Jesteśmy, Polacy, nie tylko z Warszawy. Lokalność jest częścią naszej tożsamości. Często bardzo ważną, a niekiedy zasadniczą. I nie ma w tym nic dziwnego. Lokalna ojczyzna determinuje bardzo wiele w naszym życiu. Kreuje punkty widzenia, poglądy, czasem gust. Nie tylko nad Wisłą. W znacznie większym stopniu na Półwyspie Iberyjskim, we Włoszech, Francji czy w Niemczech. Współczesna Europa lepiej to rozumie niż nacjonaliści, którzy zlepiali w przeszłości państwa na siłę, brutalnie walcząc z lokalnymi ojczyznami.
Czy ustawa o języku śląskim jest potrzebna?
I właśnie dlatego, że lokalność przeżywa we współczesnej Europie odrodzenie, tak bardzo niektórych może zaboleć perspektywa zawetowania przez prezydenta Dudę ustawy o języku śląskim. Rozumiem tych, którym zaciskają się pięści, bo sam mam trochę tej śląskości w swojej biografii. Śląska gwara była melodią mojego dzieciństwa; wyrastałem w jej otoczeniu i rozumiem tych, którzy chcieliby ją widzieć jako oficjalny język regionalny. Nie wszyscy jednak zaciskają pieści, a są nawet tacy, którzy nie będą mieli do prezydenta większych pretensji. Zechcą państwo wybaczyć, ale i ja, choć z trudem, pozbawię się przyjemności skrytykowania przewidywanej decyzji Andrzeja Dudy.
Czytaj więcej
Sejm głosował w piątek nad zmianą ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym i niektórych innych ustaw.
Dlaczego uznanie śląskiej gwary jest nieoczywiste?
Sprawa uznania „ślonskiej godki” za język regionalny nie jest bowiem na wielomilionowym Śląsku oczywista. Przede wszystkim, z ponad 5 milionów mieszkańców województw śląskiego i opolskiego narodowość śląską (w większości jako jedną z dwóch) zadeklarowało niecałe 600 tys. osób. Językiem śląskim w kontaktach domowych posługuje się jeszcze mniej, niespełna 470 tys. Ale te liczby nie rozstrzygają. Ważniejsze jest, że nie ma jednej śląskiej gwary. Specjaliści doliczają się przynajmniej 13 popularnych odmian. Jak więc wybrać tę jedną, kanoniczną? Pytają zadeklarowani Ślązacy.