Bardzo dobrze, że w ogóle dyskutujemy, bo ten system wymaga zmian. Bardzo źle, że w takiej formie – w emocjach, pospiesznie, na ulicach, częściej przez pryzmat ocen polityków niż ekspertów, niejednokrotnie czerpiąc wiedzę wyłącznie z mediów. Tymczasem proces legislacyjny powinien być czasem debaty i rozważnego namysłu – zwłaszcza w przypadku rozwiązań legislacyjnych tak fundamentalnych dla państwa, jak te dotyczące Sądu Najwyższego. Wciąż możemy mieć na taką debatę czas i warunki – wystarczy, aby rządzący nieco zwolnili tempo działania i umożliwili realną dyskusję nad projektem, a inni interesariusze zechcieli spokojnie, merytorycznie odnieść się do wszystkich proponowanych rozwiązań.
Mamy wiele obaw związanych z tym projektem, niektóre przepisy nadal budzą poważne wątpliwości konstytucyjne. Projekt wraz z uzasadnieniem liczy 135 stron i przewiduje szereg nowych rozwiązań związanych z organizacją i funkcjonowaniem SN. W trakcie debaty sejmowej do projektu zostało zgłoszone ponad tysiąc poprawek, nad którymi będzie dziś pracować Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Sądząc po wczorajszym wystąpieniu Prezydenta, wszyscy uczestnicy procesu legislacyjnego potrzebują czasu na dokładne przeanalizowanie sprawy.
Nikt z nas, przedstawicieli środowiska prawniczego, nie ma wątpliwości, że wymiar sprawiedliwości, w tym także działanie sądów, wymaga reformy. Dobrze, że obecnie rządzący wykazują chęć przeprowadzenia zmian, bardzo dobrze, że do dyskusji włączyło się nasze środowisko, które być może wcześniej za mało angażowało się w tej kwestii. Niedobrze jednak, że znowu mówimy o reformie przede wszystkim w atmosferze politycznego sporu, z wyłączeniem środowisk bezpośrednio zainteresowanych. W wydanym w ostatnich dniach stanowisku dziekani wydziałów prawa dziesięciu uniwersytetów zwracali uwagę, że projekt ustawy nie był szerzej dyskutowany na etapie przygotowania, nie poproszono o stosowne opinie ani Krajowej Rady Sądownictwa, ani Sądu Najwyższego, ani samorządów prawniczych. Jakby tego było mało, procedowaniu projektu towarzyszą awantury w Sejmie, barierki, policja na Krakowskim Przedmieściu i na Wiejskiej, emocje podgrzewane na ulicach. Nie na tym polega stanowienie prawa, które ma służyć kolejnym pokoleniom. Ciągle jeszcze możemy to zmienić, tylko każda z zaangażowanych stron – a zwłaszcza inicjator przedsięwzięcia – musi zrobić krok wstecz i podjąć poważną dyskusję.
To ważne, bo krąży nad nami widmo jeszcze większego zagrożenia - jeżeli ustawa o Sądzie Najwyższym w obecnym kształcie zostanie jutro przyjęta przez Sejm, to w środowisku prawniczym i całym społeczeństwie pozostanie głęboki uraz i przekonanie, że przez kolejnych kilkanaście lat nie powinniśmy w ogóle próbować zmieniać polskiego systemu sądownictwa. A to byłoby najgorsze, bo ciągle daleko nam – obecnie i po ewentualnej reformie w tym kształcie - do systemu idealnego.
Włodzimierz Chróścik – dziekan Okręgowej Rady Radców Prawnych w Warszawie