na wakujące urzędy sędziowskie, a kandydaci do najwyższej instancji wyłaniani byli z poufnych rekomendacji rozmaitych wpływowych osób z samego SN bądź jego okolic). Rekomendacje komisji „sądowych" nie wiążą komisji federalnej. Wszystko to jest ostatnio przedmiotem krytyki w prasie niemieckiej.
Poszliśmy w innym kierunku
W TSUE zawisło obecnie parę spraw podważających frontalnie ustrojowy kształt i sposób powoływania Krajowej Rady Sądownictwa (wybór przez Sejm) jako m. in. niezgodny z zasadą praworządności (innych „punktów zaczepienia" dla tego typu tez za bardzo nie ma, brak bowiem wyraźnych regulacji traktatowych modelu powoływania sędziów w państwach członkowskich). Korzystając zatem ze stworzonego przez warszawską konferencję forum dialogu sędziów europejskich, postanowiłem zapytać prezes Limperg o ocenę czysto politycznego modelu wyłaniania kandydatów sędziów federalnych przyjętego przez Ustawę Zasadniczą RFN i jego zgodność z zasadą praworządności w aspekcie europejskim. A także o to, czy ewentualne zakwestionowanie przez luksemburski trybunał zgodności polskiego systemu wyłaniania i powoływania sędziów nie miałoby nieuchronnego skutku ubocznego w postaci konieczności rewizji i zmiany niemieckiej konstytucji z 1949 r. w kwestii politycznej metody nominowania sędziów.