Na początek rada dla czytelników: jeśli kiedykolwiek usłyszą państwo, że polityk mówi o zapadającej łatwo w pamięć sumie w kontekście wsparcia dowolnej dziedziny, wpływów z UE czy rzekomej kradzieży pieniędzy przez poprzedników – 100 mln albo 100 mld itd. – mogą być państwo pewni, że to demagogiczne przedstawienie. Takie okrąglutkie sumy w naturze nie występują.
Czytaj więcej
Sprawa Krzysztofa Szczuckiego, byłego ministra w rządzie PiS, to kolejny dowód na to, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie ma jednak podkładki na wszystkie publiczne środki, które wydawała tak naprawdę na własne partyjne cele. A odebranie subwencji przez PKW zbliża się coraz większymi krokami.
Czy Donald Tusk wymyślił sobie 100 miliardów, które rzekomo ukradło PiS?
Dotyczy to również 100 mld, które według pana premiera miał „ukraść” czy też „zdefraudować” rząd Zjednoczonej Prawicy. Podczas konferencji pana premiera nie usłyszeliśmy oczywiście, w jaki sposób do tej sumy doszedł i dlaczego wyszło akurat równiutko 100 mld, a nie 87 mld czy 113 mld.
Występ ten był festiwalem demagogii i przykładem, jak mówić prawdę i jednocześnie mocno się z nią mijać.
Prawdą jest bez najmniejszej wątpliwości, że PiS przekierował duże sumy z państwowej kasy na wspieranie różnych bliskich sobie przedsięwzięć. I to absolutnie nie było w porządku. Czy jednak robił to nielegalnie i „z naruszeniem prawa”, jak stwierdził pan premier? Śmiem bardzo poważnie wątpić. Zresztą w wystąpieniu Donalda Tuska znalazł się charakterystyczny fragment: szef rządu oznajmił, że w części przypadków władza „uważa”, że doszło do złamania prawa, ale… dopiero szuka dowodów. A więc najpierw mamy aprioryczne założenie, że doszło do przestępstwa, a dopiero później, jak to elegancko ujął swego czasu pan minister Bodnar, „szukamy jakiejś podstawy prawnej”.