„I have a dream!" – zawołał w sierpniu 1963 r. Martin Luter King podczas historycznej mowy na 250-tysięcznym wiecu w Waszyngtonie przeciw segregacji rasowej i ograniczeniu praw czarnoskórych. Już za trzy miesiące zostanie zamordowany sprzyjający mu prezydent Kennedy, a za pięć lat przywódca czarnych Amerykanów też zginie w zamachu. Ale sen się spełnił, choć do posmarowania opornych trybów historii trzeba było krwi i cierpienia.
Ja też mam prawo do swojego snu amerykańskiego. W USA spędziłem w sumie prawie dziesięć lat, ale tylko sześć i pół roku jako pierwszy po upadku komunizmu konsul generalny RP w Nowym Jorku. Zaznałem wcześniej emigranckiego losu i zawsze niedopłaconej emigranckiej roboty.
Pokochałem ten kraj i dlatego cieszę się wraz z setkami tysięcy obywateli, którzy wyszli na ulice po ogłoszeniu zwycięstwa Joe Bidena. Bo to jest zwycięstwo dobrych, życzliwych, prostych ludzi, jakich tam poznałem i polubiłem, obojętnie: białych, czarnych czy oliwkowych. Ludzi zatroskanych tarapatami, w jakie wpadł ich kraj, usiłujących tłumaczyć sąsiadom, że Ameryka idzie w złym kierunku, nawet jeśli ci sąsiedzi są wystraszeni porażką Trumpa, przekonani, że diabeł wylazł z kryjówki i zabierze im nie tylko biblijną wersję świata, ale i garść groszy dobrotliwie rozsypanych przez Trumpa. Jestem z wami; nie ma stanów czerwonych ani niebieskich, są tylko Stany Zjednoczone!
Ale jest coś więcej: zwycięstwo Bidena nad urzędującym prezydentem, nad jego wściekłymi pogróżkami i obiecankami pokazuje, że zwykli, życzliwi i zatroskani o swój kraj ludzie mają siłę i potrafią jej użyć. Że demokracja obroni się w wyborach, że kartka do głosowania jest mocniejsza od złorzeczeń i kłamstw. To właśnie jest najpiękniejszy mój sen o Ameryce, której już chyba nigdy więcej – z racji wieku i chorób – nie zobaczę.
Ten sen spełni się już niedługo w Polsce, jest już pierwszy znak: strach rządzących. Nasze wyborcze zwycięstwo też będzie połowiczne, jak Amerykanów, i nam też będzie ciężko. Bo rzesze rodaków stumanionych przez partyjne obiecanki i toruńską wersję wiary nie znikną. Ale przecież powoli ich przekonamy, a oni przestaną się bać; sami zobaczycie!