Tomasz Pietryga o Turowie: Polak po szkodzie, ale czy mądry?

Na spotkaniu w Krajskim Urzędzie Kraju Libereckiego Czesi wystawili jednego z najlepszych specjalistów od prawa unijnego. Z Polski nie było żadnego. Wcześniej, gdy sprawa trafiła do TSUE, Warszawę reprezentował jeden, Pragę trzech prawników.

Publikacja: 25.05.2021 19:20

Tomasz Pietryga o Turowie: Polak po szkodzie, ale czy mądry?

Foto: PAP/Aleksander Koźmiński

Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek skierowany do Trybunału Sprawiedliwości UE" – poinformował podczas unijnego szczytu Mateusz Morawiecki. Miał to potwierdzić jednostronicowy dokument, który wyciekł kilkanaście godzin później, podpisany przez przedstawicieli rządów i samorządów obu krajów. Po jego lekturze nie było wątpliwości, że to Czesi występują z pozycji silniejszego i to oni dyktują warunki rozwiązania sporu.

Czytaj także:

Safjan o Turowie: Można zakończyć sprawę na politycznej ścieżce

Cena to 45 mln euro (10 proc. części subwencyjnej Funduszu Odbudowy), które zapłacić ma Polska. A do tego powstać mają wspólne grupy monitorujące kopalnię Turów i dostosowanie się naszego kraju do unijnej legislacji ekologicznej. Cena wysoka i niedająca gwarancji na spokój.

Zwłaszcza że tego samego dnia, kiedy rewelacje o ugodzie zaczęły się pojawiać w mediach, zdementował je premier Andrej Babiš. „Na nic się nie zgodziłem, sprawa sądowa jest nadal w toku" – powiedział.

Zapewne to element negocjacyjnej gry, bo skoro porozumienie nie zostało jeszcze podpisane, a pieniądze nie wpłynęły na konto Czechów, to jeszcze wszystko jest możliwe. Umowa z Czechami da podstawę do wycofania nakazu blokady kopalni ze względu na zmianę „okoliczności".

Czechom zapewne o to chodziło. Ich celem nie było zaognianie relacji ze swoim sąsiadem, ale zmuszenie nas do szybkich ustępstw. I to się rządowi w Pradze udało. Z kolei nasz rząd nie ma podstaw, aby ogłaszać ugodę jako sukces. Polacy zapłacą za nią ponad 200 mln zł. A wycofanie pozwu nie musi kończyć sprawy. Ugoda, w której Polska bierze winę na siebie, przyznaje się do wyrządzenia szkody Czechom poprzez naruszenie prawa UE, może być nadal eksploatowana m.in. przez inne gminy leżące na pograniczu polsko-czesko-niemieckim, ale przede wszystkim przez Komisję Europejską, która jako strażniczka traktatów może kontynuować sprawę kopalni przed TSUE już bez Czechów.

To efekt zaniedbania polskiego rządu, który mimo wielu sygnałów alarmowych z tego regionu nie był na tyle zdeterminowany, by rozładować konflikt, zanim trafił on do TSUE. Teraz, gdy mleko się rozlało, ugoda będzie bardzo kosztowna. Czy wypłynęła z tego nauka na przyszłość?

24 maja na spotkaniu w Krajskim Urzędzie Kraju Libereckiego Czesi wystawili jednego z najlepszych specjalistów od prawa unijnego. Z Polski nie było żadnego. Wcześniej, gdy sprawa trafiła do TSUE, do Luksemburga przyjechało trzech czeskich prawników. Polskę reprezentował tylko jeden.

Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek skierowany do Trybunału Sprawiedliwości UE" – poinformował podczas unijnego szczytu Mateusz Morawiecki. Miał to potwierdzić jednostronicowy dokument, który wyciekł kilkanaście godzin później, podpisany przez przedstawicieli rządów i samorządów obu krajów. Po jego lekturze nie było wątpliwości, że to Czesi występują z pozycji silniejszego i to oni dyktują warunki rozwiązania sporu.

Czytaj także:

Pozostało 83% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?