Jest coś głęboko niepokojącego w tym, że zarówno Zjednoczona Prawica w przeszłości, jak i koalicja 15 października obecnie, w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi stawiają na jedną kartę. Tak jakby względy ideologiczne lub wewnątrzkrajowe kalkulacje były dla ich liderów ważniejsze niż żywotne interesy państwa.
W czasach współegzystowania rządów PiS w Polsce i Donalda Trumpa w USA widać było fascynację naszych polityków kontrowersyjnym prezydentem światowego mocarstwa. Wynikało to zapewne z podobnego traktowania reguł demokratycznych, wspólnej konserwatywnej wizji świata czy gloryfikacji cynizmu w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Nie bez znaczenia była także „chemia”, jaką z Trumpem złapał Andrzej Duda. Niewiele dobrego można powiedzieć o naszym prezydencie, ale akurat to powinno zapisać mu się na plus. Rzeczywiście widać było, że znalazł klucz do serca swego amerykańskiego odpowiednika i sprawiał, że myślał on o Polsce i Polakach ciepło i z życzliwością.
Czytaj więcej
Po dwóch latach wspierania Rosji Chiny zaprosiły przedstawiciela Ukrainy, by porozmawiać o przerwaniu wojny. Obie stolice w jednym czasie znalazły się w trudnym położeniu, co sprzyja rozmowom.
Polskie władze prowadzą jednostronną politykę wobec USA
Zapewne kluczowe w tej relacji było to, że była ona połączeniem dominującej osobowości Trumpa z uległą osobowością Dudy – idealnie do siebie pasowali. Pierwszy lubi okazywać swoją siłę, drugi dobrze czuje się w pozycji podporządkowania wobec patrona (co w polityce wewnątrzpolskiej objawiało się przez długie lata w jego stosunku do Jarosława Kaczyńskiego). Widać to było w mowie ciała lokatora Belwederu, w jego gestach, w propozycjach politycznych (słynny projekt „Fortu Trump”). Doskonałą egzemplifikacją tego, o czym piszę, jest słynna fotografia z podpisania jednej z umów polsko-amerykańskich: widać na niej siedzącego Trumpa i stojącego obok (w pełnym uśmiechu) Dudę.
Ale to psychologiczne zapętlenie akurat w tym przypadku było dobre dla Polski. Choć jego niekorzystne skutki mogliśmy obserwować po zmianie władzy za oceanem. Nasz prezydent zwlekał z przesłaniem gratulacji Joe Bidenowi po tym, gdy ten został nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Rządy PiS, nieprzygotowane na taki scenariusz i do końca wierzące w reelekcję Trumpa, także nie potrafiły zbudować dobrych relacji z nową administracją. Grając przez cztery lata na jednym fortepianie, ze zdziwieniem zobaczyły, że został ona zastąpiony innym, którego klawisze okazały się dla polityków Zjednoczonej Prawicy jakby nieznanymi. Aż do swej porażki wyborczej w zeszłym roku PiS żyło powidokami swych świetnych relacji z Trumpem i w jakimś dziwnym dystansie wobec demokratycznej administracji w Waszyngtonie.